Blurryface. To on mnie zabił.

501 70 7
                                    

Czasami zastanawiam się nad tym, co by było, gdybym nie pozwolił Blurryface'owi nad sobą zawładnąć. Jak wtedy wyglądałoby moje życie? Czy byłoby lepsze? Byłoby spokojniejsze?

Na te pytania niestety nie znam odpowiedzi, ale wiem jedno. Ja wcale nie dałem się opętać Blurryface'owi. On nie czekał na zgodę. On wszedł do mojego umysłu i w nim zostanie. Na zawsze. - z pamiętnika Tylera

~ Lisa ~

Siedziałam na szpitalnym korytarzu i czekałam na wieści. W dalszym ciągu nie dowierzałam w to, że Josh zdecydował się rzucić wszystko i pospieszyć mi z ratunkiem. Nie oczekiwałam tego po nim. Myślałam, że da mi odejść z tego świata w spokoju, ale to on w tej chwili walczy o życie.

Kiedy nadjechał pociąg, Josh nie zastanawiał się dwa razy, tylko po prostu się pod niego rzucił. Wszystko działo się tak szybko, ale dla mnie każda sekunda trwała jak minuta. Widziałam dokładnie wszystko. Widziałam, jak Josh spada na szyny. Widziałam jak w ostatniej chwili odsuwa się na bok. Niestety, ale widziałam też, że chłopak nie zdążył do końca wycofać się z torów i przez to został potrącony lekko w plecy.

Lekarze twierdzą, że nic mu nie będzie. Po kilku miesiącach intensywnej rehabilitacji wróci do siebie, ale ja w to nie wierzę. To przeze mnie Josh będzie kaleką. Przecież uderzenie w plecy mu nie przejdzie z dnia na dzień. Tak naprawdę, w ogóle nie wiem, czy kiedykolwiek mu to przejdzie.

Boję się o niego. Nie wyobrażam sobie, co by się stało, gdyby Josh umarł. Ja muszę odejść jako pierwsza. Tak będzie sprawiedliwie. Pierwsza będę przy Tylerze, a Josh do nas niedługo dołączy.

Chciałam znów wrócić do lasu, aby tym razem udało mi się popełnić samobójstwo, ale nie mogłam zostawić Josha samego. Umarłabym niespokojnie, a tego nie chciałam.

Musiałam przy nim zostać i mu pomagać. Byłam mu to winna. W końcu to przeze mnie wylądował w szpitalu w stanie ciężkim, a teraz przechodzi poważną operację, od której będzie zależało jego dalsze życie.

Oprócz jego zdrowia fizycznego, bardzo boję się o jego umysł. Chłopak wiele przeszedł po śmierci Tylera, próbując dowiedzieć się więcej o Blurryfacie i przeżywając każdy kolejny dzień bez  najlepszego przyjaciela u boku. Podziwiałam go za siłę, jaką miał w sobie. W ostatnich dniach wiele razy przechodziłam mentalne załamania. Chciałam wiedzieć wszystko o demonie, który siedział w umyśle mojego kochanego brata, a o którym ja nie miałam wcześniej pojęcia. Co prawda, bolało mnie to, że Tyler mi o nim nie powiedział, ale musiałam uszanować jego wolę. Może chciał to zrobić dla mojego dobra? Ukryć to wszystko i sam borykać się z problemami?

Moje przemyślenia przerwał lekarz, który wyszedł z sali operacyjnej. Było o dziwo spokojny, co mnie przeraziło. Nie wiedziałam, czego się spodziewać. Co mógł oznaczać ten spokój? To, że wszystko się powiodło i Josh będzie żył czy może to, że Josh nie przeżył?

Błagałam w myślach, aby ten drugi scenariusz okazał się kłamstwem.

- Mam dobre wieści. Pan Dun będzie żył, ale będzie wymagał stałej opieki lekarzy. Uważam, że byłoby dobrze, aby został tutaj na dłuższy czas, ale pani zdecyduje, co z nim będzie. - oznajmił.

- Dlaczego ja mam zdecydować? Przecież nie jestem jego rodziną. - powiedziałam zdziwiona i zaskoczona.

- Pan Dun wyraził zgodę, aby pani decydowała o jego leczeniu. Muszę postępować zgodnie z wolą pacjenta, więc zostawiam pani tę decyzję.

Nie wiedziałam, co mam robić. Skoro Josh musiał wyznaczyć kogoś, kto będzie teoretycznie sprawował "władzę" nad jego zdrowiem, musiałam być to ja. Przecież rodzice Josha nie mieli z nim żadnego kontaktu od wielu lat, a ja w tej chwili byłam jedyną osobą, na której Josh mógł polegać.

- Muszę najpierw porozmawiać z Joshem. Czy mogę się z nim teraz zobaczyć? - spytałam.

- Niestety, ale jest jeszcze za wcześnie. Będzie można z nim się zobaczyć dopiero za około dwie lub trzy godziny. Proszę zrozumieć, ale była to trudna operacja i pan Dun potrzebuje teraz ciszy i odpoczynku. - rzekł lekarz.

- Oczywiście, rozumiem. - odparłam, po czym usiadłam z powrotem na krzesło, na którym siedziałam od dobrych kilku godzin.

Nie ruszałam się nigdzie ze szpitala aż do dwudziestej. Czekałam cierpliwie na zgodę na wejście do pokoju, w którym obecnie przebywał Josh. Nie mogłam się doczekać, aby go zobaczyć. Miałam nadzieję, że nie jest z nim tak źle. Nie wybaczyłabym sobie tego, gdyby przez moją głupotę, Josh doznał poważnego uszczerbku na zdrowiu.

Kiedy lekarz już pozwolił mi zobaczyć się z Joshem, weszłam do tego pokoju i zobaczyłam mojego przyjaciela leżącego na szpitalnym łóżku z zamkniętymi oczami. Podeszłam do niego, po czym delikatnie chwyciłam go za rękę, aby go nie wystraszyć.

- Lisa? - spytał zmęczonym głosem, kiedy mnie zobaczył.

- Jak się czujesz? - odpowiedziałam pytaniem, siadając na krzesełku przysuniętym do jego łóżka.

- Nie najlepiej. Bolą mnie plecy. Co ci strzeliło do głowy, aby się zabić? Chciałaś mnie zostawić samego? Myślałaś tylko o sobie, prawda? Wiedziałaś doskonale, że sobie nie poradzę, ale mimo to mnie zostawiłaś i postanowiłaś odejść. Powiem ci jedno, Liso. Tyler poczeka na ciebie w niebie. Nie musisz się do niego spieszyć i się zabijać, bo on z pewnością by nie chciał, abyś właśnie tak zakończyła swoje życie. Możesz przecież jeszcze osiągnąć tak wiele. Jesteś młoda, piękna i masz ambicje. Nie zabijaj się.

Nie wytrzymałam emocjonalnie podczas tego, co mówił Josh. Rozpłakałam się jak małe dziecko, któremu zabrano zabawkę. Stałam się słaba. Znowu. Z dnia na dzień stawałam się coraz słabsza. To bolało. Jednak nie tak bardzo, jak śmierć Tylera.

- Przepraszam cię za wszystko, Josh. - powiedziałam, ścierając z policzków łzy, które nie chciały zastopować. - Zachowałam się nieracjonalnie. Masz rację. Chciałam cię samolubnie zostawić i myślałam tylko o sobie. Przepraszam, Josh. Wiem, że nie cofnę czasu, ale być może w przyszłości będzie lepiej. Być może jeszcze kiedyś będę szczęśliwa, choć szczerze w to wątpię. Kto jak kto, ale ty doskonale wiesz, jak wielkim wzorem był dla mnie Tyler. Byłam w stanie skoczyć za niego w ogień, ale już nigdy nie będę miała okazji tego zrobić. Wiem, że nigdy nie wybaczysz mi tego, że chciałam umrzeć i przez to, że mnie uratowałeś, teraz ty cierpisz. Proszę cię tylko o jedno. Proszę cię w imieniu Tylera, abyś się nie poddawał, bo musisz żyć. Kocham cię i zawsze cię kochałam, tak samo jak kochał cię Tyler. Musimy trzymać się razem. Mamy tylko siebie, Josh. - powiedziałam, przez cały czas mocno ściskając dłoń Josha, jakby się bojąc, że chłopak za chwilę rozpłynie się w powietrzu.

Spojrzałam się w jego oczy. Zobaczyłam w nich łzy.

Dlaczego oboje staliśmy się tacy słabi? Kiedyś, we trójkę, byliśmy silni i pewni siebie. Teraz byliśmy nikim. Bez Tylera staliśmy się niczym.

Patrzyłam się w oczy Josha, a on wpatrywał się intensywnie w moje. Żadne z nas nie umiało nic powiedzieć. Żadne z nas nie wiedziało, co robić. Bo jaki był sens naszego życia?

Josh borykał się ze zdrowotnymi problemami. Nie dość, że jego noga jeszcze nie wydobrzała, to jego pościg za mną jeszcze pogorszył jej stan. Lekarze powiedzieli mi, że prawdopodobnie Josh nie odzyska w niej całkowitej sprawności, a na dodatek doszedł jeszcze problem w jego plecami. Czułam się winna za stan jego zdrowia. Z chorą nogą dałoby się jeszcze żyć, ale z plecami? To mogło być o wiele trudniejsze.

Jaki natomiast był mój sens życia? Żaden. Bez Tylera nie miałam celu. On podpowiedziałby mi, co robić, ale jego przecież ze mną nie było. I nigdy go już nie będzie. Nie miałam po co się uczyć, skoro wiedziałam, że niedługo i tak odejdę z tego świata.

Obiecuję sobie jedno. Nie odejdę szybciej niż Josh. On musi odejść, abym i ja mogła odejść. Złożyłam mu obietnicę. Nie zostawię go samego. Nie w takim stanie. Nie będzie żyć beze mnie. Będę z nim do końca jego dni. Mam nadzieję, że wytrwam w tym postanowieniu.



Stressed Out ~ twenty øne piløtsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz