25. Buongiorno amici!

3.8K 296 57
                                    

-Jesteś pewien? -zapytała Annabeth po raz szósty tego dnia.

-Tak Annabeth. -zapewniłam. -Musimy go znaleźć, a jak to zrobimy, pomoże nam.

Pakowaliśmy właśnie prowiant na pokład i trochę nawozu. Miałam przeczucie, że może nam się przydać.

-Ktoś widział Luke'a? -zapytała Malia.

Zastygłam bez ruchu. Plecak wypadł mi z rąk, a ręce zaczęły mi się trząść. Poczułam jak ktoś przytula mnie. Zapewne był to Nico. Mówił coś do mnie, ale ja nie słuchałam. Szumy nie pozwalały mi usłyszeć ich rozmów. Dobiegały tylko do mnie pojedynczy wyrazy.

-Nie ma go...Porfyrion...To nie koniec... wróci...

Wszystko zaszło mi mgłą, a ja straciłam przytomność.

Tym razem byłam gdzie indziej. Rozpoznałam to miejsce. Obóz Herosów.  Była noc, a wszyscy siedzieli przy ognisku.

Obok niego, siedziała Rachel i Chejron.

-Obozowicze! Mam dla was kolejną smutną wiadomość. -rozpoczął - Parę dni temu Ares został zaatakowany. Dzisiaj doszła mnie kolejna zła wiadomość...

A więc Ares zasnął... Trzeba było mnie posłuchać -pomyślałam.

-Na Olimpie zostali tylko trzej bogowie... Hades, Zeus i Posejdon. 

Wszędzie słychać było szmery i głośne rozmowy. Nie było dobrze. I najgorsze jest to, że nie wiemy jak go pokonać...

-Ale jest dobra wiadomość. -wszyscy spojrzeli na Chejrona, zaciekawieni- W starej księdze przeczytałem, że aby obudzić Olimpijczyka albo Tytana należało zabić tego, który usypiał te osoby. Wiem także, kto to robi. Jest nim starzec zwany Minosem. Uciekł z Tartaru, najprawdopodobniej dzięki Porfyrionowi. Przyjął ludzką formę i... -Tu jakby mnie dostrzegł. Jego oczy wyrażały jedno. Szczęście, że mnie widzi- no cóż... Koniec apelu. Rozejść się.

Gdy wszyscy się rozeszli, co nie odbyło się bez szmerów i zawodów, zostaliśmy tylko ja i Chejron. No i oczywiście Rachel.

-Jak wam idzie? -zapytał centaur.

Westchnęłam i opowiedziałam im wszystko. Gdy doszłam do fragmentu z Luke'iem zacięłam się. Nadal czułam wstyd, że nie wyczułam iż był to Porfyrion.

-A więc? -zaczęła Rachel.

-To był Porfyrion. -powiedziałam chłodno.

-Wiedziałem, że coś jest nie tak z nim.

Popatrzyłam się na nich i westchnęłam.

Gdy podniosłam głowę, byłam w... Venecji?

Tak, to chyba to miasto. Wielkie domy, a pomiędzy nimi niekończące się uliczki z wody. Stałam na jakiejś polany, a dookoła mnie rosły piękne rośliny. Od fig po lawendy.

-Nawóz... Muszę nawóz...

Słyszałam szumy, a po chwili obudziłam się w swoim łóżku.

-Obudziłaś się. -usłyszałam znajomy głos.

-Malia? -otworzyłam oczy i uśmiechnęłam się do córki Hadesa.

Od razu ją przytuliłam.

-Gdzie jesteśmy?

-Niedaleko Venecji.

Ta odpowiedź napawała mnie przerażeniem. To tam będzie ostateczna bitwa.

-Jak się czujesz?

Spojrzałam na dziewczynę.

-Źle. -mruknęłam- Mam złe wiadomości.

Opowiedziałam jej swój sen, a jej twarz stała się bledsza niż zwykle. No dobra... Dzieci Hadesa są blade, więc nie ekscytujmy się za bardzo bladymi skórami (ale ja mam do nich słabość...).

Poszłyśmy do przyjaciół i im także powiedzieliśmy o moim śnie. Jak się domyślacie, nie ciekawie to przyjęli.

-Jak to?! -krzyknął Leo. Malia próbowała go uspokoić, ale to było trudne pytanie.

-Nie panikujmy. -mówię. - Leo, za ile dojedziemy do Venecji?

Chłopak chwilę "pogadał" z Festusem i zwrócił się do nas.

-Za 10 minut.

Klasnęłam w dłonie i oznajmiłam, żebyśmy spotkali się przy wejściu. Tam oznajmimy wszystko co i jak.

Poszłam do pokoju i zaczęłam pakować nawóz do plecaka. Gdy pakowałam już trzecią paczkę, poczułam silne ramiona, które obejmują mnie w pasie i przyciągają mnie do tej osoby.

-Hej piękna. -zamruczał mi do ucha Nico.

Odwróciłam się do niego i uśmiechnęłam się szeroko. On przyciągnął mnie do siebie i delikatnie pocałował. Zarumieniłam się, ale po chwili posmutniałam.

-Ej, co się stało? -zapytał z troską.

Westchnęłam. 

-Musimy się pogodzić, że to nie będzie łatwa wojna. Boje się.

Zakryłam twarz w dłoniach i usiadłam na kanapie. Nico ponownie mnie przytulił, a ja wtuliłam się w niego i załkałam.

-Boje się. 

-Ja też, ale mam pomysł. -powiedział - Kiedy już pokonamy tego giganta, polecimy gdzieś. To znaczy... Ty polecisz, a ja przeniosę się cieniem.

-Posłuchaj... Nie wiemy, czy pokonamy Porfyriona. Będzie to trudne. -westchnęłam. Chcę pokazać, że jestem silna, ale nie mogę.

Odsunęłam się od chłopaka i wróciłam do pakowania.
Po około pięciu minutach weszłam na górę, gdzie była już reszta załogi.

-Gotowa do drogi? -zapytał Jason.

Pokręciłam głową, ale zaśmiałam się. Wszyscy zeszliśmy na ląd, rozkoszując się ciepłym klimatem. Nico był uśmiechnięty od ucha do ucha.

-W końcu znajome rejony di Angelo. -powiedział Percy.

Ten tylko spojrzał się na niego i kiwnął głową.

-Musimy go znaleźć. -oznajmił córka Ateny. -Wie ktoś, gdzie on może być?

Wszyscy milczeli, a ja próbowałam przypomnieć sobie, szczegóły mojego snu. Po głowie chodziło mi jedno słowo. Lawenda.

-Lawenda... -szepnęłam i nie zważając na dziwne spojrzenia przyjaciół, podbiegłam do staruszki, która przechodziła.

-Mi scusi , dove cresce meglio lavanda? / Przepraszam, gdze rośnie najlepsza lawenda? -zapytałam grzecznie.

Kobieta odpowiedziała, żebyśmy poszli prosto, do Mostu Westchnień, a stamtąd je zauważymy. Podziękowałam i szybko podbiegłam do przyjaciół, którzy stali zdziwieni.

-Jak...Skąd? -zapytał Percy.

Zaczerwieniłam się i odburknęłam, że jestem w połowie włoszką.

-Musimy iść do Mostu Westchnień.

-Moja księżniczka piorunów umie włoski? -zapytał chłopak zawieszając swoje ramie na moim barku.

-Si. -uśmiechnęłam się do Nico'a.

-Mi piace. -mruknął całując mnie w usta.

Po pół godzinie doszliśmy do mostu. Annabeth była zachwycona architekturą, ale nie było czasu na wycieczki. Już z oddali było widać wielkie pole, na którym rosły lawendy.

-Oktywiaduszu, nadchodzimy. -mruknęłam.



Percy Jackson: Historia Nieznana  || ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz