19:00
Rozłożyłaś zgromadzone przekąski na stole przy komputerach. Dziś miał być całonocny maraton w LoLa. Czekałaś na Alfreda, bo z uwagi na to, że u niego mógłby być problem z Internetem, zaprosiłaś go do siebie. Pozostali tj. Kiku oraz Hatarisu z Gilbertem byli u siebie w domach. Byłaś lekko podenerwowana, bo bardzo lubiłaś Amerykę. Mimo tego, że był to jedynie komputerowy maraton, chciałaś mieć wszystko dopięte na ostatni guzik.
19:30
- [Imię]! Gotowa na maraton?
- Oczywiście!
Zasiedliście do komputerów, podjadając co nieco i czekając na pozostałych na Team Speaku.
"Jestem już. Mam tylko nadzieję, że nie wyłączą mi prądu w środku meczu" - usłyszeli głos Kiku.
- Oby oby oby. - mruknęłaś. - Czyli czekamy tylko na zakochanych?
"To ty bist zakochana!" - Gilbert nagle się pojawił na serwerze.
- A Hatarisu?
"Jestem, Ludwig mnie męczył, ale wyprowadziłam go na spacer i jest dobrze." - odezwała się.
- Ludwig? Na spacer? - spytałaś zdziwiona.
"Dummkopf. Nie chodzi o mojego brata tylko o psa Hatarisu!" - żąchnął się Prusak.
- Nie kłóćmy się, zacznijmy grę!22:00
Mecze szły wam wyśmienicie. Byliście niepokonani. Do czasu...
"A gdzie jest Kiku? TS mówi, że nagle wyszedł!" - mruknął Gilbert.
- A, pewnie mu Internet padł. Znając życie, wróci mu dopiero z samego rana. Grajmy dalej, nie ma na co czekać. - odrzekł Alfred.
- Ech, Kiku przynajmniej się nie przechwalał wszystkim, cośmy już widzieli.
- Bo Kiku nie miał triplekilla!
- Miał.
- Nie miał!
"Miał." - uciszyła was w końcu Hatarisu.
- E tam, to nie jest wielkie osiągnięcie. - odrzekł Alfred, machając ręką.00:30
Nim się obejrzeliście, minęła północ. Gilbert nagle stwierdził, że jest zbyt zagilbisty, by siedzieć z wami po nocy, po czym ku furii Hatarisu się wylogował. Ona zaś szybko stwierdziła, że nie dość, że musi się zająć psem, to na dodatek jeszcze tym Prusakiem i też wyszła. Koniec końców zmieniliście grę na przyjemniejszą we dwójkę.
- Jak się tu cicho zrobiło... - zauważyłaś.1:00
Nagle wam również wyłączył się prąd w domu, akurat w środku fajnego poziomu. Każde z was westchnęło zawiedzione. Wtem usłyszeliście pukanie na dole.
- Kto mógłby się dobijać do domu o tej porze? - zapytał Alfred.
- Nie wiem...
- Już idę! - usłyszeliście rozespany, łamiący się głos twojej mamy.
Skrzypnęły drzwi wejściowe, zamilkliście.
- Och, witaj Arturze. Dlaczego odwiedzasz nas o tej porze? Nie sądzę, żeby twój brat tu był.
Niemal podskoczyliście z zaskoczenia.
- Ja sądzę inaczej, proszę pani. Jest naprawdę późna godzina, a Alfred nadal nie wrócił do domu. Do [Imię] miał najbliżej ze swoich znajomych.
- Rozumiem. Możesz sam sprawdzić, tylko bue obudź mojej kochanej córeczki.
Spojrzeliście na siebie.
- Szafa skrzypi, pod łóżkiem się nie wmieścisz... - szeptałaś.
W końcu pociągnęłaś Aldreda za sobą pod kołdrę, gdzie udawaliście, że śpicie. Usłyszeliście dźwięk otwieranych drzwi.
- Och, przepraszam panią. [Imię] jest sama. Wynagrodzę to pani...
W kilka minut Artura tu nie było.
- Uff... - szepnęłaś. - Alfred, on już poszedł.
Nie zareagował. Poczułaś jedynie jego oddech na swojej skórze.
- Śpisz? Naprawdę? Jak uważasz.
Po chwili namysłu pocałowałaś go w policzek.
- Dobranoc. - dodałaś i zmrużyłaś oczy.
- Dobranoc, [Imię]. - odrzekł, nim pocałował cię w usta.Przepraszam, że Szoty pojawiają się tak jakoś rzadziej. W szkole zrobił się niezły cyrk, przez co mimo tego, że już po egzaminach, to i tak trzeba wariować z projektami i mnóstwem zadań.
Bayo~