Strach przed nieznanym

1.6K 140 56
                                    

~Josh~

Już rano czułem, że tego dnia wydarzy się coś, co diametralnie zmieni moje życie na zawsze. Nie bałem się jednak tego dnia, bo lubiłem zmiany, a poza tym, ja niczego się nie bałem. Znajomi ze szkoły średniej nazywali mnie Nieustraszonym nie bez powodu. Kiedy pewnego dnia w szkole wybuchł pożar, jako jedyny zostałem w szkolnej kawiarni, bo nie dokończyłem jeść pączka, którego wcześniej tam kupiłem, a nie chciałem aby dwa funty tak beznadziejnie się zmarnowały. Może to nie jest najlepszy powód, dlaczego nazywano mnie Nieustraszony, ale zdarzało się też wiele innych sytuacji, o których w tym momencie raczej nie mam ochoty opowiadać.

Dzień zleciał normalnie. Przez "normalnie" mam na myśli zwyczajne rzeczy w moim stylu, czyli czytanie komiksów, gra na komputerze i jedzenie pizzy. Nie pracowałem, nie studiowałem. Zrobiłem sobie rok przerwy po liceum, aby odpocząć przed studiami, jednak rok przeistoczył się w dwa lata, potem w trzy, a teraz mam dwadzieścia osiem lat i zero perspektyw na życie.

Przejdźmy do sedna sprawy, czyli do wieczora, w którym moje życie nabrało nowego, innego i o wiele gorszego znaczenia.

Umówiłem się na dwudziestą z Tylerem. Kim on był? Tylera mogłem opisać wieloma słowami, ale najważniejsze było to, że go kochałem. Tyler był dla mnie wszystkim. Nie byłem gejem, nie. Lubiłem dziewczyny, ale Tylera darzyłem miłością przyjacielską, która była odwzajemniona. Wytatuowaliśmy sobie nawzajem na przedramionach nasze imiona, abyśmy zawsze o sobie pamiętali.

Tyler był pięknym człowiekiem pod wieloma względami. Śpiewał, rapował, troszczył się o innych, dbał o swoją siostrę, kochał wszystkich i wszystko. Poznałem go osiemnaście lat temu, kiedy chodziliśmy do podstawówki. Pamiętam, że po raz pierwszy zobaczyłem go na szkolnym boisku, kiedy został otoczony przez najsilniejszych chłopaków, których wszyscy się bali. Wszyscy oprócz mnie. Nieustraszony, pamiętajcie o tym. Podszedłem wtedy do nich i zobaczyłem, że bili Tylera. Momentalnie ich rozdzieliłem i podszedłem do Tylera, podając mu rękę i podciągając do góry, tak, aby umiał stanąć na nogi. Zareagowałem w porę, bo jego stan był stabilny. Od tego dnia wszystko się odmieniło, a ja zyskałem przyjaciela na całe swoje życie. Tak przynajmniej myślałem.

Tyler przyjechał po mnie za pięć ósma. Zawsze był punktualny.

Wyszedłem z domu i wsiadłem do jego samochodu, witając się z nim.

- To co zwykle? - spytał chłopak, uśmiechając się do mnie.

- Jakże by inaczej. - odparłem, odwzajemniając jego gest.

Co piątek jeździłem z Tylerem na pizzę do restauracji o jak bardzo wdzięcznej nazwie Pizza Place. Po tym zazwyczaj szliśmy na dyskotekę, aby dobrze się zabawić, ale niestety tej nocy tam nie dotarliśmy.

Po dziesięciu minutach byliśmy już pod Pizza Place. Tyler zaparkował samochód, po czym z niego wysiedliśmy. Po chwili byliśmy już w środku, przy naszym ulubionym stoliku, który zawsze był dla nas wolny.

- Margharita? - spytał mnie brunet.

- Zawsze. - odrzekłem z uśmiechem.

Po złożeniu zamówienia przyszedł czas na nasz co tygodniowy przegląd życia z Columbus. Miasto, w którym mieszkaliśmy było typowym amerykańskim miastem z wieżowcami w centrum. Nic szczególnego. Przynajmniej dla nas.

- Frederica jest w ciąży. - zaczął Tyler.

- No coś ty? Z kim? - spytałem, zaskoczony. Uwielbiałem plotkować z tym człowiekiem. Zawsze dowiadywałem się czegoś ciekawego, a przy okazji słyszałem mnóstwo zabawnych komentarzy.

- Z Robertem. Normalnie w to nie wierzę. Ich dziecko będzie modelem.

- Albo modelką. - poprawiłem go, śmiejąc się. Frederica i Robert mogli urodzić boga piękna, sądząc po tym, jak wyglądali z zewnątrz.

- Nie uwierzysz, Tyler, ale czuję, że dzisiaj coś złego się wydarzy. - powiedziałem po chwili. Musiałem się tym z nim podzielić. Denerwowałem się, ale czułem, że to, co ma się stać jest nieuniknione i przyjdzie nagle, bez żadnej zapowiedzi.

- Przestań, Josh. Nic się nie stanie, jesteśmy razem, co nie? Nie bój się, obronię cię. - zaśmiał się.

Po chwili dostaliśmy swoją pizzę, którą zgodnie z regułą, zjedliśmy w pięć minut. Nasz rekord wynosił dwie minuty trzydzieści osiem sekund dla największej pizzy, jaką tutaj podawali. To były dobre czasy.

- Chodź, impreza czeka. - rzekł.

Po chwili byliśmy już w samochodzie. Gdybym wiedział, że nie wyjdziemy z niego cali, zrobiłbym wszystko, abyśmy tam nigdy nie wsiedli.

- Jestem pewien, że dzisiaj nam się poszczęści. - rzekł uśmiechnięty Tyler. Kiedy spojrzałem się na niego, jego już nie było. Nawet nie wiem, kiedy wszystko nabrało takiego zabójczo szybkiego tempa. Zabójczo. Pamiętajcie o tym przysłówku.

W samochód mojego przyjaciela wjechał tir. Auto przewróciło się z ogromną siłą na dach, a ja próbowałem trzymać się wszystkiego, aby tylko nie umrzeć. Nie myślałem. Robiłem co szło, aby przeżyć.

Samochód stanął w ogniu. Kiedy znów odwróciłem głowę w stronę Tylera, jego tam nie było. Między płomieniami, które obeszły wóz wokół widziałem bezwładnie leżące ciało, ale zostałem czymś przygnieciony, więc nie mogłem wyjść i sprawdzić, co się stało.

Spróbowałem się podnieść, albo wyjść, ale nie umiałem sobie pomóc. Zacząłem krzyczeć i błagać o pomoc. Po jakimś czasie udało mi się uwolnić z samochodu i otwartym oknem, a raczej jego pozostałościami udało mi się wyjść na zewnątrz. Nie umiałem się podnieść, więc szedłem na kolanach. Nie wiedzieć kiedy znalazłem się przy ciele. Jego ciele. Ciele Tylera, które leżało na zaognionym asfalcie i było zmasakrowane.

- Tyler! Tyler! - krzyczałem, aż bolało mnie gardło. - Nie umieraj, słyszysz mnie? Kocham cię, człowieku! Nie możesz mnie zostawić, rozumiesz?!

Potrząsałem nim. Zacząłem go reanimować.

- Nie zostawiaj mnie! - krzyczałem, płacząc. - Cholera jasna, nie zostawiaj mnie!

Dopiero kiedy położyłem Tylera na ziemi, wypuszczając go ze swoich ramion, zobaczyłem, że na lewej stronie jego głowy znajduje się gigantyczna dziura. Zacząłem jeszcze bardziej nim potrząsać, mając nadzieję, że się obudzi. Nic z tego. Tyler nie żył. On nie żył!

Położyłem się obok niego i go przytuliłem. Jeśli mam umrzeć w tych płomieniach, to chcę umrzeć godnie. Chcę umrzeć z człowiekiem, który jest godzien wszystkiego, co najlepsze. Człowiekiem, który zmarł, a ja umrę razem z nim.

Dopiero wtedy zauważyłem, że z moją lewą nogą jest coś nie tak. Była cała we krwi, ale nie obchodziło mnie to, co się z nią stało. Mógłbym pozbyć się swojej nogi, gdyby tylko Tylerowi przywróciło to życie.

Zamknąłem swoje oczy i przestałe myśleć o bólu. Chwyciłem Tylera za jego zimną już dłoń.

- Teraz będziemy razem już na zawsze. Nie opuszczę cię, Tyler. Znaczyłeś dla mnie więcej niż wszystko. - wyszeptałem do jego ucha.

Nagle usłyszałem dźwięk karetek pogotowia. Niestety, ale było już za późno. Zasnąłem obok Tylera. Miałem nadzieję, że obudzę się w lepszym świecie, gdzie będę mógł z nim plotkować i żyć tak, jak jest godzien. Miałem tylko nadzieję, że w tym lepszym świecie mają Pizza Place, bo jeśli nie mają, to chyba się tam nie nadaję.

Stressed Out ~ twenty øne piløtsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz