~ Rozdział 11 ~

252 35 0
                                    

Ręce zaczęły mi się okropnie trząść, tylko dlaczego? Przecież Jack nic mi nie zrobi... czego ja się tak boję?

Przed drzwiami kabiny czułam obecność brata. Był bardzo zdenerwowany.

- Kto tam jest?! Wyłaź to nic ci nie zrobię!- krzyknął chłopak.

- Jack!- oburzyła sie Clo.

- No co? Dobra wyłaź! Nie mam czasu na takie zabawy.- powiedział już mniej nerwowo.

Serce przyspieszyło. Otworzyłam delikatnie drzwi i wyjrzalam.
Clovie od razu podbiegla do mnie i usciskała. Caly strach minął uświadomiłam sobie, że nic mi nie grozi.

- An... Ja... ten... No...- jąkał sie chłopak.

- Ugh! Przestań!- krzyknela  W stronę brata, Clo.

- Jack proszę, zawieź mnie do domu...- wiedziałam, że jak zapytam teraz niczego się nie dowiem, więc jak narazie odpuścłam.

- Dobrze...- podszedł do mnie i odsunął Clo. Przytulił mnie swoimi wielkimi i ciepłymi ramionami. Ja wtulilam się w jego tors, objęłam go moimi niezbyt dużymi rękami. Oparłam głowę o jego umieśninął kladke piersiowa, on pocalowal mnie w czoło.

- Nie pozwolę Cię skrzywdzic. Jesteś moja małą księżniczką.- wyszeptal i jeszcze raz ucałował moje zimne czolo.

W objęciach brata czułam się tak bezpiecznie. Nie wiedziałam, że ma jakieś problemy... W zasadzie nic o nim nie wiedziałam. Od kąt się wyprowadził nie miałam z nim kontaktu. Brakowalo mi jego opiekónczych rąk, które zawsze chronily mnie przed złem. Gdy jeszcze mieszkaliśmy razem w domu matki, nie pozwolił aby jaki kolwiek chłopak mnie skrzywdził, przeleciał, był strażnikiem mojego dziewicywa. Był najlepszym bratem na świecie, nawet nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo mi go brakowało.

- Eyhhem- chrzaknela blondynka.- ja tu jestem!- wymachiwala rękami w powietrzu.

- Musimy już jechać.- obliznil uścisk i wyszlismy z toalety.

- Em... Jack... wiesz już, ze nie mam białaczki?- powiedziałam speszona.

- Tak wiem skarbie. Zaopiekuję się tobą. Już o nic się nie bój ze mną będziesz bezpieczna...- weszliśmy do sali gdzie była matka z kolegami blondyna, pakowała moje rzeczy do dużej sportowej torby z nike.

- Może byś mi łaskawie pomogła?! Nie mam czasu na pakowanie twoich szmat! Zaraz mam samolot, już dawno powinnam być na lotnisku!- krzyczała wkładając do torby moją ulubioną szarą bluzę z H&M, dostałam ją od Jack'a przed wyjazdem, często w niej chodziłam, pasowała do wszystkiego i przypominała o bracie.- i może zamiast stać i swiecic gołą dupą, ubierz się w coś w czym nie wyglądasz jak dziwka.- mówiła stanowczo matka, nadal była zła, co ja gadam ona była wkurwiona. "BO ZARAZ MA SAMOLOT" ble, ble, ble. Poczulam uklucie w sercu kiedy powiedziała tę słowa. Nienawidziłam jej, ale nadal chciałam być przez nią kochana... jestem jej dzieckiem do chuja, a ona tylko o tej pracy, nawet miała w dupie to, że bulimia to poważna choroba... niby po studiach, a taka głupia...

- Mamo! Przestań, An to twoja córka a ty ją traktujesz jak pierwszą lepszą szmatę! Ona ma uczucia, nie to co ty!- krzyknął w stronę matki która wstała z gniewem w oczach.

- Ładna mi córka! Świeci gołą dupą przed całym szpitalem. I ja mam jej nie nazywać szmatą?! A ty- wskazała palcem na mnie- nie masz po co do domu wracać!- nie wytrzymałam, to byla przesada, miałam gdzieś co o mnie pomyślą, rozplakalam się jak małe dziecko, a ona była zadowolona z ciosu emocjonalnego który mi zadała. Wyszła rzucając na podłogę obok łóżka czarną bluzkę z białym kwadratem, z napisem "OK".

- Ej, ej, skarbie nie płacz.- podniósł mój podbródek Jack, tak abym mogła patrzeć prosto w jego oczy.- zamieszkasz U mnie. Poradzimy sobie i wymyślę cos, żebyś nie musiała jechać do ośrodka.- otarł łzę splywajaca po moim policzku- a matka się nie martw, jestem pełnoletni i moge wystąpić o prawo opieki nad tobą. Nie pozwolę Cię skrzywdzić mała, nawet przez matkę. Rozumiesz?

- Rozumiem... kocham Cię- wtulilam się w jego tors.

- Em... Jack, tik, tak! Nie mamy czasu!- powiedzial któryś z kolegów blondyna, przerywając nam tą wspaniałą chwilę.

- No już, już...- nie dane mu było dokończyć wypowiedzi.

- Dlaczego nie macie... nie mamy czasu?- spytałem kończąc tulenie braciszka.

- Dowiesz się jak dojedziemy do domu, to niespodzianka.- powiedzial Zach i posłał mi buziaka w powietrzu.

- Ugh...- sapnelam- muszę iść się przebrać bo nie chcę wyglądać jak "dziwka".

Udałam się w stronę łóżka, obok którego leżała torba ze spakowanymj rzeczami. Postanowiłam ubrać się w moją ukochaną szarą bluzę, ulubione czarne jeansy z dziurami na kolanach, a na stopy wsunelam białe nike. Włosy upięłam w lóźnego koka typu nie ład. Nie potrzebowałam kurtki, ponieważ było dosyć ciepło.

Po spakowaniu wszystkich rzeczy wyszliśmy z ośrodka, uprzednio wypisując mnie z listy pacjentów tego szpitala. Mój bagaż niósł Jack. Na parkingu stał sportowy samochód brata. Zach i Brajan wsiedli na tylne siedzenie auta, ja wpakowalam się do przodu. Jack i Josh przed posadzeniem tyłków na siedzeniach wrzucili moją dosyć ciężką torbę do pustego bagażnika i także wsiedli do auta. Ruszyliśmy z piskiem opon.

******************

Hej wszystkim! Jak podoba się rozdział? Mogę wam zdradzic, że w następnym rozdziale będzie się dzialo.

CIUMKI :**

Pysiek

Another||InnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz