-rozdział 46-*

179K 3K 22
                                    

UWAGA UWAGA WSTAWIAM PONOWNIE DLA OSÓB, KTÓRYM NIE WYŚWIETLIŁ SIĘ TEN ROZDZIAŁ. JEŻELI JESZCZE RAZ ZDARZY SIĘ COŚ TAKIEGO TO KONIECZNIE MI PISZCIE.

Stałam w łazience jedną ręką trzymając się za brzuch, drugą natomiast przycisnęłam do ust. Odwróciłam się plecami do lustra z wiadomego powodu. Nie chciałam patrzeć na moje żałosne odbicie.

Żałosne pod każdym względem, psychicznym jak i fizycznym.

Calutki dzień czuję to samo. Mdłości. Tylko i wyłącznie cholernie irytujące mdłości, które co chwila powracają. Najbardziej przeraża mnie fakt, że nic już w sobie nie mam a dolegliwości nadal nie znikają. Rano zjadłam jedynie kanapkę, która nie pozostała we mnie długo. A potem? Potem bałam się jeść, więc nie robiłam tego a mimo wszystko miałam odruch wymiotny. Gdy około 12 napiłam się wody stało się to samo. Obecnie jest godzina 18:46 a ja nadal czuje się okropnie. Mam wrażenie, że za chwilę zwymiotuję swoimi wszystkimi wnętrznościami.

Kolejny raz dzisiaj stoję w łazience. Czuję ogromne osłabienie. Moje nogi ledwo utrzymują ciężar całego ciała. Ręce okropnie się trzęsą, co nie wygląda dobrze. Niemiłosiernie kręci mi się w głowie a wszystkie dźwięki brzmią sto razy głośniej niż zazwyczaj.

I tak cały dzień w kółko.

W pewnej chwili przed moimi oczami pojawiły się ciemne plamy i mroczki. Głowa pulsowała jakby ktoś uderzył w nią czymś ciężkim, lecz to tylko złudne uczucie. Ręce trzęsły się jeszcze bardziej a nogi samowolnie uginały. Resztkami sił podpierałam się łazienkowych szafek i próbowałam dostać na korytarz. W momencie kiedy sięgnęłam po klamkę moje ciało nie wytrzymało. Ciemność kompletnie zawładnęła moim zmysłem wzroku. Nogi bezwładnie przestały działać a moje ciało z hukiem i bólem runęło na ziemię.

~•°*°•°*°•~

Obudziłam się w szpitalu. Pikanie maszyn, białe wnętrze, charakterystyczny zapach i to dziwne uczucie.

Leżę w szpitalu.

Przetarłam ręką oczy i popatrzyłam w prawo. Tuż obok na krzesełku siedział Zach, który teraz troskliwie na mnie patrzył.

- Naomi nareszcie -pocierał moją rękę.

- Co się stało? -mruknęłam leniwie.

- Zemdlałaś i uderzyłaś się w głowę -odpowiedział.

Moja ręka powędrowała na czoło. Znajdował się tam wielki plaster.

- Naomi musimy pogadać teraz póki jesteśmy sami -powiedział z powagą a ja spięłam się.

- Przecież rozmawiamy.

- To nie są żarty. Znalazłem to na twoim biurku -powiedział jednocześnie wyjmując z kieszeni białą, złożoną karteczkę.

Rozłożył ją i wsadził do mojej ręki. Podniosłam papier na wysokość oczu dostrzegając wypis, który dostałam kilka dni temu od pielegniarki.

- Nao czy zdajesz sobie z tego sprawę, że to ja jestem za ciebie w pełni odpowiedzialny? Mieszkasz ze mną więc teoretycznie jestem w takiej chwili twoim opiekunem. Dbam o ciebie. Dlaczego nie powiedziałaś mi o tym? -mówił z wyczuwalnym rozczarowaniem w głosie.

ZŁAMALIŚMY ZASADYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz