27. To zbyt niebezpieczne!

3.6K 307 35
                                    

-To mamy ustalone. -powiedziała Thalia, kiedy wychodziliśmy ze zbrojowni. Leo nam ją "pożyczył", chociaż niechętnie. To jego "święte miejsce".

-Cassie, możemy porozmawiać? -zapytał Jason. Kiwnęłam głową i poszłam za nim do jego pokoju.

Gdy tylko przekroczyłam próg jego pokoju, zauważyłam sterty ciuchów na podłodze i... O zgrozo! Bokserki... Na pizzy... Chciałam się zaśmiać, ale byłam zbyt zdziwiona.

-Co mi chciałeś powiedzieć? -zapytałam ciekawa.

Chłopak przeczesał swoje włosy i westchnął.

-Nie jestem przekonany, co do twojego pomysłu. -powiedział od razu. -Dobrze wiesz, jak może się to skończyć!

Spuściłam głowę i powiedziałam smutno:

-To jedyny sposób. - westchnęłam. - Nie damy rady inaczej go pokonać.

-Dobrze wiesz, że to zły pomysł. -oznajmił sucho chłopak. -Ale ty jesteś uparta i nie zmienisz zdania, nie?

Kiwnęłam głową i uśmiechnęłam się.

-Jak ty mnie dobrze znasz. -podeszłam do niego i go przytuliłam. - Uważajcie na siebie.

Chłopak objął mnie tak, jakby już więcej miał mnie nie zobaczyć. Może miał racje?

-Muszę już iść. Jak się nie uda... -powiedziałam prawie płacząc. -Powiedz Nico'wi, że przepraszam...

Chłopak jeszcze mocniej mnie przytulił i pokręcił głową.

-Ja mu tego nie powiem. Uda się i wrócimy do obozu. Wszyscy.

Akcentując ostatnie słowo, wyszedł z pokoju, zostawiając mnie samą.
Pociągnęłam parę razy nosem i wyszłam. Zahaczyłam o kajutę Nica. Spał, a ja poczułam narastające poczucie winy. Może mnie stracić... Kolejną ważną osobę...

Wyszłam szybko z jego pokoju i poszłam do swojego. Wzięłam pierwszy lepszy plecak, ambrozje, nektar i "biżuterię wojenną".

Wyszłam na górny pokład i, uważając żeby nikt mnie nie zobaczył, wyszłam ze statku.

-Gdzieś się wybierasz? -zapytała Piper.

-Ja... Nie? -odpowiedziałam zdenerwowana.

Dziewczyna zeszła z barierki, podeszła do mnie. Zaśmiała się i powiedziała:

-Cas, nie umiesz kłamać. Gdzie idziesz?

Westchnęłam. Jak nie powiem jej prawdy, wyczuje to i użyje czaromowy... Lepiej powiem jej.

-Idę walczyć... Z Porfyrionem. On chce mnie, nie was! Nie mogę was narażać na to...

Piper podeszła do mnie i mnie przytuliła.

-Idę z tobą. - powiedziała dobitnie.

-Znowu użyłaś czaromow. - pokręciłam głową.

Dziewczyna zachichotała i wyprzedziła mnie.

-Idziesz czy będziesz tu tak stała?

Przewróciłam oczami i poszybowałam do góry, łapiąc dziewczynę za rękę. Na pytający wzrok Piper, odpowiedziałam:

-Będzie szybciej.

Leciałyśmy na północ do siedziby Porfyriona - Rzymu. Po pół godzinie drogi, nad horyzontem widniał Nowy Rzym.

-Gdzie dokładnie się znajduje? -zapytała dziewczyna.

-Szczerze? -zapytałam rozglądając się dookoła. -Sama nie wiem.

Patrząc się na dolinę na dole, nie zauważyłam płynącej kuli ognia, która leciała prosto na nas.

-Uważaj! -krzyknęła Piper.

Szybkim ruchem poleciałam na dół, lądując w lesie. Poczułam zapach spaleniny i zobaczyłam, że plecak jest u góry przypalony.

-Pięknie. -powiedziałam wkurzona, wyjmując rzeczy z torby. Sam plecak zanurzyłam w wodzie. Gdy góra torby przestała się tlić, ponownie wpakowałam tam rzeczy.

-Cassie! Wyjdź albo umrzesz! -krzyknął ktoś. Zgaduje, że to Porfyrion. - Wyjdź i walcz!

Powoli skierowałam się do końca lasu, gdzie widniał wkurzony gigant. Rzucał się dookoła i rzucał drzewami gdzie popadnie. Z dala było widać szeregi wojsk z Nowego Rzymu, przygotowane na obronę.

-Cassie ty zawiado...

-Nie. -ucięłam jej. -To moja bitwa. To ja mam go zabić. Nie mogę ryzykować, że was stracę.

-Dobrze wiesz, że żeby go pokonać potrzeba siedmiorga herosów!

Dziewczyna powiedziała to trochę za głośno, przez co gigant nas zauważył.

-Pięknie. Dwie heroski? A gdzie reszta waszej wesołej kompanii? -zaśmiał się Porfyrion.

Milczałam. Nie mogłam mu nic powiedzieć.

-Ach tak? -powiedział wkurzony. - Więc walcz sama, córko Zeusa.

Kiedy gigant zamachnął się ręką, poczułam, jakby ktoś odrzucał mnie do tyłu. Potem usłyszałam krzyk i coś co uderzyło obok mnie.

Otworzyłam oczy i zobaczyłam jak obok mnie leży Piper.

-Nie, nie! -powiedziałam bliska łez. -Nie zabierzesz mi już nikogo!

-A może potrzebujez pomocy? -usłyszałam z góry.

-Nico?

Chłopak ze statku, zmaterializował się obok mnie. Potem na linie zjechała reszta "wesołej kompanii".

-Nie mów, że sama chciałaś walczyć, a nam pozwoliłabyś umrzeć z nudów? - zapytał Leo.

Uśmiechnęłam się i zamieniłam biżuterię na broń.

-Do bitwy. -usłyszałam obok siebie.

-Piper. Dasz radę? -zapytałam, widząc jak trzyma się za bok. Piper kiwnęła głową i na znak wszyscy razem rzuciliśmy się na giganta.

Razem z Jasonem podlecieliśny do jego głowy, chcąc zaatakować z góry, oddziały z Nowego Rzymu atakowały dół, Nico przyzywał wojowników, a reszta atakowała gdzie mogła. Tylko nigdzie nie zauważyłam Leo.

-Uważaj! -krzyknął Jason i w ostatniej sekundzie uchyliłam się przed ostrzem miecza.

Przywołałam błyskawicę, a ta trafiła w jego głowę.

-Trafiony! -zaśmiałam się.

Niestety... Nie wygraliśmy. Gigant wstał i zaczęła się prawdziwa bitwa.

Było za dużo zamieszania, nic nie widziałam. Moje pole widzenia było ograniczone. Poczułam jak ląduje na ziemi. Jęknęłam i dotknęłam lewej ręki, która była wygięta pod nienaturalnym kątem.

-Cassie! -krzyknęła Piper, która zmaterializowała się obok mnie. Rzuciła się i odtrąciła mnie na bok. Niestety... Nie miała takiego szczęścia i ręką giganta uderzyła w dziewczynę. Piper poleciała do tyłu, uderzając w drzewo. Gdy spadła z niego, nie ruszała się.

-Ty! - krzyknęłam i popędziłam do giganta, unosząc klimgę miecza w górę.

Tato, pomóż mi go zniszczyć. Nie pozwól, aby zabił kogoś jeszcze.

Myśląc to, nad gigantem pojawiły się czarne chmury. Uśmiechnęłam się i poleciałam prosto przed jego głowę.

-Myślisz, że taki mały herosek jak ty, da radę mnie pokonać?

-Nie. -uśmiechnęłam się. -Ale wszyscy razem, z Zeusem, damy radę. Teraz!

Krzyknęłam do pozostałej drużyny, a gdy wszyscy skoncentrowali swoje moce, z nieba wystrzeliła najjaśniejsza błyskawica. Uderzyła w giganta, a ten zamienił się w proszek.

Percy Jackson: Historia Nieznana  || ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz