"To nie kolory malują tęczę naszego życia, to chwile, gdy jesteśmy razem." ~ by me
Czerwień zabarwiła moje policzki, a pięści powędrowały do twarzy przeciwnika. Z nosa zaczęła lecieć mu krew, ale z determinacją w oczach oddał cios. Odskoczyłam, dzięki czemu trafił mnie tylko w ramię. Po chwili, gdy chciałam zaatakować, Peter podciął mi nogi i upadłam plecami na ziemię. Przymrużyłam oczy. Chciałam wstać, ale on przytrzymywał mi ręce i nogi. Uśmiechał się obrzydliwie, na co ja zareagowałam jak zastrzyk adrenaliny. Wyrwałam dłonie i przetoczyłam się na niego.
-I kto teraz jest górą Erudyto? -zapytałam.
Jakby w odpowiedzi uderzył mnie w brzuch, na co lekko uchyliłam się do tyłu, co on wykorzystał waląc mnie w bok. Szybko kopnęłam go kolanem w czułe miejsce, na co on syknął i pochylił się do przodu. Eric parsknął śmiechem.
-Co to przedszkole?! Wykończ go! -wrzasnął.
Wygięłam mu ręce do tyłu i popchnęłam do przodu. Upadł twarzą na ring i splunął krwią. Nie czekając ani chwili kopnęłam go w głowę, na co on zdrętwiał. Kiedy byłam pewna że przegrał, złapał mnie za kostkę i upadłam na plecy. Dostałam jeszcze w twarz, a kiedy podniosłam głowę zobaczyłam Cztery. Palcem pokazywał kolejno gardło i głowę. Przeniosłam wzrok na Petera i z wachaniem walnęłm go w miejsca wskazane przez instruktora. Chłopak stracił przytomność. Uśmiechnęłam się, a potem skrzywiłam. Czułam krew na twarzy i bluzce. Kiedy próbowałam wstać poślizgnęłam się na krwi i upadając uderzyłam tyłem głowy w coś bardzo twardego. Zamknęłam oczy i pochłonęła mnie ciemność.
-Pewna dziewczynka, miała cudowną szkatułkę, w której trzymała swoje skarby. Zamykała ją zawsze na złoty kluczyk, który wisiał na jej szyi. Któregoś dnia znalazła miedzianą monetę i wzięła ją do domu. Kiedy otworzyła kuferek, zza okna na pieniążek padło kolorowe światło. To była tęcza. Swoimi barwami narysowała w powietrzu drogę, po której dziewczynka poszła. Słyszała legendy o garncach złota na końcu takiego zjawiska pogodowego. Moneta robiła się coraz cieplejsza od emocji, które targały dziewczynką. Szła bardzo długo, ale w końcu dotarła na miejsce. Znalazła tam piękną lalkę, o blond włosach. - Słuchałam mamy jak zaczarowana. Uwielbiałam tą bajkę...
Miałam wtedy siedem lat. Dopiero teraz dorosłam do tej opowieści. Nie znalazła lalki, znalazła nadzieję...
Otworzyłam powoli oczy. Biała lampa wisiała nademną raniąc je, a zimna pościel przyjemnie chłodziła obolałe ciało. Syknęłam, gdy próbowałam się podnieść, ale ktoś złapał mnie za ramię i przytrzymał na łóżku. Kiedy wzrok przyzwyczaił się do światła zauważyłam nademną Czterego.
-C-co się stało? -pytam chrypiąc.
-Dostałaś chyba w głowę, bo nie kojarzysz faktów. -powiedział.
-Nie o to mi chodzi... Jaki jest wynik? -pytam z nadzieją.
-Remis. -odparł obojetnie.
Moja głowa opadła na poduszkę i jęknęłam. A szło tak dobrze...
-Spokojnie, odniósł więcej obrażeń. -Na jego twarzy błąkał się uśmiech, który udzielił się także mi. - Szybko się ocknęłaś. -powiedział.
-Ile czasu minęło? -zapytałam.
-Jakieś... -spojrzał na zegarek- pięć minut? -odparł.
Otworzyłam szeroko oczy. Hm. Fenomenalnie. Muszę pokazać, że mam się w miarę dobrze.
-Okropnie wyglądam? -pytam ze skrzywioną miną.
Cztery przygląda mi się obojętnie, a w końcu z zakłopotaniem mówi.
-Wyglądasz... Dobrze. -przełknął ślinę i założył mi włosy za ucho.
Zdretwiałam. Popatrzyłam na niego.
-Myślisz, że mogę wrócić na salę? -pytam z dystansem.
-Tak. Tylko nie trenuj tak ostro, bo nie zciągniemy cię z podłogi.
-Dzięki. -rzucam ironicznie, na co on lekko się śmieje.
Wstaję powoli i kieruję się do wyjścia. Kiedy opuszczam odcinek szpitalny zakładam ręce na ramiona i pocieram je. Ta sytuacja była dziwna, ale... Uśmiechnęłam się lekko ze wzrokiem wbitym w podłogę. Kiedy podeszłam do fontanny przejrzałam się w tafli wody. Miałam rozciętą brew i mały sinak na policzku. Wyglądałam jak ktoś, kto zwyciężył wojne, po części tak jest. Uśmiechnęłam sie lekko.
Przekroczyłam próg sali i wszystkie spojrzenia przeniosły się na mnie. Na twarzach niektórych mogę dotrzeć cień przerażenia. Zakuło mnie serce, gdy zobaczyłam go w oczach Christiny. Mimo to podeszłam do niej i stanęłam obok. Eric przekrzywił głowę i zaznaczył na tablicy w kółko moje imię. Wygrałam? Czemu się nie cieszę? W moich oczach pojawia się łza, która szybko znika. Już wiem o co chodziło Ericowi. Męczy go otaczający jego osobę strach...
Will rzuca Chris karcącę spojrzenie i podchodzi do mnie.
-Jak się czujesz?- pyta z ciepłym uśmiechem.
-Dobrze, źle... -mówię z grymasem. - Nienawidzę go, ale to chyba nie powód żeby go krzywdzić? -mowię, a on obejmuje mnie.
Opieram głowę na jego ramieniu i oddycham głęboko.
×°×°×°×°×
Siedzę opierając się o zimną skałę jaskini, a łzy spływają swobodnie po moich policzkach. Ocieram je słysząc kroki.
-Hej... -powiedział z wachaniem Uriah. -Jena mówiła ci o dzisiejszej wycieczce? -pyta.
-Em. Nie, narazie nie, a co? -pytam.
-Zeke szykuje jakąś niespodziankę, nikt nie wie co to, ale na pewno jest niebezpieczne. -powiedział, a jego oczy zalśniły. -Wstęp maja tylko Nieustraszeni i ich rodzeństwo.-Super. Na pewno będę. -uśmiechnęłam się.
On zrobił to samo.
-Słyszałem, że skopałaś tyłek Peterowi
-powiedział z śmiechem.-Może... -odpowiedziałam i spochmurniałam.
-Super, należało mu się, musze iść, trzymaj się. -poszedł dalej.
Znów puściły mnie nerwy. Zaczęłam szlochać z twarzą w dłoniach. Wtedy zjawił się on. Przecież siedziałam w jego korytarzu.
-Hope? Co się stało? -powiedział i podszedł do mnie.
Klęknął przedemną i złapał mnie za brodę, zmuszając bym na niego popatrzyła.
-Eric... miałeś rację, ten strach, nie poradzę sobie. -szlochałam.
On skrzywił się i po chwili przytulił mnie. Zacisnęłam palce na jego koszulce cały czas płacząc. Pogładził mnie po włosach i szepnął.
-Damy sobie radę, samotność nie jest już taka straszna, gdy jest się na nią skazanym we dwoje...
Pocałował mnie w czoło i nawet ja, przez tą jedną chwilę mu uwierzyłam.
--------------------------
I jest rozdział...
Proszę o opinie ♥
Pozdrawiam
Little_Kittyxx
CZYTASZ
Niezgodna Nadzieja • 📝 EDYCJA
FanfictionHISTORIA JEST NA ETAPIE DIAMETRALNEJ KOREKTY!!! (czytasz na własną odpowiedzialność!) NASZE WYBORY NIGDY NAS NIE ZMIENIĄ... A może jednak? Wyobraźcie sobie, że Beatrice się nie urodziła, że Tris w ogóle nie istniała. Co by się stało, gdyby ktoś inn...