Czarna suknia powiewała na wietrze, łopocząc delikatnie, a jasne, długie włosy starały się okryć twarz swej właścicielki. Uniosła dłoń, dając umówiony znak. A więc tak miało się to skończyć.
Kryształowa skrzynia, zamknięta na wieki, skrywająca piękne, kruche ciało, zajmowała właśnie swe miejsce. Prawie że przezroczysta trumna spoczęła tuż przy drugiej — identycznej. Jak strzała i cięciwa, jak miecz i dłoń właściciela, jak niebo i ziemia. Tak różni, a jednak tacy sami w swej inności.
I nastała ta ostatnia chwila, ostatni moment i ostatni rzut oka na ich nieruchome sylwetki. Niebo zdawało się płakać, trwać w nieprzerwanym szlochu, który rozjaśniał granat świata. A pośród tego wszystkiego stały najróżniejsze postacie, których ciemne sukna, wręcz wtapiały się w otoczenie.
Koronkowe chusteczki nasiąkały, nie tylko, wciąż napływającymi strugami deszczu. Patrzyli na kryptę, która z każdą chwilą była jakby bardziej odległa od ich zasięgu. A wa momencie, w którym ostatni, biały kamień okrył mgliste wejście, do ich serc wstąpiła fala walecznego, porywającego ukojenia.
Nim wszyscy rozeszli się, targani życiem, niczym spadające z drzew, jesienne liście, zastanowili się jeszcze, kim były dla nich te dwie, burzliwe osoby. Król, królowa, przyjaciel, przyjaciółka. Tata. Mama. Strata bolała.
Pulsujący w piersi organ kuł boleśnie, przypominając o swym, w jakieś części, pustym istnieniu.
Nie mogła już dłużej tu być. Nie mogła patrzyć na tych wszystkich, okrytych smutkiem, wokół. Czuła, że musi podołać, dotrzymując jej ostatniej woli. Jak jednak miała to zrobić? Nie była królową, nie była tym, na kogo zasługiwali ci wierzący w nią.
Chwyciła w dłonie ciężki od deszczu materiał sukni, biegnąc przed siebie. Mijana zdziwionymi spojrzeniami, leciała na złamanie karku, korzystając z ostatnich chwil pozornej wolności. Od jutra jej życie zmieni się jeszcze bardziej niż dotychczas.
Ale w tym momencie przestała się już przejmować. Zwolniła kroku, idąc ku szczytowi pagórka, zauroczona otaczającą go aurą.
Nie była wcześniej w tym miejscu, ani nawet nie wiedziała, że w ogóle istnieje. Jej nogi szły jakby same, prowadzone przez nieznaną siłę. Po chwili zatrzymała się.
Otarła kryształową, ostatnią smutną kroplę, wpatrując się w błyszczącą łunę przed sobą. Po każdej burzy wychodzi słońce, a te, było wyjątkowo piękne. Zdawało się świecić wszystkimi barwami, począwszy od tych znanych, a kończąc na tych, których nie sposób nazwać.
W tej chwili zrozumiała. Nie zostawili jej. Będą przy niej do końca świata i jeden dzień dłużej, choć ich nie widzi. Jej serce nadal było pełne ich miłości.
-Będzie dobrze, mamo- szepnęła- obiecuję, tato.
A powiedziawszy to, chwyciła rękę ukochanego, który właśnie do niej dołączył. Cokolwiek by się działo, miała jego. Razem mogli stawić czoła światu.
I uśmiechnąwszy się do niezwykłej, otaczającej ją światłości, poszli tam, gdzie czekała ich nowa, wspólna przygoda. Do domu.
Ich spokojnym krokom przyglądała się uśmiechnięta para. Siedząc ramię w ramię i trzymając się za dłonie, patrzyli na swe dzieci. Byli ich aniołami, a ich dusze będą strzec swych pociech, póki nie zbraknie im sił.
Śmierć w tym przypadku nie była końcem. Śmierć połączyła ich na wieki, gwarantując spokój.
Jego usta wpiły się z czułością w pełne wargi ukochanej. Nikt i nic jeż nie mogło ich rozdzielić. Czy można sobie wyobrazić piękniejsze zakończenie?
Zapraszam na filmik :-), a w wolnej chwili napiszę podziękowanie :*.
CZYTASZ
Supernatural: blood and love (4)
FanfictionZwykła bajka na dobranoc. Niby nic niezwykłego, prawda? A co jeśli okaże się, że historyjka wydarzyła się naprawdę? Co, jeśli to, co wydawało się fikcją, staje się rzeczywistością? Władcy Mrocznej Puszczy powracają w nowym opowiadaniu. Miłość, krew...