Rozdział 18

12 4 0
                                        

Mimo że od tragicznej misji minęły już dwa tygodnie, nad Domem zawisły jeszcze ciemnejsze chmury.

Wszystko powoli się uspakajało, mieszkańcy małymi krokami starali się pogodzić ze stratą przyjaciół. Ich jedynym szczęściem był ten jeden Wybrany, który przetrwał, który mógł opowiedzieć im, co się stało. Gdyby nie on, prawdopodobnie nigdy nie dowiedzieliby się o odwadze poległych. Wszyscy byli mu wdzięczni, że mimo swojego stanu próbował ich pocieszać.

Widać było, że z dnia na dzień czuł się lepiej.

– Więc dlaczego umarł? – wyszeptał Will.

Od niskiego, skromnego nagrobka odbijały się ciężkie krople letniego, azertyjskiego deszczu. Suche kwiaty otaczały marmurową płytę grobu. Położył je tu każdy. Bo każdy, pomimo wcześniejszego Okresu Suszy, chciał znaleźć choć jeden, mały podarunek, by złożyć hołd poległemu.

– Nie wiem, Will – odrzekła cicho Axie.

Nikt nie wiedział. A przynajmniej nikt o tym nie mówił. Mogli się tylko domyślać.

Czasem ktoś wspominał o zakażeniu. Inni o nagłej chorobie. Prawdą jednak było, że żaden Opiekun nie miał pewności.

Ale teraz już nie mogli nic zrobić.

Nawet gdyby się dowiedzieli, było za późno.

Will uniósł wzrok i popatrzył na zasnute chmurami niebo. Deszczowe kropelki spadały mu na twarz, ale nie przeszkadzało mu to.

Wszędzie było szaro. Na nieboskłonie panował jeden, ciągły odcień szarości. Tak jakby samo niebo pogrążyło się w żałobie.

Wszystko to przypomniało mu o Ziemi. O jego życiu w małym angielskim miasteczku.

Opiekunowie mówią, że kiedy Wybrani przechodzą na Azerth, na Ziemi pojawia się ich klon. Perfekcyjna kopia. Razem ze wszystkimi wspomnieniami. Idealnym charakterem.

Ale co, jeśli nie?

Co, jeśli mówią tak tylko po to, by uspokoić ludzi? Może teraz jego rodzina jest w kompletnej rozpaczy, bo ich kochany Will po prostu rozpłynął się w powietrzu? Przecież nigdy nie odkryją prawdy. Będą myśleli, że ktoś go porwał, lub że nie żyje. Ile czasu minęło? Jak długo oni mogą tak myśleć? Ile czasu minie zanim rodzina się rozpadnie?

Przecież według wszystkich ziemian byłby on martwy.

Nikt nie wiedział o istnieniu Azerth.

– Chciałbym im jakoś pomóc – powiedział, przerywając chwilowe milczenie.

– Wiem – odpowiedziała Opiekunka. – Ale jest jeszcze za wcześnie, Will. Też kiedyś będziesz walczył... kiedyś.

Zawsze tak mówiła. Za każdym razem, kiedy pytał, czy mógłby iść na jakąś misję. Wiedział, że nie jest jeszcze nawet dobry w walce. Nie miał swojej magicznej broni. Ale chciał wreszcie coś zrobić. Bardzo chciał. Nie mógł patrzeć, jak wszyscy giną, kiedy sam siedział bezczynnie.

Sam nie wiedział, skąd w nim nagle obudziła się taka determinacja. Może Wybrani mają to po prostu we krwi.

– Axie – zaczął. – Co jeśli misje nadal będą takie same?

Dziewczyna popatrzyła na niego beznamiętnie.

– Azerth umrze.

Zamilkł. Nie chciał już pytać o więcej. Dwa słowa powiedziały mu za dużo.

– Chodźmy, Will – powiedziała nagle tak, jakby nic się nie stało. – Nie ma sensu stać na deszczu.

Will ostatni raz spojrzał na nagrobek. W kamieniu zostało wyryte imię mężczyzny. "John", przeczytał Will z trudem. Po dłuższym skupieniu zrozumiał też drugi napis.

Wybrani: AzerthOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz