Część 1 - Noc wyznań

10.4K 486 266
                                    

Dziękuję Julii, mojej Marksonowej koleżance, dzięki której to wstawiłam :) 

To miał być shot, to nigdy nie miało ujrzeć światła dziennego.

Pierwsze rozdziały trochę rakowe (pisałam to dla siebie i Julii, czysty fun), później jest już lepiej, TRUST ME ♥

~~~~~





31.12.15: 01:15 (dorm)

Nie sądziłem, że kiedykolwiek będę mógł się uznać za takiego szczęściarza, jakimi są niektórzy ludzie, ale pomimo bycia idolem i posiadania miliona kochających mnie fanów, cierpiałem, a wytwór naszych Armys zabijał mnie od środka.


Przerwałem pisanie, zerkając na osobę, która przeszkodziła mi w wykonywanej czynności. Byłem przekonany, że o pierwszej w nocy, tuż po wykańczającej gali, wszyscy legną do łóżek i nie wstaną dopóki nasz manager ich do tego nie zmusi, a jednak się myliłem.

- Jimin... - zaczął szatyn, zajmując miejsce obok mnie.

Szybko zamknąłem mój notatnik w obawie, że wyłapie on z niego choćby jedno słowo.

Jungkook nie skomentował mojego zachowania, dalej się we mnie wpatrując i przygryzając przy tym delikatnie swoją wargę.

- Jimin, wiesz, że ja... - Próbował kontynuować, jednak nie miałem zamiaru mu na to pozwolić.

Odsunąłem się od jego ciała, nie mając pojęcia co ze sobą zrobić. Chłopak dobrze wiedział co do niego czułem. Przez te wszystkie lata, wszelkie treningi, porażki, chwile radości, choroby i występy, momenty, w których z nim byłem...

Spuściłem głowę, wzdychając ciężko i zbierając się do kolejnej konfrontacji.

- Nic nie mów, Jungkookie. Jak zwykle udajemy, że nic się nie stało, okay? – Odważyłem się spojrzeć na chłopaka i wykrzesać z siebie smutny uśmiech.

O dziwo, mój maknae nie przytaknął od razu głową, nie zerwał się z miejsca i nie zniknął w swoim pokoju, jak to miał w zwyczaju. Coś się zmieniło.

- Jimin... - Usłyszałem po raz kolejny swoje imię, lecz tym razem głos Jeona brzmiał nieco płaczliwie, przez co mój umysł zapomniał na chwilę o całym otaczającym mnie świecie. Liczyła się teraz tylko jedna osoba. Nieważne co zdarzyło się pięć godzin temu. Nic nie było teraz ważne.

- Jungkookie, nie płacz, proszę. – Momentalnie się rozczuliłem tym widokiem, chcąc jakoś zapobiec tym łzom.

Przysunąłem się z powrotem do ciemnowłosego, patrząc na niego zaniepokojonym wzrokiem i kładąc swoją dłoń na jego mokry już policzek. W odpowiedzi usłyszałem jedynie kolejne szlochy.

- Bo... ja... nie chciałem... - mówił, przerywając co chwilę i trzęsąc się coraz bardziej.

Moje serce pękło po raz tysięczny tej nocy i po raz tysięczny z powodu jego osoby.

Nie wiedziałem jak zareagować, ponieważ w takim stanie widziałem go po raz pierwszy. Zawsze to Tae go takiego oglądał, to jemu Kookie się wypłakiwał i żalił. „JiKook" istniał jedynie na scenie, jedynie dla fanów... i jedynie dla mnie.

Może i byłem egoistą, dupkiem i skończonym debilem, ale nie chciałem przepuścić takiej okazji, dlatego przytuliłem go prawie od razu, nie myśląc o tym, że na pewno zaraz mnie odepchnie.

"Zmiana ścieżki" - Jikook, VhopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz