Rozdział 15

345 18 0
                                    

Wyjście Daniela z sali załamało mnie tak bardzo, że momentalnie zaczęłam płakać, odwracając się tyłem do siedzącego na krzesełku policjanta.
- Maja, nie musisz się już bać Adama. Powiedz wreszcie prawdę, przecież on ci rujnuje życie... - Kamil próbował przekonać mnie do złożenia zeznań, jednak bezskutecznie. Kiedy policjant wstał i już chciał odchodzić, postanowiłam przemówić.
- Powiem wszystko - na te słowa funkcjonariusz w milczeniu usiadł z powrotem na krzesełku i od nowa zaczął zadawać pytania. Odpowiadałam mu zgodnie z prawdą, jednak przy ostatnim z nich się zawahałam.
- Dlaczego na początku nie przyszła pani z tym na policję? - czy na te słowa powinnam odpowiedzieć zgodnie z prawdą, czy też powiedzieć coś, co osoba pytająca wolałaby usłyszeć?
- Bałam się. Bałam się tego, że wy nic nie zrobicie, a on zrobi mi coś dużo gorszego, nadal się boję. - To prawda. Nadal bardzo się bałam, ale teraz już nie tego, że Adam będzie chciał się zemścić, ale że Daniel nie będzie chciał już do mnie wrócić. Policjant zrozumiał, że już nic więcej ze mnie nie wydusi, więc wyszedł, wcześniej rzucając jeszcze, coś w stylu "To nam wystarczy".
- Błagam cię , przyprowadź tu Daniela- zwróciłam się do brata głosem pełnym żałości. Ten wyszedł, ale zanim zdążyły się zamknąć za nim drzwi, słyszałam, że coś powiedział. Daniel czekał za drzwiami. Nie poszedł sobie. Czekałam minutę, dwie, pięć... Nie przychodził. Kamil również nie. W końcu drzwi się otwarły i stanął w nich mój... czy on nadal był moim chłopakiem?
- Możesz nas na chwilę zostawić samych? - zwrócił się do pielęgniarki, która posłusznie wyszła z sali. Daniel odezwał się do mnie pierwszy. - Nie mogę uwierzyć, że po tym wszystkim co ci zrobił, nadal chciałaś go chronić. - W jego głosie słychać było wyrzuty. - Tak, tak, wiem. Bałaś się go i w ogóle. Ale czy ty sama siebie słyszysz? On jest chory psychicznie, jeśli by chciał i tak by zrobił ci coś gorszego, nie potrzebowałby do tego żadnych powodów. Zresztą... o mało nie doprowadził cię do śmierci, co gorsze mógłby zrobić? Ale nic mnie to nie obchodzi. Rób na co tylko masz ochotę, jeśli chcesz, to wskocz w jego ramiona  do niego wróć... Oj, czekaj, ty właśnie to chciałaś zrobić, prawda? - Ironia w jego głosie mnie dobijała. Jak mógł tak w jedną chwilę zapomnieć o tym wszystkim, co nas łączyło. O wieloletniej przyjaźni i kiełkującej miłości? - Myślałem, że cię znam, że jesteś bardziej inteligenta. - Odwrócił się na pięcie i ruszył w kierunku korytarza.
- Przecież wszystko im powiedziałam do cholery! Wracaj! - Mój głos oscylował na granicy żałości i desperacji, ale moje słowa go nie zatrzymały. Nie zawahał się ani na moment. Po prostu sobie poszedł, a chwilę potem, wróciła pielęgniarka.
- Twój stan jest już stabilny. Kamil właśnie załatwia wypis, dzisiaj wieczorem wypuszczą cię do domu.- głos dziewczyny wcale nie dużo starszej ode mnie brzmiał łagodnie, ale dało się w nim wyczuć nutkę zwątpienia. Często miała okazję przebywać w towarzystwie zdesperowanych nastolatek? Z osobami, które za wszelką cenę chcieli zakończyć swoje życie? Stoczyłam się na sam dół i wiedziałam, że już nigdy nie będę takim samym człowiekiem. Adam mnie zniszczył. Dopiero teraz zaczęły docierać do mnie słowa Daniela. Miał całkowitą rację. Każde słowo, które wypowiedział było prawdą. Nie wiedziałam tylko, czy niechęć do mnie, jaką dało się wyczytać między wierszami również była prawdziwa.

Przez cały dzień leżałam na szpitalnym łóżku, nie odzywając się do nikogo, ani do pielęgniarki, która pytała co jakiś czas o moje samopoczucie, ani nawet do Kamila, który próbował mnie jakoś rozweselić. Im bardziej się starał, tym więcej łez zbierało się w moich oczach, ale nie zamierzałam ich wypuścić spod szczelnie zamkniętych powiek. Pierwsze słowa wypowiedziałam dopiero w samochodzie, kiedy wraz z moim bratem wracaliśmy do domu.
- Daniel mnie nie cierpi. Adam dopiął swego.
- Nie wygaduj bzdur - ofuknął mnie Kamil, nie spuszczając wzroku z drogi.
- Nie słyszałeś naszej rozmowy, a raczej jego monologu w szpitalu. - Próbowałam się bronić.
- A ty nie widziałaś, co się działo, jak znaleźliśmy cię w łazience w kałuży krwi. Przyszedł chwilę po tym, jak ty sobie poszłaś. Może nie powinienem tego mówić, ale nie zniosę tego, że masz zamiar się obwiniać za to, co się stało. - Kamil zjechał na pobocze i spojrzał na mnie czułym, braterskim spojrzeniem. - Całkowicie stracił rozum. Nie potrafił logicznie myśleć. Nie próbował zatamować krwawienia, tylko wziął cię w ramiona i ryczał jak małe dziecko. Na mnie spadł ciężar, żeby postąpić odpowiedzialnie, choć najchętniej zrobiłbym to samo, co on. Spokojnie, on wróci. Po prostu jest zazdrosny. W tej chwili jest większym wrakiem emocjonalnym niż ty. Dajcie sobie trochę czasu. Obydwoje go w tej chwili potrzebujecie. - Po tych słowach wrócił na trasę i do końca drogi w samochodzie panowała nieprzenikniona cisza.

ZagubionaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz