[Imię] posiadła w spadku ogromną bibliotekę, odwiedzaną jednak przez niewielu ludzi. Często całymi dniami w niej siedziała, wycierając co rusz to inną półkę z tomiskami pamiętającymi pewnie nawet średniowiecze. Ale dla [Imię] to był raj. Kochała czytać. Poza książkami znajdowały się tu także komiksy i mangi, więc w wolnym czasie mogła się zająć lekturą czego tylko zechciała. Kochała także tą biblioteczną ciszę, przerywaną jednynie starym zegarem.
Tik-tak. Tik-tak. Tik-tak.
"Był naukowcem. Nie widział jeszcze żołnierzy ginących w taki sposób, z rąk własnych towarzyszy broni." - [Imię] wertowała thiller Paula McEuena, otrzepując książkę z kurzu. Stała zapomniana wśród wielu podobnych.
Tik-tak. Tik-tak. Tik-tak.
"Nie było nagłego wybuchu miłości. Byłem zbyt zestresowany, aby odczuć podniosłość tej chwili. Ale pamiętam ulgę. Po raz pierwszy naprawdę uwierzyłem, że wszystko będzie dobrze. Że nie straciłem ich, choć było pewnie blisko." - tym razem inny twór, który w sumie miał być równie przerażający, Steve'a Mosby'ego, ale [Imię] trafiła na ukryty przyjemny fragment.
Tik-tak. Tik-tak. Tik-tak.
[Imię] właśnie układała książki na najwyższej półce na najwyższym piętrze, gdy usłyszała, że ktoś wchodzi do środka. Spróbowała zejść, alr nagle się pośliznęła i poleciała w dół te dwanaście metrów. Zmrużyła oczy, czekając na nieuniknione zderzenie, ale nie doczekała się go. Poczuła, że ktoś ją łapie i usłyszała chrzęst zatrzymywanej drabiny, która przy okazji miała ochotę zaliczyć glebę. [Imię], mimo wszystko, zemdlała z wrażenia.
Tik-tak. Tik-tak. Tik-tak.
Gdy ponownie otworzyła oczy, leżała w swoim łóżku, zaledwie kilka metrów od miejsca niedoszłego upadku. Na krześle, obok jej łóżka siedział jej wybawca. Owy mężczyzna był bardzo wysoki i nie posiadał twarzy.
Slenderman, pomyślała [Imię]. Pamiętam go, opowiadał mi o nim taki jeden dziwak...
Jak się czujesz, moje dziecko?
- Dobrze, proszę pana.
Nie boisz się mnie?
- Nie. Przychodził tu ktoś, kto mówił o panu dobre rzeczy. Twierdził, że jest pan dobrym człowiekiem, nawet jeśli pan nie jest człowiekiem.
Kto to był, moje dziecko?
- Taki młody chłopak, o skórze w kolorze zżółkniętych kartek. Chyba przedstawił się jako Last...
Ach, pamiętam. Często przysyłałem tu Last Worda, żeby wypożyczał dla mnie książki. Dobrze się zachowywał?
- Tak. Nawet za dobrze. Każdą książkę traktował z takim namaszczeniem...
To u niego normalne. Książki są częścią jego serca i umysłu, z tym, że to nie przenośnia.
- Uch... Mam takie dziwne pytanie...
Pytaj, moje dziecko.
- Czy mógłby mnie pan nie nazywać per moje dziecko? Nie jestem aż taka mała.
Dobrze, [Imię], ale ty mogłabyś w takim razie nie nazywać per pan, tylko Slender.
- D-dobrze. Chyba bardzo lubi pan czytać książki?
Cóż, to pomaga oderwać się choć na chwilę od mojej zwariowanej "rodziny".
- Rozumiem. Dużo się ostatnio mówi o tej "rodzinie".
O to im chodzi. "Niech nasza legenda niczym piętno spocznie na sercach przerażonych ludzi." Wiesz kto powiedział te słowa?
- Nie.