jeden

687 40 3
                                    

   Nigdy nie lubiłam upałów, a mimo to postanowiłam przeprowadzić się do Sydney. Nie wiem, dlaczego to zrobiłam, ale odległość dzieląca mnie od Bradford zawsze była idealnym argumentem. Chciałam wyrzucić z głowy wszystkie wspomnienia związane z tamtym miejscem, które, niestety, musiałam nazywać domem.

Gdy tylko ukończyłam osiemnaście lat, spakowałam wszystkie drobiazgi i wsiadłam w pierwszy samolot lecący do Australii.

Znalazłam niewielkie, lecz idealne, jak na mnie i moje aktualne zasoby finansowe, mieszkanko. Jednak pieniądze bardzo szybko znikają, z tego powodu, właśnie włóczę się po centrum miasta, poszukując pracy.

Znalazłam kilka ofert w lokalnej gazecie, ale żaden z właścicieli pobliskich sklepików nie chciał mnie zatrudnić, dlatego moją ostatnią nadzieją była kawiarnia, przed którą właśnie stanęłam.

Wzięłam głęboki oddech, po czym pchnęłam szklane drzwi. Po wejściu rozejrzałam się dookoła. Lokal był urządzony w bardzo przytulny, lecz nowoczesny sposób. Idealne miejsce do wypicia mrożonej kawy ze znajomymi.

- W czym mogę pomóc? - przede mną pojawił się wysoki, ciemnowłosy chłopak. Zlustrowałam go wzrokiem. Nie wyglądał na kogoś, kto przejmowałby się wysoką temperaturą skoro miał na sobie długie, czarne spodnie.

 Na pierwszy rzut oka wyglądał na chłopaka, od którego w Bradford trzymałabym się z daleka. Ale nie byłam w Wielkiej Brytanii, dlatego odpowiedziałam:

- Ja w sprawie pracy. - przez chwilę milczał, jednak wskazał dłonią na drzwi z wizytówką "WŁAŚCICIEL". 

 Idąc za nim rozglądałam się po pomieszczeniu. Kremowe ściany, białe meble i dodatki w kolorze limonki świetnie ze sobą współgrały.

- Masz jakieś doświadczenie? - zapytał, gdy zamknął za nami drzwi. 

 Wtedy zrozumiałam, że ta kawiarnia musiała należeć do niego. Był bardzo młody, wyglądał na maksymalnie dwadzieścia-jeden lat.

- Pracowałam w restauracji rodziców. - odparłam, siadając na wskazany przez chłopaka fotel. 

- Okej, szczerze mówiąc wydajesz się w porządku. - zaczął, spoglądając na mnie. - Nie jesteś stąd, co nie? - dodał po chwili. 

 Uśmiechnęłam się, w końcu ktoś zauważył mój akcent. - Przyleciałam tu z Bradford. 

- Brytyjka. - zaśmiał się, na co zmarszczyłam czoło. - W sumie to nie zapytałem Cię o najważniejszą informację, jak się nazywasz? 

- Rea Carter. - odparłam, przyglądając mu się badawczo. - Dlaczego mam wrażenie, że się ze mnie nabijasz? 

- Ja? Skąd. - jego śmiech rozniósł się po pomieszczeniu, niestety, pomimo szczerych chęci nie potrafiłam zachować powagi. - Okej, po prostu znałem kilka osób z Anglii i nie wspominam ich zbyt dobrze, mam nadzieję, że zmienisz moje zdanie o was. - pokręciłam głową w niedowierzaniu, kiedy oboje już się uspokoiliśmy.

- Nie mam zamiaru niczego Ci udowadniać... 

- Calum, Calum Hood. - wtrącił. 

- Okej, więc tak, jak mówiłam. Niczego nie będę Ci udowadniała, Calum. 

- Więcej szacunku, jestem Twoim nowym szefem, Carter. - otworzyłam szerzej oczy. 

- Naprawdę?

- Tak, widzimy się jutro o 9. - w przypływie euforii, podskoczyłam do góry i mocno przytuliłam Hood'a. Dzięki niemu nie musiałam martwić się powrotem do mojego piekła.

*


od autorki: wiem, wieje nudą, ale to początek, wszystko musi się spokojnie rozwinąć. mam nadzieję, że będziecie dzielnie czekać!

black coffee / l.h. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz