Rozdział 12

618 59 16
                                    

Zimne, wilgotne lochy, w zastraszającym tempie się wyludniły. Ludzie, którzy wcześniej w nich przebywali, albo wstąpili w szeregi wrogiej armii, albo zginęli, broniąc swych przekonań. Pozostały tylko cztery osoby.

Do dwójki elfów i pięknej wyroczni dołączono mężczyznę w średnim wieku, którego Gordbag nie zdołał zachęcić do przejścia na złą stronę. Drogo- bo tak miał na imię ten człowiek- miał jasnobrązowe włosy i dobrze zbudowane ciało. Mimo dość srogiego wyglądu miał poczucie humoru, dzięki czemu okazał się bardzo miłym kompanem. Sprawiał wrażenie godnego zaufania, więc tymże przywilejem został obdarowany ze strony towarzyszy z celi. Drogo był całkowitym przeciwnikiem rządów i polityki Gordbaga.

Jak dotąd czwórka więźniów miała względny spokój. Nie zaczepiano ich ani nie zaprowadzano na tajemnicze "spotkania" z żołnierzami. Jednak nie na długo mieli mieć szczęście w tym nieszczęściu. Zbliżała się walka, a siły nieprzyjaciela chciały mieć po swej stronie jak najwięcej wojowników.

Elentar otworzył zmęczone oczy, rażony jasnym światłem. Zmrużył powieki, gdyż oślepiony nie dał rady, dłużej trzymać ich otwartych. Wtedy nagle nastąpiła ciemność, więc książę na powrót je rozwarł. Ujrzał nad sobą ciemnowłosego, rosłego mężczyznę, który patrzył na elfa z pogardą, jednocześnie złośliwie się uśmiechając.

-Wstawaj- warknął, kopiąc z pasją syna Legolasa i Miriel.

-O co chodzi?- odparł Elentar zimno, nie dając po sobie poznać, że uderzenie go zabolało. Nie odrywał wzroku od postaci przed sobą, jednak jednocześnie, kątem oka przeszukiwał pomieszczenie, w poszukiwaniu swych towarzyszy. Z ulgą stwierdził, że trójka przyjaciół jest tam, gdzie ich widział ostatnio. Nad nimi jednak również stali potężnie zbudowani żołnierze. Pytanie księcia zostało bez odpowiedzi.

Nagle usłyszeli kroki. Szybkie i żwawe, rozbrzmiewające coraz głośniej, z każdą chwilą w miarę, jak zbliżały się do nich. Zgromadzeni w lochu spojrzeli na wejście, w którym pojawił się ciemnowłosy mężczyzna, odziany w piękną, błyszczącą zbroje.

-Mój panie- zasalutowali wojownicy, kłaniając się lekko. Elentar z Mirgilem wymienili spojrzenia, albowiem zrozumieli, kim jest nowo przybyły. Gordbag obrzucił ich badawczym, ale i pełnym wyższości wzrokiem.

-Weźcie tego- powiedział gardłowym głosem, wskazując na syna Lindira niedbałym ruchem dłoni. Nim przyjaciele zrozumieli, co się dzieje, dwójka strażników pochwyciła blond włosego elfa.

-Zostawcie go!- krzyknął Elentar, po czym zerwał się na równe nogi, próbując bronić przyjaciela. Rozpoczęła się szamotanina. Mimo iż, więźniowie wiedzieli, że nie mają szans, nie zamierzali się poddać. Tylko Elessa nie mając żadnych umiejętności bitewnych, weszła w kąt, gdzie nie przeszkadzała żadnej ze stron. Jej powieki załopotały, a rzeczywistość ustąpiła miejsca wizji.

Mirgil zawzięcie kopał swych przeciwników, próbując wyrwać się z ich uścisku. Jego przyjaciele również nie dawali za wygraną, lecz było ich zbyt mało, aby mogli wygrać. Po chwili dwójka dzielnych obrońców siedziała na podłodze, obwiązana sznurkiem, a szamoczący się blond włosy elf został wyciągnięty z celi. Elentar krzyczał kompletnie bezsensowne słowa, nie wiedząc, co innego mógłby zrobić. Z przerażeniem musiał czekać na rozwój wydarzeń.

Elessa podeszła do nich powoli i po krótkich zmaganiach rozwiązała ich. Trójka pozostałych więźniów spojrzała na siebie ze smutkiem. Książę Eryn Lasgalen przygryzł wargę. Bał się tego, co może się stać Mirgilowi. Traktował go jak brata, którego nie posiadał, a zawsze chciał mieć.

***

Władcy Leśnego Królestwa usiedli naprzeciwko siebie, przy stole w sali tronowej. Nie odzywali się, tylko wpatrywali w siebie pełnym napięcia wzrokiem. Czekali na Daenerys i Gimliego, z którymi mieli nareszcie podjąć decyzję co do tego, co dalej mają uczynić.

Supernatural: blood and love (4)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz