Około godziny 7 rano obudziła mnie czule macocha (wiem brzmi strasznie ale jest świetna - bardzo ją kocham).
- Mike. Mike. Wstawaj dziś idziesz do szkoły.
- Nieee - powiedziałem przeciągając się w łóżku. Mama uśmiechnęła się widząc moją zrezygnowaną twarz. Wiedziała co zrobić by pojawił się na niej uśmiech.
- No wstawaj bo się spóźnisz - mówiła łagodnie.
- Trudno.
- Zawiedziesz Billie'go.
- Wybaczy mi.
- Kawa czeka na dole - powiedziała wychodząc.
- No dobra... Idę!
Niecne siły przyciągnęły mnie do kuchni. Usiadłem jeszcze nieprzytomny. Przeczytałem nagłówki z gazety. Nic ciekawego. Wyraziłem swoje zdegustowanie polityką:
- Świat się wali...
- Ty musisz go uratować.
- Jak?! - zapytałem zdziwiony wypowiedzią matki.
- To już nie moja sprawa. Co ja mam za ciebie odwalać brudną robotę? Daj spokój. Na pewno coś wykombinujesz z Billie'm.
- Oby.
Zjadłem śniadanie, wypiłem pyszną kawę. By jeszcze bardziej się pobudzić i (ze względów oszczędnościowych) wziąłem zimny prysznic. Założyłem garnitur, uczesałem się oraz przykryłem pod toną pudru siniaka - już powoli schodził. Pożegnałem się z domownikami i wyruszyłem po sąsiada.
Zadzwoniłem do drzwi. Otworzył ojczym BJ:- Tak?
- Przyszedłem po... - przerwał mi.
- Tak wiem. Po Billie'go - następnie zawołał wgłąb domu. - Billie ! Mike przyszedł!
Słyszałem zbieganie po schodach i krzyk przyjaciela:
- Już idę!
Uśmiech mimowolnie zagościł na mojej twarzy. Po chwili w drzwiach ujrzałem znajomą twarz. Był równie elegancko ugrany. Uśmiechnął się do mnie porozumiewawczo. Gdy już zamknęliśmy za sobą drzwi od domu Armstrong'ów przytuliliśmy się (po męsku) na przywitanie.
- To co? Jak oceniasz nasze szanse na przeżycie? - zapytałem.
- Podczas apelu? Hmm. Około 50% - już się nie mogę doczekać tej "interesującej" przemowy dyrektorki. Lecz najgorsze będzie chyba te zebranie w klasie. Nowe twarze.
- Ja też nie mogę się wprost doczekać...
- Wiesz bo tak naprawdę wystarczysz mi ty i koniec. Szczęście do końca życia.
- Dla mnie najbardziej ty się liczysz BJ więc nie musisz się martwić. Nikt nie zajmie twojego miejsca.
- Czy ktoś mówił, że się martwię? Daj spokój ja wiem, że mnie nie opuścisz.
- I się nie zawiedziesz.
Uśmiechnęliśmy się życzliwie do siebie. Byliśmy już w połowie drogi gdy mój BFF zdjął czarny krawat i włożył w jakieś przydrożne krzaki.
- Co ty robisz?!
- Ja? A jak myślisz? Nie wiem czy pamiętasz ale jesteśmy punk'ami - (jasne BJ... Okłamuj się do końca życia) - Ja wiem, że ty wiesz jakie są nasze zasady. Ja ich przestrzegam!
Następnie wyciągnął czerwony krawat z kieszeni marynarki. Założył go.
- Może to nie jest jakiś wielki bunt... Raczej takim zachowaniem nie obalimy prezydenta i rządu no ale... Zawsze coś. Nieprawdaż?
CZYTASZ
Green Day: Te pierwsze razy.
FanfictionMłody Billie jest rozsądnym dobrym uczniem. Jego najlepszy przyjaciel to Mike, który nie boi się ryzyka. Ostatnie dni wakacji chcą wykorzystać w całości. Organizują imprezę. Dirnt pragnie spróbować czegoś nowego i namawia do tego przyjaciela...