20. Czy może tak być już zawsze?

4.2K 301 69
                                    

Dzisiejszy wieczór spędziłam w pokoju ćwicząc. Nie mieczem, tylko umysłowo. Porfyrion za dużo sobie pozwalał, a ja nie zamierzałam mu pozwalać przemawiać do mnie. Co to, to nie!

-Cassie, wyjdź z tego pokoju! -poprosiła kolejny raz Piper. Próbowała użyć na mnie czaromowy, ale nauczyłam się odpierać niektóre czary, co nie było łatwe.

-Za pięć minut! -burknęłam.

Usłyszałam weschnięcie, a po chwili oddalające się kroki.

Przez moją chwilę nieuwagi, gigantowi udało się wejść do mojego umysłu.

Dziecinka uczy się blokować mnie? -zapytał.

Jak ja go nienawidzę!

Spadaj.

Zadziorna. Lubię takie. -zaśmiałam się gorzko. -Przyłącz się, a staniesz się nieśmiertelna.

Ponownie go zablokowałam. Strasznie mnie to męczyło. Wstałam z podłogi i skierowałam się do drzwi.

-No nareszcie! -usłyszałam z boku.

Odwróciłam głowę w tamtę stronę i zauważyłam Leo i Dominikę.

-Martwiliśmy się. -oznajmił Leo, trzymając za dłoń swoją dziewczynę. To wspaniałe, że dopełniają się charakterami. Ona spokojna, czasami wredna i cicha, zaś on wieczny optymista.

-Yhym... -mruknęłam, a gdy chciałam ich wyminąć, poczułam na moim nadgarstku czyjąś rękę.

-Cassie. Możesz nam zaufać.

Kiwnęłam głową do przyjaciółki i poszłam do pokoju Piper.

-Następnym razem nie używaj na mnie czaromowy. Proszę. -powiedziałam akcentując słowo proszę.

-Jaka ty blada. -przejęła się dziewczyna, kompletnie ignorując moją prośbę.

Przewróciłam oczami i poszłam na dwór.

Zastałam tam dziwną scenę. Chociaż... Dziwna to niezbyt trafne określenie. Annabeth patrzyła się na czapkę, czekając jakby na cud.

-Coś się stało? -zapytałam się.

-Moja czapka niewidka nie działa. Tak jakby cała magia wyparowała. PUF!

Popatrzyłam się na przedmiot i przypomniałam sobię mój sen.

-To Porfyrion. -oznajmił obojętnie.

Ojej. Kiedy stała się ze mnie taka zimna suka?

Annabeth popatrzyła się na mnie, a ja odpowiedziałam wolno.

-Twoja mama przecież zasnęła.

Dziewczyna spuściła głowę, wstała i skierowała się na dół.

Zapomniałam się jej zapytać, gdzie jest Nico.

Muszę go poszukać.

Tak być nie może.

Skierowałam się do zbrojowni, myśląc, czy tam jest. Na moje szczęście tak.

-Dobrze wiesz, że nie mogę. -usłyszałam wzburzony głos mojego chłopaka.

Z kim on rozmawia?

-Nico... -zdecydowanie był to kobiecy głos, pełen determinacji i pewności siebie. -Obiecałeś mi. Wiesz co się stało, kiedy byłeś dzisiaj w Nowym Rzymie.

Co się stało, do cholery?!

-Wiesz, że ją kocham Reyna! -podniósł głos Nico, ale po chwili go zniżył. -Ciebie też. Dobrze o tym wiesz!

Cz... Czy o-on?!

-To ją zostaw i bądź ze mną. -czułam, że dziewczyna się uśmiecha. -To co zrobiłeś dzisiaj w nocy się nie liczy? Jedna noc? i znowu do niej wrócisz?!

Dalej już nic nie słyszałam. Poszybowałam na samą górę statku w celu bycia w samotności. Zaczęłam żywnie płakać.

On mnie zdradził?! Kim jest Reyna?!

-Coś się stało? -usłyszałam.

Jednak nie byłam sama nawet na górze. Odwróciłam głowę, w stronę, z której dochodził dźwięk.

-N-Nic poważnego. -skłamałam. -Złamany paznokieć.

Brawo Cassie. Order za najgorsze kłamstwo na świecie powinni ci dać.

-Nigdy nie płakałaś z powodu paznokci. -uśmiechnął się krzywo Luke, siadając obok mnie. -Nie jesteś dobra w kłamstwie.

Pokiwałam smutno głową.

-Nico mnie zdradził. -wypaliłam.

-Jak to?! -krzyknął zdegustowany.

Opowiedziałam mu całą historię.
Ale co to za historia bez gapiów?! W połowie opowieści poczułam delikatny powiew wiatru o zapachu truskawek i róż.

Szybko odwróciłam się w tamtę stronę i kogo zauważyłam?
Afrodyta...

-Afrodyto... -ukłonił się Luke, a ja jedynie kiwnęłam głową.

-Wybaczcie mi. -cmoknęła Afrodyta.

-Taa... -przewróciłam oczami -Po co tu jesteś?

-Jak to po co? -zapytała, jakby to było oczywiste. -Kocham ckliwe historię, chcę dać ci radę i odwiedzić córkę.

Luke wstał i zszedł z masztu zostawiając nas same.

-Coś się stało?

-Powinnaś wiedzieć. -powiedziałam oschle.

-Oh wybacz! Nie chciał ci zabierać pamięci! -zasmuciła się. -Ale byłam coś winna Herze.

Pokiwałam głową i popatrzyłam się w niebo.

-Posłuchaj... -wzięła moje ręce i kazała popatrzeć sobie w oczy. Musze powiedzieć, że były piękne. -Gniew jest tu niepotrzebny. Nie ubliżasz mu, akceptując to, że człowiek nie jest doskonały. Wady są taką samą częścią mężczyzny jak jego zalety*. Pamiętaj. W przyszłości staniesz przed wyborem. Bardzo ważnym. Twoje serce będzie się wachać. Wybrać jednego, albo drugiego.

Pokiwałam głową, a Afrodyta rozpłynęła się w powietrzu.

Popatrzyłam się na dół i zobaczyłam ćwiczącego Luke'a, a w moim sercu zrobiło się ciepło. Cieszę, że jest przy mnie.

Zeszłam na dół i postanowiłam, że poćwiczę z chłopakiem.

-Poćwiczymy razem? Jak za dawnych lat? -zapytałam.

-Zgniotę cię jak w podstawówce.

Zaśmiałam się i zaczęliśmy się bić. On atakował, a ja odparowywałam i na odwrót. Nagle, przez przypadek, upadłam i poleciałam do przodu.

Zakryłam twarz dłonią, przygotowując się na upadek, ale nie upadłam. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że trzyma mnie Luke. Serce zabiło mi szybciej kiedy postawił mnie na ziemie, ale i tak byliśmy blisko siebie. Dosłownie. Bardzo blisko.

Automatycznie zrobiłam się cała czerwona. Spuściłam głowę, ale chłopak podniósł mój podbródek i spojrzał mi w oczy.

Po chwili poczułam jego wargi na swoich, a ja podleciałam do góry na maszt. Gdy tam dolecieliśmy, cały czas się całowaliśmy. To było niesamowite.

Ale co z Nico, ptaszku?

Znowu go do siebie dopuściłam. Szybko go zablokowałam i kontynuowałam pocałunek.
Kiedy zakończyliśmy tę czynność popatrzyliśmy się na siebie i uśmiechnęłam się do niego.

Czy może tak być już zawsze?


*Cytat z Herold Zmierchu

Percy Jackson: Historia Nieznana  || ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz