Rozdział 3

34 9 1
                                    

Siedział na miękkim łóżku w nieznanym mu dotąd pokoju. Duże pomieszczenie z jasnymi ścianami wyglądało bardzo przytulnie, a przynajmniej on tak uważał. Na podłodze z długich, ciemnych desek położono średniej wielkości futrzany dywan w odcieniu nocnego nieba. Po prawej stronie łóżka stała wielka szafa i komoda z wieloma szufladami. Zaraz nad nim wbudowano okno duże prawie na całą ścianę, do połowy zasłonięte przez granatowe zasłony. Dało się przez nie zobaczyć gwieździste niebo, jakiego chłopak jeszcze nigdy w życiu nie widział. Małe, świecące punkciki okalały dosłownie je całe, oświetlając podwórze mocniej, niż zrobiłby to księżyc. Stało tam pełno drzew, które lekko poruszały liśćmi na nocnym wiaterku. Za nimi ukazywała się ogromna i wysoka zdobiona brama, niestety mało widoczna z takiej odległości. Chłopak rozejrzał się jeszcze raz po pokoju. Zafascynował go duży kominek z czarnego marmuru, stojący po jego lewej stronie. Wyrzeźbiono w nim różnorakie pnącza, a gdzieniegdzie pojawiały się małe kwiaty. Palący się w nim ogień dawał przyjemne, ciepłe światło na całe pomieszczenie, sprawiając, że w tym miejscu było jeszcze przytulniej.

Niespodziewanie ciemne drzwi naprzeciwko chłopca uchyliły się, i ostrożnie weszła przez nie średniego wzrostu dziewczyna. Podeszła i usiadła na łóżku, tuż obok niego. Wpatrując się w jego zielone oczy uśmiechnęła się miło. Założyła za ucho swoją niesforną blond grzywkę i szepnęła do chłopaka spokojnym głosem:

 – Już niedługo, Willu.

Natychmiast otworzył oczy. Jego serce uderzało jak młot, a sam był mokry od potu. Prędko rozejrzał się po ciemnym pomieszczeniu. Biurko pod oknem, szafa, półki z książkami... odetchnął głęboko. Wszystko było na swoich miejscach. "To tylko głupi sen..." pomyślał. Ale jaki realistyczny! Wszystko przecież wydawało się wręcz namacalne... widział każdy malutki szczegół... Tak realistycznego snu nie przeżył jeszcze nigdy, nawet, jeśli próbował go w jakiś sposób wywołać. A teraz? Nie miał pojęcia, że coś takiego może się wydarzyć, a do tego był przecież całkowicie przejęty tą sprawą z głosem... "No właśnie! Cały czas myślałem tylko o kobiecie... to musi być tego wina". Lecz nadal nie mógł całkowicie się do tej myśli przekonać. Podobno w snach można widzieć tylko osoby, które się wcześniej spotkało. A on nigdy nie zauważył tej dziewczyny. Nigdy. W jego szkole także takiej nie było. Więc... co to może oznaczać?

Potarł twarz dłońmi. Kompletnie nie wiedział co robić. Wszystko było takie zagmatwane... Spojrzał na elektroniczny zegarek na szafce nocnej. Druga czterdzieści sześć. Zamknął oczy. Wiedział, że nie ma już szans na zaśnięcie. Szok, jaki go ogarnął, nie odpuszczał nawet na sekundę. Ale mógł to wszystko poważnie przemyśleć. Czy mówić Louisowi? Teraz nie był pewien, czy dzielić się z nim tym snem. Nie chciał, by przyjaciel miał przez to jakieś kłopoty. Nie wiedział, czy cokolwiek może z tego wyniknąć, ale wystarczająco naczytał się fantastycznych książek, by wiedzieć, jak zazwyczaj kończy się takie dzielenie informacjami.

Otworzył oczy i skierował wzrok na okno. Niebo było tej nocy bezchmurne, więc gwiazdy i księżyc w pełni mocno oświetlały pomieszczenie.

Tak samo, jak tam.

Dało się usłyszeć odgłosy ulicy, nie przerywające swojego hałasu nawet o tak późnej porze. Ludzie jeździli w tę i z powrotem, do pracy, do domu, lub do wielu innych miejsc, o których chłopak nie miał pojęcia. Will wstał z łóżka, biorąc ze sobą szarą kołdrę w szkocką kratę, i podszedł do okna. Opierając łokcie na parapecie zaczął wpatrywać się w ulicę i w park. Park, w którym to wszystko się zaczęło. Był tak niedaleko... Teraz wyglądał jeszcze czarowniej niż wcześniej. Liście wysokich drzew połyskiwały w świetle gwiazd, a gałęzie delikatnie poruszały się na nocnym wiaterku. Pnie wyglądały na jeszcze starsze niż były, przez co wydawało się, że nie powinny już tam stać. Lecz to, według Willa, dodawało im tajemniczości. Rosa na malutkich źdźbłach trawy błyszczała, choć wielkie konary zasłaniały jej światło. Pomimo tego krople nadal lśniły, tak jakby ktoś posypał trawę magicznym, białym pyłem. Blask księżyca dostawał się dosłownie wszędzie. Dla niego nie było praktycznie żadnych przeszkód - otaczał wszystkie drzewa, cały park, każdy najmniejszy listek. Jedynym problemem pozostawały cienie, które, jak na złość, przysłaniały życiodajną jasność. Will czuł się tak, jakby na jego oczach rozgrywała się walka pomiędzy światłem a ciemnością, dobrem i złem.

Wybrani: AzerthOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz