Rozdział 22

4.1K 306 48
                                    

*Summer*

Strasznie się denerwuję. Dzisiaj jest dzień, gdy Justin przychodzi do nas na obiad, bo Cler i Calum chcą go poznać, a Luke... to Luke... i zgaduję, że nie jest mu to na rękę. Od kłótni mojej i niebieskookiego minęły 2 tygodnie. A z drugiej strony, tak ja i Justin jesteśmy ze sobą 14 dni. I z każdym dniem jest mi co raz ciężej. Dlaczego? Bo przekonuję się, że Justin był tak naprawdę zauroczeniem, a nie miłością. Ale co ja mam mu teraz powiedzieć? Zostawiło go w życiu już tyle osób, że ja nie dałabym rady mu tego zrobić. Choć powinnam się słuchać głosu serca, które mówi mi, że tym jedynym jest Luke. I co teraz? A co do moich stosunków z blondynem. Nie oddzywamy się do siebie słowem. To tak cholernie boli, no bo w końcu uświadomiłam sobie, że to on jest tym jedynym.

Schodzę już gotowa po schodach i kieruję się do kuchni. Słyszę, jak Luke i Calum o coś się sprzeczają. Więc przystanełam i zaczęłam słuchać. Ponoć to nieładnie podsłuchiwać, ale mniejsza o to.

- Nie Calum! Dość! Jutro mijają 2 tygodnie, a ty obiecałeś, że mnie puścisz, więc nie masz już niczego do gadania. Kocham cię, jak brata, chociaż spróbuj mnie zrozumieć. - ostatnie zdanie blondyn wyszeptał.

- Próbuję cie rozumieć, ale nie mogę tego zrozumieć, że zamiast o nią walczyć ty się poddajesz? Nie kochasz jej i ci już na niej nie zależy? - w moich oczach zaczęły się zbierać łzy na pytanie, które brunet zadał Luke'owi.

- Co?! Stary pogrzało cię! Oczywiście, że ją kocham. Ale chcę jej szczęścia, a widać, że Justin daję jej to, więc ja się usuwam, żeby im tego nie niszczyć. - blondyn mówił już cichszym głosem.

- Czyli już jutro wyjedźasz? - zapytał Cal po chwili ciszy.

- Na to wygląda. - odpowiedział Luke spokojnym i opanowanym tonem.

- Ale... - przerwał mu blondyn.

- Nie ma żadnego 'ale' Calum. - westchnął Hemmings.

Nie mogłam już wstrzymać łez i wybiegłam na klatkę schodową, zamykając cicho drzwi, uważając, żeby chłopacy mnie nie usłyszeli. Usiadłam na w miarę czystym schodku i zaczęłam płakać. Nie mogę uwierzyć, że Luke chce wyjechać z mojego powodu. Na samą myśl, że jutro już nie go tu nie będzie zaczęłam głośniej płakać. Nawet nie zauważyłam, jak obok mnie usiadła starsza pani, która mieszka piętro wyżej. Jest strasznie sympatyczna i na początku nam pomagała, oraz ma na nas przez cały czas oko, bo jesteśmy niepełnoletnie. Kochana pani Berden.

- Dzicinko co się stało? - zapytała, siadając obok mnie i głaszcząc mnie po włosach.

- Ja już sobie n-nie ra-radzę. To za-zaszło z-za daleko. - zaczęłam się jąkać.

- Zacznij od początku kochanie, ale nie tutaj. Chodzmy do mnie, zrobię nam herbaty, okey? - uśmiechnęła się do mnie ciepło.

- Do-dobrze. - pomogła mi wstać i udałyśmy się po schodach do jej mieszkania.

Szybko pokanałyśmy drogę. Staruszka sięgnęła po kluczę od mieszkania, które miała w tylnej kieszeni dżinsów. I powiedzieć, że ona ma już 57 lat. Weszłyśmy do środka, gdy uporałyśmy się z zamkiem. Skierowałyśmy się do salonu, który był urządzony w fiołkowych i kremowych barwach.

- Usiądź skarbie, a ja zaparzę nam ciepłą herbatę owocową, dobrze? - zrobiłam tak, jak kazała, a ona uklękła przy mnie i patrzyła na mnie z troską.

- Do-dobrze. - uśmiechnęłam się do niej smutno, co ona odwzajemniła i potarła moje kolano, podnosząc się i idąc w stronę kuchni.

Kobieta wróciła po jakiś 5 minutach. Usiadła na fotelu na przeciw mnie, a nasze napoje postawiła na stoliku pomiędzy nami.

Messages II {l.h}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz