"Słuchaj serca bo ono nie widzi,
Słuchaj pragnienia bo odmowy nie słyszy,
Słuchaj nadziei bo ona czuje..." ~by meCZYTASZ=KOMENTUJESZ ♥
Zamykam oczy gotowa na uderzenie, ale nadal ściskając hamulec. Coś gwałtownie szarpneło liną, a w powietrzu zawisły wołania i wiwaty Nieustraszonych. Otworzyłam oczy i zauważyłam, że moje ręce są zaciśnięte na linie i poranione. Zaśmiałam się nerwowo i odpięłam pasy. Spadłam prosto w ręce innych i odetchnęłam z ulgą. Zaczęłam się śmiać. Nadal żyje! Czerwonowłosa kobieta pomogła mi wstać i popatrzyła na moje zakrwawione dłonie.
-Byłaś bardzo odważna....-szepnęła.- Jestem Lysa, a ty to Hope? -zapytała z błyskiem w oczach i szerokim uśmiechem.
-Tak. -sapnęłam.
Wszyscy skandowali moje imię. Uśmiechnęłam się, a po chwili poczułam łzy wzbierające mi w oczach. Weszłam do środka budynku i pozwoliłam im swobodnie płynąć. Ręce mi drżały, a świeże rany strasznie piekły. Szłam do skrzydła szpitalnego, jeśli tak to można nazwać, a kiedy byłam na miejscu zauważyłam, że zza drzwi wychodzi Peter. Wyglądał okropnie. Ze skrzywdzioną miną szedł już całkiem sprawnie prosto na mnie. Krew spływała mi po łokciach i skapywała na podłogę jaskini. Dreszcz przeszedł mnie po plecach. Zauważył mnie i uśmiechnał się szyderczo. Podszedł do mnie. Ze strachu nie mogłam się ruszyć.
-Cześć złotko. Co tutaj robisz sama o tak później porze? Ojej skaleczyłaś się? -cmoknął z dezaprobatą i przygwoździł mnie do ściany.
Mocno zacisnął swoje dłonie na moich nadgarstkach i trzymał je nad moją głową. Jego twarz była kilka centymetrów od mojej, aż czułam jego oddech na policzkach.
-Co ja ci takiego zrobiłam? -zapytałam szybko.
-Jesteś inna. Nie pasujesz tu. -syknął i wbił kciuki w moje rany.
Wstrząsnęłam przenikliwie, a krzyk rozniósł się po korytarzach. Kolana ugięły się pode mną, a on wyjął zza paska nóż. Próbowałam się wydostać z jego silnego uścisku, niestety byłam słabsza z powodu utraty krwi. Zbliżył ostrze do mojej szyi, a w powietrzu zawisł jego śmiech.
-Z uśmiechem będę patrzeć jak ucieka z ciebie życie, jak tracisz ostatnią kroplę krwi, a kiedy uronisz pierwszą łzę z przyjemnością wbije ci nóż w serce. -syknął mi w twarz. - za te wszystkie upokorzenia... -brutalnie szarpnął mnie za włosy.
Jęknęłam cicho z bólu, a w mojej głowie echem odbijały się jego słowa. Poczułam zimno metalu na szyi i wstrzymałam oddech. Wtedy usłyszałam trzy słowa, które wybawiły mnie z objęć śmierci.
-Odejdź od niej. -powiedział stanowczy głos.
Peter zesztywniał, a nóż z brzękiem upadł na ziemię. Miał na sobie kaptur, więc szybko odwrócił głowę i uciekł.
Upadłam na ziemię z cichym jęknięciem, z ulgi aż zrobiło mi się słabo. Mój wybawca podbiegł do mnie.
-Hope? -zapytał łagodnie Cztery.
Otworzyłam powoli oczy i kilkakrotnie zamrugałam.
-Wiedziałem, że jesteś silna. -powiedział i wziął mnie na ręce.
Moja głowa opadła na jego ramię. Posadził mnie na łóżko szpitalne, a mój oddech powoli się uspokajał. Przeczesałam włosy palcami, a Teresa -pielęgniarka z wieloma tatuażami- wyszła że swojego małego pokoiku. Zmarszczyła brwi.
-Nie pytaj. -rzuciłam już pewnie.
-Nie miałam takiego zamiaru.
-odpowidziała lekko urażona.
CZYTASZ
Niezgodna Nadzieja • 📝 EDYCJA
FanficHISTORIA JEST NA ETAPIE DIAMETRALNEJ KOREKTY!!! (czytasz na własną odpowiedzialność!) NASZE WYBORY NIGDY NAS NIE ZMIENIĄ... A może jednak? Wyobraźcie sobie, że Beatrice się nie urodziła, że Tris w ogóle nie istniała. Co by się stało, gdyby ktoś inn...