When we used to be just friends

674 60 20
                                    

Czytasz=komentujesz ❤️

- Obawiam się, że to samo, co ty. - odpowiedział patrząc na mnie z wywalonymi gałami.
Przeraziłam się i nie wiedziałam, co zrobić. Uciekać?
- Stęskniłem się. - przejechał koniuszkami palców po mojej twarzy lekko się zbliżając.
Odwróciłam szybko głowę i odskoczyłam od mężczyzny.
- Dlaczego nie odbierałaś moich telefonów ? - męczył mnie dalej, a ja nadal stałam jak wryta gapiąc się w marmurowe płytki.
- Hailey, odpowiedz! - krzyknął, a ja automatycznie podskoczyłam z przerażenia.
Serce waliło mi jak młot, a ja nie potrafiłam wydusić z siebie żadnego słowa chociaż naprawdę chciałam.
- Hailz! - złapał mnie za ramiona i potrząsnął, a ja się ocknęłam.
- Ja nie wiem co powiedzieć. - wymamrotałam i odwróciłam się żeby nie widział jak płaczę.
Nie wiem czemu tak zareagowałam, ale histeria była ode mnie silniejsza i nie potrafiłam się opanować. Wyrwałam dłoń z jego uścisku i ruszyłam szybkim krokiem przed siebie. Biegłam dalej rycząc nie wiedząc nawet dlaczego.
- Zaczekaj. - usłyszałam za sobą głos Justina i automatycznie się zatrzymałam.
Powoli odwróciłam się w stronę chłopaka, ale jego twarz była tak blisko mojej, że zamarłam.
- Chodźmy na kawę. - powiedział przegarniając kosmyk moich blond włosów, powoli uspakajając mój oddech. - Proszę. - dodał i spojrzał głęboko w oczy.
- Dobrze. - rzuciłam i wyjęłam telefon z kieszeni. - Tylko napiszę Garemu, że... - przerwał mi lekko się uśmiechając.
- Że co? Hailey i tak wiem, że go okłamałaś, a jednocześnie mnie. Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę z tego, że ja... - tym razem to ja wpieprzyłam mu się w wątek.
- Dokończymy na kawie. - kiwnęłam i ruszyłam w stronę auta. - Jedź swoim. - rozkazałam i wsunęłam chude nogi do Bugattiego.
Spotkaliśmy się w małej kawiarence na obrzeżach Nowego Jorku. Zazwyczaj jest tam spokój i cisza i wiele gwiazd czasami tam jeździ na spotkania z przyjaciółmi. Szczerze mówiąc jest to pewnego rodzaju skrytka, o której nie wiedzą nawet dziennikarze. Właściciele, koło 60-tki, są na tyle uprzejmi, że nie puszczają pary z ust. Potrafią zrozumieć to, że w świecie, w którym teraz żyjemy naprawdę ciężko o chwilę spokoju.
Usiedliśmy przy dwuosobowym stoliku i zamówiliśmy przepyszną latte. Wnętrze było cudownie przystrojone i panował miły klimat.
- Wracając do naszej rozmowy... - zaczął Justin. - Naprawdę myślałaś, że ja zniknę na zawsze? Hailey, dobrze mnie znasz, powinnaś wiedzieć, że dotrzymuje obietnicy. Umówiliśmy się na dwa miesiące, a i tak dałem Ci trochę więcej czasu niż powinienem żebyś stopniowo mogła  wyjawić prawdę temu swojemu chłoptasiowi.  -ciągnął, a ja przewracałam oczami.
- Jakiś ty hojny. - wymamrotałam z czystą ironią.
- O co Ci chodzi? Kurwa! Co ja znowu zrobiłem? - zdenerwował się i nerwowo postawił filiżankę na talerzyku.
- Przepraszam. - ukazałam wewnętrzną skruchę i zrozumiałam, że Justin ma rację. Sama nie wiem, co skłoniło mnie do tego by myśleć, że on zniknie na całe życie. Kurde... Może i przez te dwa miesiące było fajnie, ale doskonale rozumiem, że prędzej czy później zatęskniłabym za nim i nie mogła pogodzić się ze swoją decyzją.
- Nic się nie stało. Miłość. - złapał się za głowę i zmienił wyraz twarzy na łagodniejszy.
Zaśmiałam się cicho rozluźniając nieco atmosferę.
Resztę dnia rozmawialiśmy o tym, co zdarzyło się w przeciągu tych ostatnich miesięcy, kiedy się nie widzieliśmy. Zamówiliśmy nawet wino i zjedliśmy pyszną kolację. Czułam się jak na jakiejś randce, a z każdym łykiem czerwonokrwistego trunku, coraz bardziej zaczęłam porządać Biebera. Chłopak wyglądał niesamowicie przystojnie, a wszystkie czyny, które dla mnie zrobił wydawały mi się teraz superbohaterskie. Nie zorientowałam się nawet kiedy zrobiło się ciemno i od paru godzin nie miałam czasu sprawdzić telefonu. Nie dawałam znaku życia ani Garemu ani Kylie. Nie przejmowałam się tym czy się martwią i co teraz robią, bo przed sobą miałam prawdziwe dzieło sztuki, które mogłam bezkarnie podziwiać.
Justin zaczął zbliżać do mnie swoje usta i złożył na nich gorący pocałunek. Oddałam się namiętnej chwili zapominając o całym świecie. Nie pamiętałam nawet, że mam chłopaka, którego kocham... Albo i nie skoro robię takie rzeczy i nie czuję przed nimi żadnego strachu.
- Chodźmy do mnie. - podniósł mnie gwałtownie do góry jak małe dziecko i zaniósł na rękach do auta, którym przyjechał po niego jego kierowca.

Kochani! Kolejny rozdział mam nadzieję, że wam się spodoba. Piszcie, co sądzicie!

So sorryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz