Niestety, są takie rzeczy i osoby, którymi nie lubimy się dzielić.
***
Rose nie wiedziała, co robiła wtulona w Gilberta w jego sypialni. Słowo wtulając niewiele miało do tego co aktualnie z nim robiła.
Jakim cudem śpimy ze sobą? Przecież... Przecież to nie ma sensu!
Westchnęła. Mimo wszystko to uczucie, które odczuwała dzięki Gilbertowi było... niezwykle. Takie obce, takie tajemnicze, takie... przyjemne!
Czarnowłosy był wyjątkowo czuły, ale także dziwnie cichy. Rose zwróciła na to uwagę, gdy znów bawił się jej biustem. Chłopak coś mówił, ale nie słyszała ani słowa.
O co tu chodzi?
Uśmiechał się, nadal obejmując dziewczynę. Wtedy poczuła udrzenie gorąca i odsunęła się od niego. Co najdziwniejsze, niewiele sobie z tego robił. Rose spojrzała w inną stronę i dojrzała kilkanaście fruwających wokół niej gwiazdek.
W tej chwili całkiem nie rozumiem, co się tu dzieje. Może to sen?
Jak na zawołanie, wokół niej pojawiło się stadko pluszowych Ozów trajkoczących wspólnie o swej ulubionej serii książek.
Uch... weź się ogarnij śnie!
Tym razem pojawiły się drzwi, za którymi był przeogromny ogród, a w nim mnóstwo roślin i drobnych zwierzaków. Usłyszała jednak dziwne zawołania, niosące się wokół echem.
Rose! Rosie! Żyj!
A ja nie żyję?
Głos wydawał się zbyt znajomy. Zbyt.
***
Rose w końcu otworzyła oczy. Zobaczyła nad sobą Breaka, który z uwagą i nawet troską patrzył na nią. Odkąd stracił Sharon, Rose była dla niego takim małym dzieckiem, którym się opiekuje.
- Co się stało? - zapytała, próbując się podnieść.
- Miałaś bardzo wysoką gorączkę i majczyłaś. Coś dziwnego chyba ci się przyśniło.
Break spojrzał jej badawczo w oczy, niezauważenie kładąc dłoń na jej policzku.
- Uhm... Tak, śniło mi się coś, aczkolwiek nie czuję się na siłach, by opowiadać o takich treściach, Xerxes.
Białowłosy uśmiechnął się i poprawił jej kołdrę.
- Pośpij jeszcze. Powinnaś odpocząć, ostatnimi czasy bywasz bardzo przemęczona.
Mężczyzna podniósł się i zgasił światło, zostawiając Rose samą z jej myślami.***
- Rose? - spytał Break, obserwując, jak dziewczyna dłubie łyżką w zupie. - Słuchasz mnie w ogóle?
- Oczywiście.
- Więc co powiedziałem?
- No dobrze. - westchnęła wampirzyca. - nie słuchałam.
- Pytałem, czy teraz czujesz się na siłach, aby powiedzieć mi, co takiego ci się przyśniło.
Rose zarumieniła się lekko, myśląc o pokręconym śnie.
- Chyba jest coś, co hamuje twoją szczerość. Tym czymś jest pewnie niezłe zawstydzenie. - westchnął Break. - Czyli trzeba rozwiązać to po staremu, czyli dedukcją. Poza tym mam podejrzenia... Nieważne. Rose, czy to był strasznu sen, czy raczej nie straszny?
- Zależy jako strach bierzemy pod uwagę. - odrzekła wymijająco.
- Załóżmy że wybierzemy przerażenie horrorem i strach, że ktoś będzie wiedział za dużo.
- Rozumiem. To było to drugie.
- Więc Rose... Twój sen pokazał coś, czego bałabyś się ukazać przed szerszą publiką, tak?
- Nawwet przed samym tobą, Break.
- Pojawiał się w nim ktoś?
- Gi... Gilbert. - Rose przygryzła wargę, podenerwowana.
- A czy w tym śnie nie było czegoś hm... dla dorosłych?
- A co to za pytanie?
Break był niewzruszony i świdrował swym okiem Rose.
- Było. Dziwne, ale było.
- Rose. Teraz to już moja dziwna sugestia, więc czy czasem Nightray nie był w tym śnie nagi?
Blada twarz wampirzycy pokryła się lekkką czerwienią, słysząc te słowa.
- Skąd ty to wiesz?
- Uhm. Jeśli w swoim śnie widziałaś Gilberta nago, to nie był to przypadek. Zdążyłaś zapomnieć, że zanim tak zasnęłaś, weszłaś mu w trakcie czegoś.
- Że co?
Break przytulił do siebie wanpirzycę, całując ją w policzek.
- Po prostu zapomnij.___________
Tak, zaczyna się jeden bulwers bo tak miało być, a nie inaczej. Gilbert należy do moich bishym więc nie potrafiłam inaczej.
Jako że zaniedbałam inne opowiadania, wezmę się za nie, więc w sumie można dawać zamówienia, tylko będą one robione później.