Patrzyłaś z uśmieszkiem na oddalającego się czerwonowłosego demonofila, który zmierzał właśnie w stronę swego biura, gdzie mógł odpocząć. Postanowiłaś wmówić Grellowi, że William nie wybiera się do rezydencji Phantomhive, a jedynie do nudnej uczelni. Chciałaś równocześnie ulżyć Willowi i Sebastianowi, choć w sumie tego drugiego mało znałaś. Sama szłaś ku gabinetowi wspomnianego czarnowłosego okularnika. Poprawiłaś zsuwające się na twarz [kolor] włosy, przemyłaś miniaturową ściereczką szkła swych [kolor] okularów. W końcu weszłaś do pomieszczenia, stukając obcasami butów.
- To ty, [Imię] [Nazwisko]? W jakiej sprawie?
- Cóż, Grell dostał jakiś specjalny przydział, więc przysłali mnie w zastępstwie.
- W zastępstwie... - mruknął nieufnie. - Chodźmy więc, [Nazwisko].
Wyruszyliście i w szybkim tempie pojawiliście się na dachu rezydencji Phantomhive. Widziałaś z oddali Sebastiana, który właśnie dobijał ostatniego ze zbirów, którzy zapewne jak zwykle chcieli pozbyć się młodego Phantomhive'a. Byłaś do takiego toku spraw przyzwyczajona, bo bywałaś tu kilkakrotnie w pracy. Sebastian podniósł wzrok i zauważył waszą dwójkę. Wyglądał na spokojnego, ale widziałaś, jak odetchnął z ulgą. Zeskoczyłaś razem z Williamem z dachu, po czym pokierowaliście się w stronę trupów.
- Ilu tym razem? - wymamrotałaś bardziej do siebie.
- 68, panienko. - Demon dygnął w nieznacznym ukłonie i z zagadkowym uśmiechem odszedł do rezydencji.
Westchnęłaś. Sebastian mimo wszystko był miły dla Ciebie, bo nie byłaś na niego napalona, ani nie odganiałaś go. Wzięłaś się do pracy, patrząc kątem oka na Willa. Sprawienie innym przyjemności nie było jedynym twoim celem. Od dłuższego czasu uwielbiałaś patrzeć na okularnika, a takie noce jak ta były do tego celu idealne. Przegladałaś taśmy filmowe zbirów ze skupieniem, a na każdą myśl o Spears'ie twoje policzki przybierały jasnogrellowy kolor. W końcu gdy skończyłaś, oparłaś się na swej klasycznej kosie i na chwilę przysnęłaś. Znów w snach widziałaś twarz Spears'a i całowałaś go.
- [Imię] [Nazwisko], obudź się! - poczułaś lekkie, ale stanowcze szturchnięcie.
- P-przepraszam, William.
- Rozumiem, że po pracy ktoś twojej formy jest zmęczony. Lepiej jednak wyspać się u siebie. - słowa czarnowłosego lekko Cię uraziły.
- Rozumiem. - burknęłaś.
Po powrocie do biura postanowiłaś trochę pomóc Willowi z dokumentami, choć wyraźnie chciał Cię wygonić. Usłyszeliście pukanie, a do gabinetu wszedł Ronald.
- [Nazwisko], nalej mi wody z tamtej karafki w gablocie. - wskazał jedno ze stojących tam ozdobnych naczyń i kilka szklanek.
Gdy tylko wzięłaś się za wykonanie zadania, przejrzałaś jego pobudki. Trzaskając szklankami, nie mogłaś usłyszeć ich rozmowy. Zauważyłaś jednak, że wskazana karafka była pusta. Zobaczyłaś między innymi szpargałami drugie naczynie, łudząco podobne do pierwszego. Było pełne. Ostrożnie wypełniłaś szklankę, po czym odłożyłaś inne przedmioty na miejsca. Następnie zamknęłaś gablotę i podeszłaś do Spears'a, wymijając wychodzącego z pomieszczenia Ronalda. Postawiłaś szklankę na biurku i usiadłaś na jednym z wolnych krzeseł. William uniósł szklankę, chwilę przyglądając się zawartości, po czym wypił ją duszkiem. Odbiegłaś na chwilę wzrokiem na bok, by okularnik nie zwrócił uwagi na to, że znów mu się przyglądasz. W końcu jednak spojrzałaś na niego. Skrzywił usta, a oczy mu lekko rozbłysły. Westchnął jakby nerwowo, poprawiając kilkukrotnie swe okulary. Zdziwiło Cię nieco jego zachowanie. Zobaczyłaś, jak powstrzymywał dziwny uśmiech przygrywaniem wargi.
- [Nazwiskooooo]... - zawył cicho.
Znów wpatrzyłaś się w niego. Jego głos nigdy tak nie brzmiał. Słyszałaś niespokojny oddech swego przełożonego i dźwięk maniakalnie poprawianych okularów.
- Nie nalałaśśś z tej karafki, z której kazałeem, prawda? - spuściłaś wzrok, mamrocząc o przypadku. - Dobrzeee chociaż, że to nie truciizna. - wymamrotał.
- Więc co? - mruknęłaś.
Uderzył Cię wtedy silny zapach owego napoju. Nie mogłaś go początkowo skojarzyć, ale już po chwili zrozumiałaś, że był to...
- To nalewka. - wymamrotał Will, przerywając twoje przełomowe przemyślenia. - Dawno temu zgodziłem się pomóc Ronaldowi i ją tu przechować... Ponoć jest bardzo moo...
Odchylił nagle głowę do tyłu, nie kończąc zdania, po czym się zaśmiał. Jego śmiech zabrzmiał niemal jak rechot Undertakera. Podniósł się na nogi i podszedł do gabloty, skąd wyjął tę felerną karafkę. Znów nalał do pełna.
- Może się napijesz? - mruknął.
Odmówiłaś szybko, lekko wystraszona, ale coś nadal Cię kusiło, aby nie opuszczać Willa. Mężczyzna upił pół szklanki nalewki, uśmiechając się.
- A teraz? [Imięęę]...
Ucieszyłaś się nieco. Spears nigdy nie używał od tak twego imienia i mimo tego, że musiał się upić by to zrobić, czułaś się z tego powodu przyjemnie. William patrzył na Ciebie niemal błagalnym wzrokiem. Wiedziałaś, że William T. Spears, poważny i sztywny jak kołek Shinigami, aktualnie nie istniał. Był tylko Will, śmiejący się nienaturalnie i zachęcający Cię do picia. Westchnęłaś i zaryzykowałaś, biorąc od niego szklankę. Wypiłaś nalewkę, której smak przypominał Ci połączenie wódki z glicerolem*. Poczułaś tego mocnego kopa, którego wcześniej dostrzegłaś u okularnika. Zachichotałaś.
- [Imię]... Knox mi powiedział, że to ty wykurzyłaś Sutcliffa. Dla mnie jednak wielkiej różnicyyy to nie robiło. - westchnął, stukając paznokciami w blat biurka.
- Jak to?
- Jak nie jeden adorator mnie osacza, to drugi. - mruknął z chytrym uśmiechem. - Jesteś wręcz groteskowo i obscenicznie zakochana, a myślałaś, że nie zauważę?
Znów zachichotałaś pochylając się w jego stronę. Alkohol przepływał przez twoje ciało, a ty byłaś już nie do końca świadoma rzeczywistości. Wstałaś z miejsca i przeniosłaś się na kolana swego przełożonego.
- Będziemy tego żałowali? - mruknął cicho, zsuwając okulary, składając je i kładąc na biurku.
- Oczywiście, że tak. - wsunęłaś swoją parę w swe [kolor] włosy i pocałowałaś go.
Will położył jedną dłoń na twym policzku, drugą objął Cię w talii. Zastanawiało Cię jedynie, jak długa będzie ta noc...*Glicerol, gliceryna C3H5(OH)3 - substancja należąca do alkoholi, o bardzo mdłosłodkim smaku.