Jak można, to proszę o przeczytanie rozdziału, a dopiero potem - obejrzenie filmiku ;-).
Miriel uniosła przed siebie zakrwawione dłonie, w których dzierżyła miecz o cienkim, lecz długim ostrzu. Złota, średniej długości peleryna swobodnie zwisała na jej szczupłych ramionach, delikatnie łopocząc przy każdym ruchu.
Zdawało się, że wokół posypały się drobniutkie iskry, gdy jej oręż zderzył się z bronią wroga. Poczuła, jak rękojeść drży w dłoniach, lecz nim wibracje zdążyły zniknąć, dołączyła do nich nowa fala spowodowana wciąż napływającymi uderzeniami.
Elfka podskoczyła, unikając sztyletu lecącego w stronę jej nóg. Nie zdołała jeszcze opaść z powrotem na ziemię, gdy w jej kierunku skoczyło czterech tytanów. Za plecami poczuła zimną, wilgotną ścianę, która nie pozwoliła królowej wykonać kolejnego kroku w tył. Zablokowała trzy lecące uderzenia, lecz czwarte napłynęło tak szybko, że nie udało jej się przed nim uchronić.
Grube ostrze rozpłatało jej udo, powodując w nim palącą niewładze. Miriel jednak zacisnęła zęby, po czym wbiła miecz w pierś jednego z przeciwników, jednocześnie raniąc drugiego. Nie miała możliwości odzyskania swej broni, więc na powrót wyciągnęła sztylety. Kątem oka ujrzała sylwetkę Tulkasa, który z zabuczą precyzją, wręcz rozkrajał wrogów stojących mu na drodze.
Ignorując ból, kopnęła jednego z nieprzyjaciół, a gdy ten przystanął oszołomiony, ścięła mu głowę. Zabicie go jednak nie przyniosło wielkiego skutku, albowiem w dalszym ciągu była otoczona.
-Panowie, w tylu na jedną?- zawołała Varda, pojawiając się nagle przy niej.
-Teraz już na dwie- powiedziała elfka, uśmiechając się do Valiery. Twarz żony Manwego również rozjaśnił uśmiech.
Wykorzystując chwilowy szok tytanów, spowodowany nagłym pojawieniem się Królowej Gwiazd, rozpoczęły walkę. Kobiety stanęły do siebie plecami i chroniąc nawzajem, wykonywały najróżniejsze, skomplikowane uniki i pchnięcia.
-Dziękuję- rzekła Miriel, gdy po dłuższej chwili zdołały pokonać atakujących ją przeciwników.
-Nie dziękuj- zaśmiała się Varda, mrugając do niej- ale gdyby co, to liczę na rewanż.
-Masz moje słowo- odparła elfka z szerokim uśmiechem, który opadł, gdy spostrzegła, iż kolejni tytani biegną w ich stronę- czy ich jest nieskończenie wielu?
-Powinno być 576- krzyknął Mandos, który przebiegając, akurat usłyszał jej pytanie.
Królowa Eryn Lagalen westchnęła ze zrezygnowaniem. Myślała, że o wiele mniej.
***
Fontanna szkarłatnej posoki opadła na ziemię, niczym jesienny deszcz, a w tę plamę opadło przepołowione ciało, z którego w dalszym ciągu sączyła się krew. Zwycięzca tego drobnego starcia nie zaznał jednak spokoju, albowiem dwóch kolejnych przeciwników doskoczyło do niego, rozpoczynając kolejną batalię.
Manwë pochwycił w dłonie zardzewiały łańcuch i wymachując tą prowizoryczną bronią, stawił czoło kolejnym tytanom.
Zimny metal zacisnął się na szarej skórze, uwydatniając skrywające się pod nią żyły. Wystarczyło przyciśnięcie drugą ręką, a wróg dołączył do swych towarzyszy gdzieś w innym świecie.
Valar spostrzegłszy kolejnego nieprzyjaciela przed sobą, pociągnął trzymany w rękach łańcuch, lecz jakaś siła utrzymała go w miejscu. Obrócił się, a jego oczom ukazał się zapomniany wcześniej przeciwnik, stojący na prowizorycznej broni. Aratar zmrużył powieki, po czym wkładając w czyn ten trochę więcej siły niż wcześniej, wyswobodził swój oręż i zakręciwszy nim w powietrzu, pozbawił głowy dwóch atakujących go tytanów. Iluż ich było! Walka toczyła się od dawna, a wydawało się, że koniec starcia ani trochę się nie przybliża.
CZYTASZ
Supernatural: blood and love (4)
FanfictionZwykła bajka na dobranoc. Niby nic niezwykłego, prawda? A co jeśli okaże się, że historyjka wydarzyła się naprawdę? Co, jeśli to, co wydawało się fikcją, staje się rzeczywistością? Władcy Mrocznej Puszczy powracają w nowym opowiadaniu. Miłość, krew...