16."Jaka Księga?".

186 14 9
                                    

Obudziłem się około godziny 12. Tak, taki ze mnie śpioch. Ubrałem nic innego jak tylko troszkę zniszczone jeansy i jakiś przypadkowy t-shirt. Zjadłem śniadanio-obiad, wypiłem kawę i powędrowałem dość wesoły do przyjaciela.

A! Zapomniałem wam powiedzieć, że podczas drogi powrotnej zapytaliśmy nauczycielkę o ten konkurs zespołów i bez problemu go przełożyła. Może nie jest taka zła? Najważniejsze jest to, że to wszystko odbędzie się dopiero w czerwcu. Ale to dobrze. Będzie czas na próby. Dużooooooooooo prób, ćwiczeń i jeszcze raz prób. Dokładnie.

Zapukałem w drzwi. Na szczęście otworzył je TERAZ zwarty i gotowy do akcji Armstrong.

-Jak się spało?-zapytałem.

-Zajebiście. A tobie.

-Może być. Teraz mam nadzieję, że idziemy zrobić porządek z tą całą księgą.

-No wiesz...

-Co "no wiesz"?!-ten gość se jaja ze mnie robi?!

-Bo... Teraz będzie próba.

-Ale...

-Och. Nie dramatyzuj Dirnt nikt cię nie zje. Wytrzymałeś tyle dni to parę dodatkowych godzin nie wytrzymasz?

-Nie.-powiedziałem zacięcie, trochę fochnięty ale a końcu i tak wszystko by wyszło po myśli BJ, więc sprzeciw jest nieopłacalny i nie skuteczny.

Pogoda była wyjątkowo dobra. Ręce ci nie marzły a dupa nie spociła. Idealna. Po drodze (w chuj po drodze) wstąpiliśmy po John'a, Jason'a, Cool'a czyli po całą ekipkę. W końcu dotarliśmy wszyscy do naszej kochanej kanciapki. Gdy usiedliśmy wygodnie na podłodze postanowiliśmy, że najpierw pogadamy a później zabierzemy się do roboty.

-Dobrze, że pani się zgodziła na zmianę terminu koncertu.-zauważył Cool.

-Bardzo dobrze. Gdyby się nie zgodziła zapewne by nam nic nie wyszło.

-Zgadza się Billie.-potwierdziłem.

-A co sądzicie o tym nowym?-zapytał John.

-Jeff'ie? Nie wiem... Za krótko go znamy, jeden dzień...-rozmyślał Jason.

-Z pozoru wydaje się wredny ale jeśli się z nim chwilkę pobędzie to jest normalnym dzieciakiem.-wypowiedział się Tre.

-W szkole go poznamy. Na pewno. Ciekawe czy serio gra na basie i elektryku.

-Wydaje mi się, że tak. Może kiedyś zaprosimy go na próbę. Raczej nie będzie należał do zespołu ale może przecież z nami ćwiczyć i rozmawiać. Nie możemy zachować się jak "Sweet Children". Nigdy więcej...-odpowiedział na moje pytanie Joe.

-Ale prześwirowaliśmy!-stwierdził John by przerwać nasze melancholijne rozmyślenia.

-No rzeczywiście.-zgodził się White.

-A no właśnie!-teraz sobie przypomniałem, że miałem dołożyć mojemu BFF za tą całą akcję z ksiślem i budyniem.

Błyskawicznie wstałem. W mgnieniu oka byłem już za Armstrong'iem. Położyłem mu ręce na ramionach. Uśmiechnąłem się szyderczo.

-M-mike?

-Tak?-zapytałem słodko słysząc pełne obaw pytanie zielonookiego.

-Nie bij mnie.

-Ahhh.-zrezygnowałem.

Usiadłem obrażony obok niego.

-Ale musisz coś zrobić.

-Co?-zdziwił się.

-Wymyśl sobie coś.-powiedziałem a uśmiech znowu zagościł na mojej twarzy.

Green Day: Te pierwsze razy.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz