Rozdział 5

28 4 3
                                    

Kolejny raz ta sama droga, choć nigdy się nie nudziła.

Will postanowił, że od dzisiaj już zawsze będzie nazywał to miejsce Magicznym Parkiem. Nazwa była zdecydowanie odpowiednia co do tego, co się tutaj wydarzyło.

Kiedy Louis powiedział mu na przerwie po historii, że jego "trans" trwał około piętnaście minut, wyraźnie się zdziwił. Jak coś, co według niego miało kilka sekund, mogło dłużyć się aż tak?

– Mówię ci, przerażony byłem – mówił wtedy. – Tak się na to gapiłeś jakbyś... jakbyś... no po prostu! – z emocji nie umiał dobrać odpowiednich słów. – Ciągle do ciebie szeptałem: "Will!", "Will, ogarnij się!", a ty nic nie słyszałeś!

– Dziwne – powiedział zamyślony chłopak.

– Dziwne? Dziwne?! Człowieku, to było chore! Myślałem, że za nic cię nie obudzę! Już mam dość tej twojej mag... – nie dokończył, bo Will zasłonił mu usta.

– Ciszej, błagam – szepnął. – O tym nikt więcej nie może się dowiedzieć.

Louis, kiedy już odrobinę ochłonął, zdjął rękę przyjaciela z buzi i popatrzył na niego karcącym wzrokiem.

– Ja bym ci radził rodzicom powiedzieć – zaproponował. – Serio. Gościu, to zaszło za daleko.

Will westchnął. Nadal, choć poświęcił rozmyślaniu kilka godzin, nie mógł zdecydować się, czy powiedzieć o tym komukolwiek. Uznaliby go za wariata! A później zapewne miałby kilka wizyt u psychologa tygodniowo... jego mama była przewrażliwiona ma takie rzeczy. Tata może mniej, ale raczej zgodziłby się z żoną. A co do młodszego brata, Maxa - tylko on by go zrozumiał. Młody lubił tego typu fantazje, chociaż miał jedynie osiem lat. Tyle tylko, że nie potrafił dotrzymywać tajemnic. Za nic nie utrzyma języka za zębami. Will już kolejny raz tego dnia zrezygnowanie westchnął.

Niespodziewanie znów dziwnie się poczuł. Ale nie było to uczucie ze szkoły; wyczuł, że ktoś go obserwuje.

Ktoś szedł za nim.

Było to dla niego niepokojące przeżycie. Jeszcze nigdy nie czuł tak czyjejś obecności. Nigdy nie umiał kogoś wyczuć. A tu nagle, ni stąd, ni z owąd, nabył taką umiejętność.

Postanowił zachowywać się jak najbardziej naturalnie. Nie mógł mieć przecież pewności, kim ta osoba jest. Mogła być kimkolwiek: jego znajomym, kolegą, a nawet obcym człowiekiem.

Ale uczucie nie ustępowało.

Ba, wydawało mu się nawet, że słyszy za sobą ciężkie kroki. Lecz był prawie pewny, że to tylko mu się zdaje. A przynajmniej... miał taką nadzieję. Chciał odwrócić głowę. Chciał spojrzeć na tę osobę. Ale nie mógł. Niepokój za bardzo go ogarnął. Pomimo tkwiącej gdzieś w jego głowie myśli, że to tylko ktoś ze szkoły, był coraz mniej tego pewny, a myśl zanikała z każdą inną, negatywną.

Zauważył mniejszą dróżkę prowadząca w bok, w środek parku. Ledwie co powstrzymał odetchnięcie z ulgą. Natychmiast w nią skręcił. Był jedną z osób najlepiej znających to miejsce, zawędrował w każdy zaułek bez wyjątku. I w końcu teraz ta wiedza mogła mu się przydać.

Udając, że rozgląda się wokoło, z ciekawością oglądając drzewa, szedł przed siebie pewnym krokiem. Obok niego przechodziły inne, nic nieznaczące osoby. I nawet nie wiedziały, jak Will jest im wdzięczny. Dzięki przechodniom mógł zgubić tamtego człowieka! Wchodził na najbardziej zatłoczone drogi, przechodził obok wielkich, liściastych drzew, skręcał jak najczęściej. A to wszystko pomagało mu uwolnić się od tajemniczego obserwatora.

Wybrani: AzerthOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz