"Jeśli kogoś kochasz dasz mu odejść, a jeśli pragnie wolności bardziej niż miłości nie wróci." ~by me
CZYTASZ=KOMENTUJESZ ♥
Wolność. To magiczne i rzadkie uczucie. Zawsze jesteśmy od czegoś zależni. Od rodziców, przyjaciół, obowiązków, obietnic, frakcji. Myślałam, że jeśli zmienię tą ostatnią, będę wolna. Niestety. Myliłam się. Pojawiły się nowe oczekiwania, tajemnice i bliscy. Więc co jest wolnością? Śmierć? Zadając ból innym nie uwolnimy się od uczuć. Przez pewien czas myślałam, że to miłość, ale ona też trzyma nas na smyczy jak psa, który musi wiernie stać przy drugiej osobie. Może to przyjaźń? Nie... ona również zamyka nas w klatce niepewności. Marzenia, cele, wolna wola i możliwość wyborów. To jest wolność. Chciałam uciekać, zostawić wszystko w tyle, ale myśl ze oni, pozbawieni życia w szeregu martwych oczu i pustych ciał ruszają wysysać innym duszę była zbyt okrutna. Szarość i Czerwień zlewały się na chodnikach w morze śmierci. Niebo też zbuntowało się przeciwko słońcu i przywołało swoich puchatych poddanych aby uwięziły gwiazdę lśniącą blaskiem w pułapce z mgły. Teraz kula płacze, a jej łzy rozmywają szkarłat na betonie. Krwawa pręga widnieje na plecach czarnego wojownika z kulą w dłoni. Przyrząd zagłady ciążył mi w dłoniach, a stopy wgniatały się w mokrą ziemię. Wiatr chłostał nas po twarzy, a czerwień przyprószyła moje policzki. Pot ściekał po mojej szyi i czole, a oddech przyspieszył.
-Gdzie idziemy? -zapytałam dysząc.- Do Erudycji?
-Tak. Jak się domysliłaś to bomba gazowa, usypia wszystkich w promieniu kilometra. Nie działa na Niezgodnych. -dodał i wymieniliśmy spojrzenia.
-Co mam robić? -zapytałam.
-Kiedy ją bombę, nikt nie bedzie nic widział, a ty pójdziesz w prawo. -zaczal.
-Gdzie mam być? -pytam.
-W centrum dowodzenia. -odparł.
-Spoko trafię, znam na pamięć rozkład tego kloca. -powiedziałam.- Kiedy tam będę, to mam zabrać dysk, zabić Jeanine, rozwalić coś? -proponuję.
-Zniszcz dysk i poczekaj na mnie. Możesz spróbować zatrzymać symulację.
-Okay. -rzuciłam- Tobias? Wiesz, że to trzeba zabandażować? -powiedziałam.
-Przesta , to nie jest teraz ważne. -odparł i wbiegł do kwatery.
Siedziałam cicho za jakimś budynkiem i zakrywałam uszy dłońmi. Kuliłam się na dźwięk każdego strzału, a kolejna łza zdobiła podłoże pod moimi stopami. Każdy z tych dźwięków może być odgłosem śmierci Tobiasa, albo kolejnego Altruisty. A ja? Siedzę i czekam, przecież mogę coś zrobić. I wtedy słyszę oszałamiajacy huk. Wzdrygam się, a siła uderzenia pcha mnie na ścianę za mną. Przez chwilę boję się, że nikt nie przeżył ekesplozji, ale moje wątpliwości znikają, gdy widzę wybiegających ludzi. Chwytam za pistolet i szybko pędzę w stronę wejścia. Mijam przerażonych Erudytów i kiedy mam przekroczyć próg ktoś łapie mnie za ramię i wbija w nie paznokcie tak mocno, że po chwili czuję ściekajacą krew. Krzyczę przez zęby, ale mimo to uderzam napastnika lufą w głowę. To znaczy, chyba. Biegnę dalej i staram się nie myśleć o bólu. Dym jest wszędzie, wdziera się do moich płuc i drażni przełyk. Kaszlę i potykam się o jakiś kabel. Moja dłoń wpada w jakaś substancję i czuję jak pojawiają się na niej pęcherzyki. Zaciskam usta w wąską linijkę i wstaje. Ból sprawia, że na chwilę przed oczami widzę ciemność. Jestem w laboratorium. Nikogo nie ma w sterylnie czystym pomieszczeniu, a przedemną znajdował się ogromny ekran. Na nim widoczne były różne lśniące linie i kropki, a w małych okienkach pojawiały się obrazy z sektoru Altruizmu. Westchnęłam i szybko podbiegłam do maszyny. Zauważyłam panel kontrolny i probowałam coś z niego odczytać, wciskałam różne guziki i kiedy bylam blisko usunięcia programu coś ciężkiego uderzyło mnie w plecy. Upadłam i poczułam kolano przyciskajace mój kręgosłup. Czułam kogoś oddech na mojej sszyi i wzdrygnęłam się.
CZYTASZ
Niezgodna Nadzieja • 📝 EDYCJA
FanfictionHISTORIA JEST NA ETAPIE DIAMETRALNEJ KOREKTY!!! (czytasz na własną odpowiedzialność!) NASZE WYBORY NIGDY NAS NIE ZMIENIĄ... A może jednak? Wyobraźcie sobie, że Beatrice się nie urodziła, że Tris w ogóle nie istniała. Co by się stało, gdyby ktoś inn...