Nothing between us, I don't want to hurt you

480 46 16
                                    

    Od kilku dni potajemnie spotykałam się z Justinem i tym razem było inaczej. Zachowywaliśmy się jak zakochane i wpatrzone w siebie skowroneczki albo łabędzie, które właśnie znalazły tą jedną jedyną prawdziwą miłość. Na początku czułam się niezręcznie z tym, że okłamuję Gaza i moich przyjaciół, a nawet samą siebie, ale poczucie winy przechodziło za każdym razem gdy Bieber dotykał mojej skóry. Nadal mieszkałam z oficjalnym chłopakiem i codziennie wracałam do domu późnym wieczorem zmęczona jak diabli.
- Mam teraz dużo sesji i zleceń, wiesz jak jest... - powtarzałam po raz setny uciekając wzrokiem od oczu ciemnowłosego mężczyzny.
Nawet sama nie wiedziałam czy chcę się do wszystkiego przyznać i żyć długo i szczęśliwie czy wolę jednak chodzić po cienkiej nitce, która z dnia na dzień lekko pęka. W głębi duszy podobało mi się takie szaleństwo i ukrywanie. Najważniejsze, że nikt się nic nie domyślał. A Justin ? A Justin robił wszystko bylebym była szczęśliwa. Każde nasze spotkanie było przepełnione ekstremalnością i tym minimalnym dreszczykiem emocji, który czułam na swoich barkach. Codziennie po wieczornej kąpieli stawałam przed lustrem i wpatrywałam się w zakłamane, niebieskie tęczówki zadając sobie pytanie czy tego chcę. Moje wewnętrzne alter ego krzyczało z podniecenia "TAK!". Kładłam się do łóżka i spałam z mężczyzną, którego nie kocham i świadomie ranie, ale zawsze pamiętałam, że jutro czeka mnie kolejny, cudowny dzień z miłością mojego życia.
Jechałam do domu wokalisty swoim Bugatti ubrana jak zwykle w dres, czapkę z daszkiem i okulary żeby nikt przypadkiem mnie nie rozpoznał. Nie musiałam nawet dzwonić do drzwi, bo Justin pare dni temu mnie wyprzedził i dorobił świeżutkie klucze.
- Jestem! - krzyknęłam i od razu usłyszałam jak chłopak biegnie w moją stronę.
- Chodź! - złapał mnie za rękę i mocno szarpnął w stronę salonu.
Na stole czekało na mnie pyszne śniadanie i ogromny bukiet czerwonych róż. Codzienność.
Ucałowałam Justina w czoło i podziękowałam zajadając się rogalikami z dżemem.
- Więc skarbie co chcesz dziś zrobić? - zapytał wpatrując się w moją buzię lekko podśmiewając pod nosem.
No jasne cała byłam umorusana masłem i truskawkową konfiturą. Wstałam nerwowo od stołu.
- Wyglądasz przepięknie! - krzyknął i wysłał mi czułego buziaczka. Zaśmiałam się, a Justin odwzajemnił gest.
- Hailey... - powiedział poważnym głosem i spuścił wzrok w dół.
Z kieszeni wyjął dwie prostokątne, sztywne, białe kartki i jedną powoli mi wręczył.
- Kurwa! Żartujesz? - nie mogłam uwierzyć własnym oczom.
"Mamy ogromny zaszczyt zaprosić pannę Hailey Baldwin na galę wręczenia tegorocznej nagrody Akademii Filmowej - Oscary 2016.".
Chłopak spojrzał na mnie wzrokiem kota ze "Shreka", a ja wybuchnęłam śmiechem i płaczem jednocześnie. Nie wierzyłam w to co widzę, to było moje marzenie od dziecka, przede wszystkim, że moja rodzina słynie z aktorstwa.
- Pójdziemy razem? - podszedł do mnie i mocno przytulił.
- A co z... Garym? - zapytałam, a Bieber momentalnie się ode mnie odsunął i przewrócił oczami.
- Idźcie razem i udawajcie zakochaną parę. - rzucił swoim zaproszeniem na stół i wyszedł z pomieszczenia dodając : - Weź.
- Myślałam, że pasuje ci taki układ. - odpowiedziałam z przekąsem automatycznie zatrzymując platynowego chłopaka.
Odwrócił lekko głowę.
- To jesteś stukniętą idiotką. - powiedział waląc ręką w ścianę, z której spadło nasze wspólne, pierwsze zdjęcie tłukąc się na drobne kawałeczki.
Łzy automatycznie spłynęły po mojej twarzy i stałam jak wryta patrząc przed siebie.

KOCHANI! Przepraszam was za moją dłuuuuuugą nieobecność, ale szkoła przyćmiła moje wszystkie inne zajecia. Mam nadzieje,ze podoba wam sie rozdział. Piszcie co i jak! Buziaki 💕

So sorryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz