"Każde nasze marzenie, to los na loterii w naszym sercu." ~ by me
CZYTASZ=KOMENTUJESZ ♥
Stoimy w wielkiej sali z popękaną, drewnianą podłogą i dużym kołem na środku. Po lewo wisi tablica, taka jak w szkole, na niej są wypisane nasze nazwiska w kolejności alfabetycznej.
Na koncu sali wiszą stare już worki treningowe. Ustawiamy się za nimi w rzędzie, a Cztery staje na środku, aby każdy go widział. Patrząc na sufit zauważam napis umieszczony na jego środku zielonym sprayem.
"Nieustraszoność jest w każdym z nas!"
Zaśmiałam się w duchu, jak oni tam wleźli?!
-Jak już mówiłem, nastepna rzecz, której będziecie się uczyć to walka... Dzisiaj omówimy technikę, jutro będziecie między sobą walczyć. Ci, którzy nie będą się szybko uczyć odniosą obrażenia.
Cztery pokazuje nam kilka ciosów, a potem zabieramy się do ćwiczeń. W całej sali słychać tylko odgłosy uderzania pięści o worki, cichych sapnięć i oddechów Transferów. Kurz wzbija się w powietrze tańcząc nam na nosach, przez co kichnęłam nie raz. Po pół godzinie pot kapie mi z czoła i płynie leniwie po moim policzku czerwonym od wysiłku. Kropelka znajduje ujście na brodzie i ląduje na podłodze. Z zadowoleniem stwierdzam, że radzę sobie prawie najlepiej z grupy. Gdy dopada mnie zmęczenie w panice próbuje coś wymyśleć. Nie mogę teraz przestać, tak dobrze mi szło! Ostatecznie myślę o ojcu i o dziwo pomaga. Zaczynam w furii okładać wór, który podskakuje i wraca odbijając się od moich pięści i nóg. Zatracam się w treningu.
Nagle ktoś łapie mnie za nadgarstek, wzdrygam się lekko, ale odwracam wzrok w tamtą stronę. Instruktor patrzy mi w oczy i mówi:-Spokojniej, wszyscy wiedzą, że jesteś silna, nie musisz tego na każdym kroku pokazywać. Popatrz na swoje dłonie, jeszcze trochę, a nie będziesz mogła jutro nawet ruszyć palcem.-ostatnie zdanie mówił z jakaś dziwną rezerwą.
Przeszedł mnie dreszcz, gdy oderwał rękę od mojego nadgarstka. Automatycznie go potarłam i zerknęłam na dłonie. Były całe czerwone, a z jednej leciała malutka strużka krwi. Odeszłam od worka i usiadłam na drugim końcu sali. Wzięłam butelkę wody i pociągnęłam z niej duży łyk, resztą obmywając sobie ręce. Zaczęłam analizować jego słowa.
"Wszyscy wiedzą że jesteś silna."
Nie boją się mnie, ale wiedzą żę nie wolno mnie lekceważyc. To, dobrze ale bardziej martwi mnie dalsza część.
"Nie musisz tego na każdym kroku pokazywać."
Naprawdę robię to czesto?
Moje przemyślenia przerywa dłoń na ramieniu, a moje ciało wrażliwe na obcy dotyk reaguje dreszczem.-O, Will, to tylko ty... -mówię.
-Hope, Cztery powiedział, że możemy już iść. Chcesz się z nami wybrać w tajemnicze miejsce znalezione przez Ala? -zapytał, a w jego oczach błysnęły iskierki.
-Jasne. -powiedziałam z uśmiechem.
Kiedy byliśmy już na miejscu nadal nie mogłam się nadziwić jego pięknem. Małe pomieszczenie z szyby zamiast ścian, na dole była klapa, którą się tu dostaliśmy. Usadziliśmy się wygodnie na purpurowej wykladzinie, oparci o jedną z przezroczystych ścian. Pomieszczenie było dość małe, ale zmieściliśmy się w nim bez problemu. Oglądaliśmy cudowny zachód słońca, odbijający się przepięknie od szkła, tworząc malutkie, tęczowe wzorki.
Patrzyliśmy jak zaczarowani na te kolorowe cienie oparci o swoje własne ramiona, wspierając się wzajemnie. Wszystko byłoby cudownie, gdyby nie palące uczucie w przełyku, spowodowane pragnieniem.
Wstałam prawię uderzając się w głowę o sufit. Podniosłam klapę i zeszłam metalową małą drabinką na ziemię. Przemierzałam jaskinię kwatery Nieustraszonych w poszukiwaniu wody, ale zatrzymał mnie szept. To nie było zwykłe, ciche mówienie, to pełen napięcia, szybki szept przekazujący ważny sekret. Zakradłam się za róg i sluchałam.
-Spokojnie, Jeanine wszystko się uda, ale daj mi wiecej czasu. -mówił niepewnie Eric.
-Wszystko jest gotowe, po co ci czas?
-Poczekajmy do końca nowicjatu. Bedzie więcej doświadczonych Nieustraszonych. -powiedział. -Dobrze. Ale ani chwili dłużej! - skończyła kobieta.
Cicho wycofałam się i pokręciłam głową, żeby trzeźwiała po to by myśleć. Dlaczego ja się zawsze wplątuje w to co nie powinnam!?
Eric. Eric jest w zmowie z Erudycją. Pytanie brzmi: "po co?"
Nim się obejrzałam byłam w sypialni. Ogarnęło mnie nagłe zmęczenie. Położyłam się, układając wygodnie. Siegnąłam po fiolkę i kilka razy przetoczyłam ją w dłoni.
-Jestem. -szepnęłam. -Trzeba się dowiedzieć do czego służy.
Odłożyłam ją do szafki. Położyłam ręce pod głowę i zamknęłam oczy. Po chwili oddałam się w sidła krainy snów.
Ciemna ulica była oświetlona jedynie dwiema, zniszczonymi latarniami. Wiatr chłostał moje włosy, bijąc mnie nimi po twarzy. Delikatna mżawka gładziła moją twarz i dłonie blade jak kreda. Powietrze było ciężkie, a mi trudności sprawiało oddychanie. Za mną pojawiła się ciemna postać w kapturze, mrożąc mi krew w żyłach. Zaczynam biec mijając betonowe ulice i szare domy. Kamienie skrzypią mi pod stropami, a oprócz wietrzyku słychać tylko mój zdyszany oddech. Upadam i wyrywa mi się jęk. Osoba za mną zdejmuje kaptur. Okazuje się moim ojcem...
Budzę się z krzykiem i ciężko oddychając sprawdzam godzinę. 04:37. Wcześnie. Odgraniam mokre kosmyki z czoła i kieruję się do łazienki, już nie zasnę. Dwa najgorsze koszmary połączyły się w jeden..
Prawie zapomniałam o tamtej nocy, a teraz znów się przestraszyłam, że Cztery mnie rozpozna. Życie jest niesprawiedliwe. Ale czy ktoś mówił inaczej???-----------------------
Hej! Specjalnie dla was siedziałam i głowiłam się co napisać. Ale gotowe! Jestem dumna z tego rozdzialika, taki malutki, niby o niczym a tak dużo się dzieje. Mam nadzieję że wam się Podoba.
Pozdrawiam
Little_Kittyxx
CZYTASZ
Niezgodna Nadzieja • 📝 EDYCJA
FanficHISTORIA JEST NA ETAPIE DIAMETRALNEJ KOREKTY!!! (czytasz na własną odpowiedzialność!) NASZE WYBORY NIGDY NAS NIE ZMIENIĄ... A może jednak? Wyobraźcie sobie, że Beatrice się nie urodziła, że Tris w ogóle nie istniała. Co by się stało, gdyby ktoś inn...