Dzisiejszy wieczór spędziłam w pokoju ćwicząc. Nie mieczem, tylko umysłowo. Porfyrion za dużo sobie pozwalał, a ja nie zamierzałam mu pozwalać przemawiać do mnie. Co to, to nie!
-Cassie, wyjdź z tego pokoju! -poprosiła kolejny raz Piper. Próbowała użyć na mnie czaromowy, ale nauczyłam się odpierać niektóre czary, co nie było łatwe.
-Za pięć minut! -burknęłam.
Usłyszałam weschnięcie, a po chwili oddalające się kroki.
Przez moją chwilę nieuwagi, gigantowi udało się wejść do mojego umysłu.
Dziecinka uczy się blokować mnie? -zapytał.
Jak ja go nienawidzę!
Spadaj.
Zadziorna. Lubię takie. -zaśmiałam się gorzko. -Przyłącz się, a staniesz się nieśmiertelna.
Ponownie go zablokowałam. Strasznie mnie to męczyło. Wstałam z podłogi i skierowałam się do drzwi.
-No nareszcie! -usłyszałam z boku.
Odwróciłam głowę w tamtę stronę i zauważyłam Leo i Dominikę.
-Martwiliśmy się. -oznajmił Leo, trzymając za dłoń swoją dziewczynę. To wspaniałe, że dopełniają się charakterami. Ona spokojna, czasami wredna i cicha, zaś on wieczny optymista.
-Yhym... -mruknęłam, a gdy chciałam ich wyminąć, poczułam na moim nadgarstku czyjąś rękę.
-Cassie. Możesz nam zaufać.
Kiwnęłam głową do przyjaciółki i poszłam do pokoju Piper.
-Następnym razem nie używaj na mnie czaromowy. Proszę. -powiedziałam akcentując słowo proszę.
-Jaka ty blada. -przejęła się dziewczyna, kompletnie ignorując moją prośbę.
Przewróciłam oczami i poszłam na dwór.
Zastałam tam dziwną scenę. Chociaż... Dziwna to niezbyt trafne określenie. Annabeth patrzyła się na czapkę, czekając jakby na cud.
-Coś się stało? -zapytałam się.
-Moja czapka niewidka nie działa. Tak jakby cała magia wyparowała. PUF!
Popatrzyłam się na przedmiot i przypomniałam sobię mój sen.
-To Porfyrion. -oznajmił obojętnie.
Ojej. Kiedy stała się ze mnie taka zimna suka?
Annabeth popatrzyła się na mnie, a ja odpowiedziałam wolno.
-Twoja mama przecież zasnęła.
Dziewczyna spuściła głowę, wstała i skierowała się na dół.
Zapomniałam się jej zapytać, gdzie jest Nico.
Muszę go poszukać.
Tak być nie może.
Skierowałam się do zbrojowni, myśląc, czy tam jest. Na moje szczęście tak.
-Dobrze wiesz, że nie mogę. -usłyszałam wzburzony głos mojego chłopaka.
Z kim on rozmawia?
-Nico... -zdecydowanie był to kobiecy głos, pełen determinacji i pewności siebie. -Obiecałeś mi. Wiesz co się stało, kiedy byłeś dzisiaj w Nowym Rzymie.
Co się stało, do cholery?!
-Wiesz, że ją kocham Reyna! -podniósł głos Nico, ale po chwili go zniżył. -Ciebie też. Dobrze o tym wiesz!
Cz... Czy o-on?!
-To ją zostaw i bądź ze mną. -czułam, że dziewczyna się uśmiecha. -To co zrobiłeś dzisiaj w nocy się nie liczy? Jedna noc? i znowu do niej wrócisz?!
Dalej już nic nie słyszałam. Poszybowałam na samą górę statku w celu bycia w samotności. Zaczęłam żywnie płakać.
On mnie zdradził?! Kim jest Reyna?!
-Coś się stało? -usłyszałam.
Jednak nie byłam sama nawet na górze. Odwróciłam głowę, w stronę, z której dochodził dźwięk.
-N-Nic poważnego. -skłamałam. -Złamany paznokieć.
Brawo Cassie. Order za najgorsze kłamstwo na świecie powinni ci dać.
-Nigdy nie płakałaś z powodu paznokci. -uśmiechnął się krzywo Luke, siadając obok mnie. -Nie jesteś dobra w kłamstwie.
Pokiwałam smutno głową.
-Nico mnie zdradził. -wypaliłam.
-Jak to?! -krzyknął zdegustowany.
Opowiedziałam mu całą historię.
Ale co to za historia bez gapiów?! W połowie opowieści poczułam delikatny powiew wiatru o zapachu truskawek i róż.Szybko odwróciłam się w tamtę stronę i kogo zauważyłam?
Afrodyta...-Afrodyto... -ukłonił się Luke, a ja jedynie kiwnęłam głową.
-Wybaczcie mi. -cmoknęła Afrodyta.
-Taa... -przewróciłam oczami -Po co tu jesteś?
-Jak to po co? -zapytała, jakby to było oczywiste. -Kocham ckliwe historię, chcę dać ci radę i odwiedzić córkę.
Luke wstał i zszedł z masztu zostawiając nas same.
-Coś się stało?
-Powinnaś wiedzieć. -powiedziałam oschle.
-Oh wybacz! Nie chciał ci zabierać pamięci! -zasmuciła się. -Ale byłam coś winna Herze.
Pokiwałam głową i popatrzyłam się w niebo.
-Posłuchaj... -wzięła moje ręce i kazała popatrzeć sobie w oczy. Musze powiedzieć, że były piękne. -Gniew jest tu niepotrzebny. Nie ubliżasz mu, akceptując to, że człowiek nie jest doskonały. Wady są taką samą częścią mężczyzny jak jego zalety*. Pamiętaj. W przyszłości staniesz przed wyborem. Bardzo ważnym. Twoje serce będzie się wachać. Wybrać jednego, albo drugiego.
Pokiwałam głową, a Afrodyta rozpłynęła się w powietrzu.
Popatrzyłam się na dół i zobaczyłam ćwiczącego Luke'a, a w moim sercu zrobiło się ciepło. Cieszę, że jest przy mnie.
Zeszłam na dół i postanowiłam, że poćwiczę z chłopakiem.
-Poćwiczymy razem? Jak za dawnych lat? -zapytałam.
-Zgniotę cię jak w podstawówce.
Zaśmiałam się i zaczęliśmy się bić. On atakował, a ja odparowywałam i na odwrót. Nagle, przez przypadek, upadłam i poleciałam do przodu.
Zakryłam twarz dłonią, przygotowując się na upadek, ale nie upadłam. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że trzyma mnie Luke. Serce zabiło mi szybciej kiedy postawił mnie na ziemie, ale i tak byliśmy blisko siebie. Dosłownie. Bardzo blisko.
Automatycznie zrobiłam się cała czerwona. Spuściłam głowę, ale chłopak podniósł mój podbródek i spojrzał mi w oczy.
Po chwili poczułam jego wargi na swoich, a ja podleciałam do góry na maszt. Gdy tam dolecieliśmy, cały czas się całowaliśmy. To było niesamowite.
Ale co z Nico, ptaszku?
Znowu go do siebie dopuściłam. Szybko go zablokowałam i kontynuowałam pocałunek.
Kiedy zakończyliśmy tę czynność popatrzyliśmy się na siebie i uśmiechnęłam się do niego.Czy może tak być już zawsze?
*Cytat z Herold Zmierchu
CZYTASZ
Percy Jackson: Historia Nieznana || Zakończone
FanfictionŻycie pół boga jest trudne. Jeśli myślisz, że pała z matematyki, czy kara na telefon to tragedia, to zobacz co przechodzi dziecko boga. Oto moja historia... Najwyższe notowanie : #3 miejsce w Fantasy (10.02.2016)