27. - I'm not his girlfriend.

1.1K 61 3
                                    

"Słyszysz to? Nie. To cisza. I co z tego? To dźwięk, który istnieje, choć nigdy się nie pokazuje. Jak miłość? Tak. Dokładnie tak jak ona..." ~by me

CZYTASZ = KOMENTUJESZ!

Od kilku dni nic się nie dzieję. Cisza jest niemal namacalna. Niestety to uczucie strasznie mi ciąży. Przerażenie kumuluje się i tworzy wielką kulę zagłady, która wybuchnie i zmiecie wszystko w promieniu dwudziestu kilometrów. Nie mogę się na niczym skupić. Nie mogę jeść, nie mogę spać, nawet nie mam siły na moje lęki w krajobrazie. Przez ten czas ćwiczyliśmy, całe dnie leżałam w łóżku i nie miałam siły się ruszyć. Moi przyjaciele martwili się o mnie lecz zbywałam ich. Starałam się unikać Erica i narazie, co dziwne, udaje mi się to doskonale. Nie mogę mu wybaczyć, nie teraz. Dziś jest ceremonia inicjacyjna. Muszę zebrać się w sobie i przygotować się psychicznie na spotkanie z nim oraz przejście przez lęki. Najpierw stawiam sobie za cel prostsze zadanie. Zjeść coś. Nikogo nie ma w sypialni, a ja chwiejnie wstaję i ubieram się. Muszę się ogarnąć! Niech wiedzą, że jestem silna! Zakładam czarne rurki i top na ramiaczka. Do tego zegarek i makijaż. Włosy związałam w wysoki kucyk i wyszłam z sypialni. Codzień o dwunastej w nocy spotykaliśmy się z Cztery na dachu i próbowaliśmy coś wymyślić. Często kończyło się tak, że usypiałam, a on za dwie godziny budził mnie, dając choć chwilę wypoczynku. Niestety. Nie mieliśmy żadnego planu. Nadal miałam złudną nadzieję na to, że wszystko bedzie dobrze. Ona była małym płomykiem w moim sercu, który mimo chłodu nie zgasł. Kiedy byłam już w połowie drogi usłyszałam znajomy płacz. Z duszą na ramieniu skręciłam w ukrytą, boczną uliczkę i zobaczyłam ją. Jena siedziała na podłodze oparta plecami o ścianę jaskini i obejmowała rekami kolana płacząc.

-Jennifer co się stało? -klęknęłam przy niej ale kiedy chciałam położyć dłoń na jej kolanie odsunęła się. Zmarszczylam brwi.

-Hej... Spokojnie, powiedz mi o co chodzi.

-Odejdź. -wydusiła.- Odsuń się. Idź. -łkała.

Nic z tego nie rozumiałam.

-Idź, bo zrobię ci krzywdę. -jąkała się.

-Co? Ty? Jennifer jesteśmy siostrami, nie skrzywdziłabyś mnie. -zaprzeczyłam lecz ona pokręciła głową przecząco.

-Nic nie rozumiesz, nie wiem co się ze mną dzieję.

-Nic się nie dzieję. Ty...

-Chciałam cię zabić. -powiedziała szlochając.

-Co? -zapytałam zdziwiona.

-To byłam ja! Chciałam cię zabić! Ale tam był ten chlopak! To jakis amok! ZabiŁam go! Chciałam cię zabić! -krzyczała przez łzy.

-Nie, to nie byłaś ty. Nie mogłabyś. -mówiłam z niedowierzaniem.

-A niby skąd miałam igłę? Nikt nie ma do nich dostępu! Przepraszam! Nie wiem co się dzieję! -wrzasnęła i wybiegła.

Zbladłam. Moje serce jakby się zatrzymało, a usta same rozchyliły się ze zdziwienia. Najpierw Dylan, teraz ona. Coś tu jest nie tak. Ścisnęło mnie w klatce na myśl, że Jena chciała mnie zabić... Wstałam i wyszłam z zaułku. Muszę jakoś przekazać to Cztery. Z udawaną pewnością siebie weszłam do jadalni. Wszystkie oczy zwróciły się w moją stronę. Niektóre zaraz się odwróciły, inne nie odrywały ode mnie wzroku śledząc każdy mój ruch. Złapałam krótkie spojrzenie Tobiasa, Marlene i Tori. Do tej ostatniej uśmiechnęłam się i usiaam przy naszym stoliku. Na przeciwko mnie siedzieli Will i Christina, a na mój widok obok usiadł Uriah. Zakręciło mi się w głowie, przycisnęłam dłoń do czoła.

-Wszystko okay? -zapytał Uriah.

-Mhm. -mruknęłam i oparłam się o mojego przyjaciela.

-Masz. Zjedz, mam wrażenie, że zaraz zemdlejesz. -powiedziała Chris podając mi grzankę.

Niezgodna Nadzieja • 📝 EDYCJAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz