18 kwietnia wstałem lekko z łóżka i w podskokach primabaleriny powędrowałem do kuchni. Tam zjadłem wspaniałe i zdrowe śniadanie popijając herbatę. Maszerowałem wesoło do szkoły z bardzo lekkim plecakiem...-brzmi fajnie, nie?
No ale niestety tak nie jest.
Jest pewnie połowa drugiego semestru a ja już umieram. Nie należę do grona wybitnych uczniów a i tak nie mam czasu dla siebie. Na moje barki spadają między innymi: samo bycie w szkole, czasem po prostu trzeba się pouczyć. Tak. Nie wiedziałem, że kiedyś to powiem ale tak... Czasem się uczę. Nawet często. Spokojnie. Opiera się to na przejrzeniu zeszytu ale już coś, jednak czasem muszę dać coś od siebie w tym liceum. Już nawet nie będę wspominał o projektach, wierszach wykutych na pamięć jak i innych bezsensownych rzeczach, które musisz zapamiętać- bo tak. Próby. Kolejna i osobna sprawa. Spotykamy się jak najczęściej i jak najdłużej. Żebyście sobie nie myśleli! Serio przykładamy się do tego i idzie nam coraz lepiej. Dodatkowo codziennie ćwiczę na basie. Z dwie godzinki dziennie na pewno. Nawet wymyśliłem parę swoich riffów! Ha! I co? Billie napisał sporo piosenek ale nie chce nikomu na razie pokazać. Ja go do tego przekonam. Musimy zacząć pracować nad piosenkami z tekstem! Napisaliśmy parę kawałków. Joe wytłumaczył nam tematykę każdego utworu i dzięki temu udało nam się coś napisać ale bez tekstu to bez sensu. A powoli kończy nam się czas... Cały czas mówi, że nie są dopracowane, chce by wyszły jak najlepsze.
Na próbach zwykle nie ma John'a co doprowadza mnie do szału. Zawsze "coś mu wypada". Wątpię. On coś kręci. Tylko nie wiem co... Zastępuje go Tre.
Równie często zacząłem pomagać w Rod's Hickory Pit. Pracuje tam mama Armstrong'a. Zazwyczaj mnie podwozi bo jest to cholernie daleko. W Vellejo. A jeśli nie to radzę sobie jakoś, zawsze zostaje komunikacja miejska. Więc od dziś zwracajcie się do mnie Pomocniku Kucharza. Albo nie. Lepiej nie. Jak tak to sobie powiedziałem na głos to jednak... Nie brzmi tak fajnie jak w myśli. A szkoda.
Z tego co słyszałem to tamtym dziewczyną z zespołu idzie całkiem nieźle. To dobrze. Szczerze im kibicuje.
W styczniu były jeszcze urodziny mojego BFF. Niedługo będą Jeff'a i moje, następnie John'a i Jason'a ale nic nie pobije urodzin Tre'ja.
Niestety nadal nie wiem co z... Sami wiecie z czym. Z tą całą sytuacją w toalecie u Cool'a i dodatkowo w namiocie. Oczywiście do niczego nie doszło ale sam fakt, że takie coś zaszło. Joe co dziwne jeszcze nie poruszał tego tematu. A ja na razie poczekam aż wszystko się wyklaruje. No bo kiedyś musi? No nie?
Ale się rozgadałem! Mam nadzieję, że was nie zanudziłem ale wydaje mi się, że to są istotne informacje.
A więc powracając do 18 kwietnia. Wstając spadłem z łóżka. Następnie wpadłem w ścianę... Tak tak! Śmiejcie się! Standardowo zjadłem śniadanie, wypiłem porządną kawę. Ubrałem się w pierwsze lepsze jeansy i t-shirt z jakimś życiowym nadrukiem. Dodatkowo czarne trampki. Zabrałem tonowy plecak i ruszyłem wraz z przyjacielem do więzienia... To znaczy do szkoły! Tak! Do szkoły! W więzieniu mają lepiej...
Dzień zapowiadał się wyjątkowo ciepły jak nie upalny. Postanowiłem to wykorzystać więc podczas pewnej lekcji historii:
"BJ?"-rozpocząłem rozmowę na karteczce.
"Naprawdę?"
Zignorowałem to.
"Piękna pogoda. Idziemy gdzieś?"-zaproponowałem.
"A gdzie chciał byś iść?"
"Na przykład na basen. A wieczorem na plaże."
"O jak romantycznie! Spacer przy zachodzącym słońcu!"
CZYTASZ
Green Day: Te pierwsze razy.
FanfictionMłody Billie jest rozsądnym dobrym uczniem. Jego najlepszy przyjaciel to Mike, który nie boi się ryzyka. Ostatnie dni wakacji chcą wykorzystać w całości. Organizują imprezę. Dirnt pragnie spróbować czegoś nowego i namawia do tego przyjaciela...