8

144 14 0
                                    

Wstałem wcześnie (około 6) co w sumie dawało mi jakieś nie całe trzy godziny snu. Super. Ubrałem brudne ciuchy i automatycznie powędrowałem do kuchni zaparzyć kawę. Ona pomoże mi się obudzić. Wszyscy jeszcze spali. Wypiłem czarny napój i zjadłem śniadanie. W drodze ostatecznej użyłem jakiś pudrów i podkładów mamy, lepiej zatuszować to COŚ na czole bo jeszcze pomyślą, że mnie biją. Założyłem niezawodne glany i postanowiłem (tylko na drodze wyjątku) zostać w spokoju BJ. Napisałem bardzo oryginalny list, który uprzednio zgniotłem w kulkę i wrzuciłem do jego pokoju. Ten idiota zostawia otwarte okno na noc. Następnie wróciłem po bas do domu i pomaszerowałem do kanicapki. Tak jak można było się spodziewać zastałem w niej parę chłopaków z zespołu, John'a, Adama, Jason'a, Rudego. Wystarczyło. Pragnę wspomnieć, że my (Sweet Children) zamykaliśmy nasz drugi dom. Klucz do drzwi chowaliśmy...  Nie ważne gdzie. Liczyło się to, że żaden nieznajomy nie mógł wejść do naszej kanciapy a więc co za tym idzie mogliśmy zostawiać w niej nasze instrumenty i sprzęt. Był w bardzo opłakanym stanie ale był i nie mogliśmy go stracić. A, więc już wiecie jakim magicznym sposobem znajomi mogli uczestniczyć w próbie.

- Zaczynamy?

- Co? - zapytał głupio Adam.

- Co moglibyśmy zacząć?!

- Imprezę, próbę...

- Tak. Brawo! Zaczynamy imprezę - powiedziałem z sarkazmem.

- Serio?

- Nie! Dalej! Zciśnijcie dupy i ruszamy.

- A Billie? - zapytał troskliwy Jason.

- Dołączy jak wstanie...

- A co? On może mieć wolne? - Rudy się oburzył.

- Może.

- Z jakiej racji? - kontynuował.

- Z takiej. Mieliśmy wczoraj wypadek.  -dodałem po chwili. - Starczy?!

- Niewierze ci Mike... Niby jaki?

- Ah nie? To zobacz.

Poszedłem do ubikacji i nalałem na dłoń wodę, następnie przetarłem nią czoło. Ich oczom ukazał się wielki siniak.

- Pasuje? !- byłem podenerwowany.

Zamiast odpowiedzi zobaczyłem tylko ich zdziwione miny.

- Jak to się stało? - zapytał Jason.

- Powiem w skrócie ale nie rozpowiadajcie tego. A więc, po odwiedzinach złożonych wieczorem John'owi - rzuciłem mu piorunujące spojrzenie. - wpadłem do Armstronga. Zjedliśmy jajecznicę i ta ciapa nie wiadomo jakim cudem się przewróciła o detergent. Zemdlał i rozbił sobie trochę głowę.

- Nic mu nie jest? - pytali przejęci.

- Nie nie. Spokojnie jest cały i zdrowy.

- To jakim cudem ty masz siniaka na czole? Jakaś telepatia czy coś.

- No daj spokój Adam. Jak zobaczyłem Bj nieprzytomnego i tak trochę mi się ciemno zrobiło przed oczami.

- Zemdlałeś?

- Nie, wiesz? - ponownie użyłem sarkazmu. - Prawie całą noc spędziliśmy w szpitalu więc niech odpocznie...

Miałem jeszcze coś powiedzieć lecz przerwał mi fakt, że Armstrong wpadł do pomieszczenia z Blue. W pomieszczeniu zapanowała cisza. Wpatrywaliśmy się w Billie'go jak w Batmana. Jego mina była jak z kamienia. Klimatu dodawało to, że stał on w przeciągu i jego czarne włosy falowały na wietrze. Na szczęścia ta cała dziwna sytuacja trwała zaledwie parę sekund bo nasz Batman rzucił się na mnie.

Green Day: Te pierwsze razy.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz