Rozdział 27

266 11 2
                                    

Bałam się przyjść dzisiaj do szkoły, ale nie miałam wyjścia. Uciekanie od problemów nie sprawiłoby, że one by zniknęły. Nie miałam zamiaru pokazywać Adamowi, że może mnie złamać, chociaż przez niego od środka cała się rozsypywałam.

Cieszyłam się, że nie chodził przynajmniej ze mną do klasy, bo tego byłoby już za wiele, żebym pomimo strasznych przerw, musiała też przeżywać tak ogromny stres podczas każdej lekcji. Każda chwila, w której pojawiała się jego postać była przesycona bólem i niewyobrażalną nienawiścią do tego człowieka. Gdyby nie Kamil i Daniel, nie wiem, co by się ze mną stało...

Gdy tylko przekroczyłam progi szkoły, rozglądając się nerwowo, żeby tylko nie natknąć się na tą jedną osobę, zostałam zaczepiona przez zdenerwowanego dyrektora.

– Maja, dobrze, że cię widzę. Czy mogłabyś otworzyć swoją szafkę? – Jego słowa, a także zaniepokojenie w głosie odrobinę mnie zdziwiły, ale nie miałam żadnych powodów, żeby protestować.

– Tak, oczywiście, nie ma problemu. – Szybko wygrzebałam z torebki kluczyk do szafki i zaprowadziłam dyrektora, do której po chwili również dołączył mój wychowawca, mimo braku jakichkolwiek powodów do nerwów, moje ręce zaczęły się trząść. Z trudem trafiłam w dziurkę do klucza i otworzyłam metalowe drzwiczki, w tej samej chwili odwracając się do stojącej za mną dwójki mężczyzn.

– Czyli to rzeczywiście jest prawda. Naprawdę nie spodziewałem się tego po tobie, Maju. – Byłam zdezorientowana, ale jak tylko spojrzałam do wnętrza szafki, zrozumiałam o co chodziło. Na stosie podręczników leżało kilka woreczków z białym proszkiem. Chciałam przełknąć ślinę, ale miałam tak zaschnięte gardło, że nie byłam w stanie. Nie rozumiałam, o co w tym wszystkich chodziło. Wiedziałam tylko jedno:

– To nie moje. Przysięgam. Ktoś musiał to tutaj podrzucić – mój głos był bliski rozpaczy, a w oczach zaszkliły się łzy. Może i faktycznie ostatnio często imprezowałam, wagarowałam, miałam nieodpowiednie towarzystwo, ale nie miałam żadnych problemów z narkotykami. Nigdy nie miałam z nimi żadnego kontaktu.

Alfi. To jedno słowo obijało się po mojej głowie. Pewnie się wkurzył, że tak po prostu go zostawiłam, po tym, jak on był na każde moje zawołanie. To musiał być on. Dodatkowo to, co mówił o nim Adam... Po co ja w ogóle się z nim spotykałam? Wiedziałam, że nie wyniknie z tego nic dobrego. Na początku omal nie straciłam przez niego na dobre Daniela, a teraz to.

– Zapraszam do mojego gabinetu – odparł dyrektor, zabierając ze sobą foliowe torebeczki.

Siedziałam na jednym z krzeseł przy biurku dyrektora, czekając na Kamila, który miał się tu za chwilę stawić. Byłam bliska wylaniu potoku łez, ale zamiast tego starałam się tylko utrzymać piekące łzy pod powiekami, cały czas powtarzając, że jestem niewinna.

– Przecież mnie pan zna... – zwróciłam się żałosnym i łamiącym głosem do wychowawcy. Nie mogli tak po prostu uwierzyć w to, co znaleźli, to jeszcze o niczym nie świadczyło.

– Właśnie, znam cię zbyt dobrze. I sama przyznasz, że po tym wszystkim, co zrobiłaś, nie można ci zaufać. Wcześniej na wszystko przymykaliśmy oko, ale teraz?

– Miałam problemy, ale naprawdę już się opamiętałam.

– O nie, młoda damo – ostry ton dyrektora przeszył mój mózg na wylot – problemy to ty dopiero będziesz miała.

Mogę się założyć, że gdyby nie pukanie do drzwi, które właśnie w tym momencie nastało, rozpłakałabym się jak małe dziecko.

– Dzień dobry. Przepraszam, że jestem dopiero teraz, ale korki... sam pan rozumie. – Usłyszałam, jak Kamil zaczął się tłumaczyć, wchodząc zdyszany do gabinetu i dopiero po chwili przeniósł wzrok na mnie. – O co chodzi? – dopytał, ale małe woreczki rozrzucone na blacie przede mną chyba już mu wszystko wyjaśniły.

– Znaleźliśmy w szafce pana siostry narkotyki. Jest ich zbyt wiele, żeby miała je tylko dla siebie. Zapewne nimi handlowała albo miała taki zamiar. – Dyrektor zachowywał się tak, jakby mnie tutaj w ogóle nie było. – Bardzo mi przykro, ale w tej sprawie nie mam innego wyjścia i muszę powiadomić o tym zdarzeniu policję.

Wpadłam w panikę. Co innego wagarowanie, czy upicie się, a co innego oskarżenie o handel narkotyków. Nie byłam przestępczynią. Byłam po prostu zagubiona, ale nigdy nie sięgnęłabym po narkotyki.

– Błagam, nie! Przecież to nie ja! Ktoś mnie wrobił! – krzyczałam przez łzy, ale wszyscy ignorowali moje skomlenie. Nawet mój brat.

– Oczywiście. Rozumiem – odparł Kamil, patrząc na dyrektora beznamiętnym i oschłym spojrzeniem. Czułam się tak, jakby najbliższa mi osoba mnie zdradziła. Może i wcześniej nie byłam święta, ale dlaczego nie potrafił mi zaufać w tej jednej sprawie? Dlaczego nie wierzył, że naprawdę nie miałam z tym nic wspólnego? Czy tak bardzo go wcześniej zawiodłam, że jego zaufanie do mnie oscylowało na granicy zera?

ZagubionaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz