Rozdział 4

35 6 20
                                    

– Wiesz, to chyba cud – zaczął, zamykając szafkę i ruszając przez korytarz do sali numer dwadzieścia sześć. Od dziwnego snu minęły dwa dni i właśnie teraz był długo wyczekiwany, zbawienny dla wszystkich uczniów, piątek. Will czekał na weekend ze szczególną niecierpliwością. Miał dość dziwnych przypadków w szkole, lekcji i wszystkich nauczycieli. Szczerze, od początku edukacji nie przepadał za tym miejscem. Jego szkoła była na dość wysokim poziomie, przez co nigdy nie mógł sobie pozwolić na chwilę wytchnienia. A teraz było jeszcze gorzej. Przez te wszystkie paranormalne wydarzenia nie mógł skupić się na niczym. Całe szczęście, nauczyciele byli na tyle litościwi, by nie zrobić żadnej niezapowiedzianej kartkówki z materiału z całego miesiąca – a było to bardzo w ich stylu.

– Hmm? – mruknął Louis, idąc obok niego.

– Od trzech dni nic mnie nie zaczepia – odparł.

– A kto niby cię zaczepiał? Chyba tylko nauczyciele. Na dziewczyny nie licz, brzydalu.

Chłopak powstrzymał uśmiech i westchnął.

– Chodzi mi o głosy – wyjaśnił. – I znikających woźnych.

– A, spoko, ogarnąłem – powiedział, przeciągając każde słowo. – Serio niczego więcej nie było?

Willowi zrobiło się okropnie głupio. Wiedział, że albo musi skłamać chłopakowi w żywe oczy, albo opowie mu cały sen i tym sposobem nigdy nie będzie miał spokoju. Wystarczyło jedno słowo, a Louis już podchwytywał ciekawy temat i nie przestawał o nim mówić przez wiele tygodni. A ta sprawa była wyjątkowo ciekawa, nawet dla niego samego. Więc prawdopodobieństwo, iż kiedykolwiek zapomną o wszystkich dziwnych wydarzeniach było bardzo małe. Poza tym, miał przeczucie, że nie wyniknie z tego nic dobrego.

– Nic – skłamał, a sumienie już zaczynało go dręczyć. – Zero.

– Wiesz jak to jest. Najpierw wszystko zaczyna być normalne, aż tu nagle... bum! - Szaloną gestykulacją ukazał wielki wybuch. – Dzieją się rzeczy jeszcze gorsze od poprzednich.

Will zastanowił się nad jego słowami. Miał całkowitą rację.

– Może i tak – odezwał się po chwili. – To nawet możliwe.

– Radzę się bać. W końcu może się przed tobą ukazać jakaś bestia z wielką szczęką, kilkoma rzędami zębów i pazurami długimi jak kosy. A ty będziesz musiał z nią walczyć! – mówił podekscytowany. – I ten potwór rozszarpie cię na małe kawałeczki, a później uzna, żeś niesmaczny, i sobie pójdzie. A my odprawimy ci ładny pogrzebik.

– Pocieszasz. – Popatrzył na Louisa zniesmaczony. – Bardzo pocieszasz.

– No co? Kto powiedział, że tak nie będzie? – Blondyn wzruszył ramionami.

– Ja tak powiedziałem.

– Nie. – Poprawił okulary na nosie. – Nic nie słyszałem, a nie jestem przecież głuchy.

– Nic takiego nie będzie. Wystarczy? – spytał retorycznie.

– Oczywiście. – Wyszczerzył zęby w uśmiechu. – Trzymam cię za słowo.

Dalej szli już w milczeniu. Ich pierwszą lekcją była historia; przedmiot, który obydwoje mieli na liście ulubionych, a takich było bardzo mało. I nauczyciel, o ile było się grzecznym, i same zajęcia zawsze zapowiadały się przyjemnie. Tematy prawie nigdy nie były nudne. Ten dzisiejszy szczególnie. Pan Smith zapowiedział im rozmowy o średniowieczu, a co się z tym wiązało, o rycerzach, zamkach i wszystkim, co Will szczerze uwielbiał. O nudzie na tej lekcji nie było mowy.

Wybrani: AzerthOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz