Rozdział 14

7 3 2
                                    

– Co to tak naprawdę jest ten Ciemny Teren?

Rozmawiali już długą godzinę, ale Will dopiero w tej chwili trafił na ten właściwy tor.

Axie skrzywiła się widocznie, a w jej oczach zagościły iskierki strachu.

– Obszar, w którym mieszkają sojusznicy Istot Ciemności. W sumie, ich działania nie widać, póki ktoś spoza terenu nie uświadomi ci, co się dzieje. Ci Azertyjczycy nieźle się ukrywają, rzadko kiedy udaje nam się odebrać im jakieś miasto. – Popatrzyła za okno, na ciemne niebo. – To dosyć przytłaczające, wiesz? Zło odbiera nam Azerth, nasz dom. A nam coraz trudniej je powstrzymywać. Wybrani nie są już tak chętni do walki, jak za czasów Starszych Opiekunów. Boją się. Ale wcale im się nie dziwię.

Na szczęście rozmowy po zachodzie słońca nie były zakazane. Może i było pochmurnie, ale szare kłęby powoli ustępowały. Odkrywały tak cudowne, nocne niebo, że żaden Ziemianin w życiu nie pomyślałby, że takie może istnieć. Księżyc nie był potrzebny. Gwiazdy wystarczały, by dać światło, jakie można zobaczyć tylko w czasie pełni. Nie odsłonił się jeszcze cały nieboskłon, a już widać było galaktyki i miliardy świecących punkcików, niektórych ledwie zauważalnych, a niektórych ogromnych, wyróżniających się od reszty. Co najdziwniejsze, chłopiec zauważył wśród nich nawet fioletowe, niebieskie czy zielone gwiazdy. Wszystko było inaczej, niż na Ziemi. Tęsknił za ojczyzną, ale miał już małe wątpliwości. Czy na Azerth nie jest lepiej? Przecież dysponował tu wszystkim, co tak uwielbiał – magią, fantastyką, walkami mieczem, zaczarowanymi broniami i mocami. Zawsze chciał to widzieć, przeżyć, nie tylko czytać. Na Ziemi tego nie było. Ludzie wyśmialiby go, gdyby mówił, że to wszystko istnieje. Ale jednocześnie tutaj nie było tej najważniejszej rzeczy. Rodziny. Brakowało mu jej na tyle, że była jego jedyną motywacją do powrotu. Dlatego nie miał zamiaru odpuścić.

– Ciężko mi to mówić – kontynuowała, patrząc na zaciemnione lasy – ale czasem widzę, że nawet Starszym Opiekunom brakuje motywacji do walki. Są chyba już zmęczeni, tak myślę.

– Kim tak naprawdę oni są? – zapytał Will cichym głosem.

– Zaufanymi Azertyjczykami Przełożonej. Zazwyczaj to oni dowodzą w misjach, i robią inne, ważne rzeczy. Wiesz, o co chodzi.

– Ta – odparł, również całkowicie wpatrzony w nocny krajobraz. – Axie? A co z tymi Wybranymi, którzy pojechali na misję? Wracają, czy nie?

– Oczywiście, że wracają. – Uśmiechnęła się pogodnie. – Tylko takie misje czasem potrafią trwać nawet kilkanaście dni. Jeszcze na nich długo poczekamy.

Milczeli. To milczenie jednak było tą przyjemną ciszą, która nigdy nikomu nie przeszkadzała. A Will nie chciał, żeby się ona kiedykolwiek skończyła.

– Nie siedź znowu długo, okej? Pasuje, żebyś się wysypiał. – Axie zmierzwiła mu włosy.

– "Znowu"? Skąd wiesz, że późno zasypiam? – Nawet się zdziwił. Czy ona go śledzi?

– Zgadywałam. A ty się właśnie do tego przyznałeś. – Uśmiechnęła się chytrze. – No, wystarczy. Dobranoc, Will. – Wstała z jego łóżka i podeszła do drzwi. Klamka zaskrzypiała pod naciskiem jej dłoni.

– Dobranoc – zdążył jeszcze odpowiedzieć, zanim dziewczyna wyszła, a ciężkie drzwi zamknęły się za nią.

***

Było bardzo cicho, mimo że słońce wstało już dawno temu, i hałasy z podwórza powinny być słyszalne. Ale do szóstego piętra Domu najwyraźniej już nie docierały.

Wybrani: AzerthOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz