Rozdział 8

707 69 17
                                    

-Jak to ich nie ma?

-Poszliśmy do lasu, tak jak królowo poprosiłaś, lecz nie znaleźliśmy ani Elentara, ani Mirgila.

-Widzieliście może mojego męża?- zapytała Miriel, głosem jakby odległym, z myślami przeszukującymi okolicę.

-Król Legolas szedł na czele oddziału do dolnej partii królestwa- odparł jeden ze strażników- podobno coś się tam stało.

-Dlaczego dopiero teraz mi o tym mówicie?- powiedziała elfka, po czym potrząsnęła głową i wybiegła z sali tronowej. Miała złe przeczucia. Jej moce jakby coś blokowało, nie mogła użyć ich, aby znaleźć syna. Mijana ciekawskimi spojrzeniami i setkami ukłonów, zbiegła ze średniej wielkości górki. Zadzierając lekko koronkową sukienkę do góry, odbiła się od ziemi i ani na chwilę nie zatrzymując, przemierzyła rzekę, skacząc od jednego wystającego kamyka, do drugiego. Widziała już maleńkie budynki. Panowało wielkie poruszenie, zdawało się, iż połowa mieszkańców wyszła, na plac pomiędzy nimi i dyskutowała o czymś zacięcie. Miriel podeszła do przodu i stając odrobinę za nimi, przysłuchiwała się rozmową. Nie dała jednak rady, cokolwiek zrozumień, albowiem kobiety wokół krzyczały jedna przez drugą. Właśnie, kobiety. A gdzie mężczyźni? Królowa dostrzegła tylko kilkudziesięciu mężczyzn, a pośród nich większość, to byli strażnicy Eryn Lagalen, odziani w złote, cieniutkie zbroje. W samym środku zamieszania stał Legolas, z marnym skutkiem próbując uciszyć otaczających go mieszkańców. Królowa prawie niezauważona przecisnęła się, przez tłum, stając obok męża. Król krzyczał coś, gestykulując dłońmi, lecz na nic się to nie zdawało. Miriel patrząc na to, tylko pokręciła głową i wciągnąwszy głęboko powietrze, krzyknęła:

-Cisza!

Jej krzyk, a raczej wrzask sprawił, iż ptaki na pobliskich drzewach odleciały, a wcześniej głośni mieszkańcy stanęli w miejscu, patrząc na nią ze zdziwieniem.

-Dziękuję- szepnął nerwowo Legolas, po czym złapał ją za rękę i na powrót odwrócił się w stronę swych poddanych- co się wydarzyło?

Po raz kolejny wszyscy zaczęli mówić jeden przez drugiego, a pośród całego zamieszania można było rozpoznać tylko pojedyncze słowa. W tym momencie król zagryzł wargę ze zirytowania, po czym krzyknął na całe gardło:

-Zamknąć się!- sytuacja sprzed chwili, powtórzyła się. Miriel mimowolnie się uśmiechnęła i mocniej ścisnęła dłoń męża.

-Jak masz na imię?- powiedziała, wskazując na ciemnowłosą elfkę, stojącą najbliżej niej.

-Rosalie, królowo- odpowiedziała kobieta, nisko się kłaniając.

-A więc Rosalie, zacznijmy od tego, że masz mi się nie kłaniać. A wracając do właściwego tematu, czy mogłabyś wyjaśnić nam, co się stało?

-Oczywiście, pani- szepnęła nerwowo elfka, po czym wzięła głęboki oddech- trwał normalny dzień, taki jak co dzień. Mężczyźni poszli na pole, a my- kobiety- zostałyśmy tutaj, aby zająć się obowiązkami domowymi. Zaczęło robić się późno, a oni nadal nie wracali. Czas obiadu już minął...

-Czas kolacji też minął- wtrąciła jakaś, dość pulchna kobieta, zadzierając głowę z wyższością.

-Jeśli ktoś jeszcze raz jej przerwie, każę go zamknąć w lochach- wycedził Legolas, patrząc na nią ze złością. Ta skuliła się nieco, nie wydając już z siebie żadnego dźwięku.

-Kontynuuj- szepnęła Miriel delikatnie.

-A więc czas obiadu już minął, więc zaczęłyśmy się martwić. Kilka kobiet, wśród nich i ja, poszłyśmy na pole, aby ich zawołać. Gdy dotarliśmy na miejsce, ich nie było, a wszystkie narzędzia leżały porozrzucane. Na niektórych była krew. Było też kilka ciał, ale żadne z nich nie było jednym z nas. Oni zostali pojmani.

Supernatural: blood and love (4)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz