19."Ile mamy namiotów?''.

165 13 3
                                    

Witaj! Jeszce tu jesteś? Dotrwałeś do 19 rozdziału tego czegoś? Haha... To siadaj wygodnie i szykuj się na kolejną bardzo kontrowersyjną relację z imprezy...

Tak jak wcześniej się umówiliśmy w sobotę wieczorem zorganizowaliśmy imprezę. Billie powiadomił o wszystkim Adie. Ale! Zmieniliśmy trochę miejsce tego czegoś.

-Że w... Lesie?-zdziwiła się Adie.

-Gdzie w lesie.-zaprzeczył ironicznie.- Na wsi, na jakiejś łączce. -tłumaczył się BJ.

-Nadal nie wierze w wasze pomysły...-westchnęła.

-Oj no daj spokój. Jeśli chcesz się z nami zadawać to Y'Know... Przyzwyczaj się do takich dla CIEBIE głupich pomysłów. Do tego to nie ja wymyśliłem tylko John!

-On też tam będzie?

-A czemu nie? No chyba, że Y'Know... Tylko ty... I ja...-mówił przeciągle Armstrong nieznacznie przybliżając się do dziewczyny.

Nowa znajoma spojrzała na niego dziwnym wzrokiem mówiącym "co ty pierdolisz?".

-Nie no dobra... Niech już będzie. Mam nawet namiot.

-To świetnie! Do soboty. Adieee...-pożegnał się wpatrzony w czarnowłosą jak w obrazek.

-Pa...-odpowiedziała ciepłym głosem Adie i zniknęła w ciemnościach.

Pan Armstrong stał teraz sam pod latarnią przy Gilman Street i nie wiedział co ze sobą zrobić. Rozsądek kazał mu wrócić prosto do domu lecz serce mówiło a wręcz krzyczało "biegnij do niej!". Zielonooki przegrzał swój komputer po tak ciężkich kalkulacjach, więc na chwilkę cupnął na ławce. Spojrzał na swoje ubrudzone buty.

-I co ja mam teraz zrobić?-zapytał głucho.

Spojrzał w ciemność po jego prawej.

I tak jej nie dogonię... A chociaż?

-Co mam do stracenia?!

Wstał szybko. Zadecydował.

-Ej! Adie! Czekaj!

Nasz romantyk w końcu dogonił i odprowadził swoją wybrankę pod same drzwi. Czuł się przy tym tak wspaniale. Nie zwracał uwagi na panujący wokół mrok. Liczyła się tylko ona. Gdy wracał do domu myślał o tym co zrobią w sobotę. Jak to dokładniej zaplanować... Nawet się nie obejrzał a już był przy drzwiach od swojego domu. Niestety ten "moment" który poświęcił na drogę powrotną okazał się nie być tylko minutka albo dwoma.

-A ty gdzie się szlajałeś?! Miałeś być o 23!

-O mamo... Daj spokój...-mówił wesoły.

-Jest po 2! Gdzieś ty był?!-dopytywał ojczym.

-Ważne, że jestem już z wami.-powiedział wniebowzięty wokalista.

-Billie? Brałeś coś?-zapytała ostrożnie matka.

-Znowu się uchlał!-rzucił zdegustowany partner.

-Wcale nie! Jeśli jestem zadowolony z życia to oznacza to, że jestem pod wpływem czegoś? Naprawdę? Tylko na tyle was stać?! Idę spać...-westchnął zrezygnowany.

Gdy już powędrował na górę oczywiście nie mógł spokojnie położyć się w brudnych ciuchach do łóżka i jak przeciętny nastolatek zasnąć. Niespodziewanie do jego pokoju wpadła cała pielgrzymka rodzeństwa.

-No nareszcie Joe!-westchnęła Anna siadając na brzegu łóżka młodszego brata.

-Dajcie mi spać...-mamrotał czarnowłosy zasłaniając głowę poduszką.

Green Day: Te pierwsze razy.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz