21."Witaj Basenie!"-część II

124 13 6
                                    

-Billie? Pomożesz?

-Jasne. Ale w czym?-zapytał zielonooki.

-Ten czarnowłosy. Nie odchodzi. Szczęściu trzeba pomóc.

-A no tak! Zaraz coś wymyślimy. O to się nie martw!-mówił pokrzepiająco Armstrong.

I rzeczywiście. Nie zawiodłem się. Joe wymyślił kolejny (podobno) świetny plan. Wtajemniczył w niego całą naszą ekipę. Usiedliśmy wokół niego i słuchaliśmy.

-Panowie. Musimy działać. Nie możemy tego tak pozostawić! Według mnie najlepszym pomysłem jest odwrócenie uwagi tego starszaka. Wtedy Mike chwilkę porozmawia z...

-Whatsername-dokończył Cool.

-Co?! No niech ci będzie. Z Whatsername. Z jak jej tam... A, więc! Najlepszym sposobem na zwróceniem jego uwagi jest zabranie mu czegoś w dość widoczny sposób. Tylko nie wiem jeszcze co...

-Może buta? Niczego innego specjalnie nie ma-zauważył Jason.

-Dobry pomysł. A więc. To ja zabiorę tego buta. Pomacham mu przed nosem i ucieknę. Ten na pewno się na mnie rzuci. W taki sposób nasz Romeo zyska z pięć minut na rozmowę.

-A my? Co mamy robić?-dopytywał żywo zainteresowany Tre.

-Wasze w tym zadanie by ten typ mnie nie dogonił. Zapewne dość szybko biega... Y'Know. Nie chcę dostać wpierdolu...

-Jasne Billie!-klepną zielonookiego bratersko John.

-Damy radę! Jak zawsze!

-Do dzieła...

Wstaliśmy. Chłopacy przymierzali się już do zadania a ja myślałem co jej powiedzieć. O co zapytać? Przeprosić? Podziękować? Poprosić? Sam nie wiem! Trochę się stresowałem. A co jeśli coś zepsuję? Taka szansa może się nie powtórzyć. Zespół strasznie się dla mnie naraża... Billie...

-Uno...

-Dos...

-Tre...

-A nie "tres"?-zdziwił się Jeff, przerywając tym samym odliczanie. Na szczęście tylko na chwilkę.

-Quatro!-krzyknął Jason.

BJ spokojnie podchodzi do Whatsername i starszaka. Zwalnia. W tym czasie reszta zespołu ustawia się w różnych częściach wokół sztucznego zbiornika wodnego. Zapewne będą starali się zatrzymywać nieznajomego. Billie ukradkiem zabiera czarny, zniszczony trampek. Wyskakuje przed siedzącą parkę. Macha butem i wypina cztery litery w stronę czarnowłosego. Temu widocznie się to strasznie nie spodobało. Błyskawicznie puścił dziewczynę i pobiegł za Armstrong'iem. Teraz moja w tym wszystkim rola. Podchodzę z pozoru spokojny do zdezorientowanej dziewczyny. Jest wyraźnie przejęta tym całym zajściem. Siadam obok niej na trawie. Próbuję uśmiechnąć się życzliwie i mówię:

-Nie martw się. To wszystko specjalnie. Później ci wyjaśnię.

Spojrzała na mnie zagadkowo.

-Na początku przepraszam. Za wszystko. Nie oddzwoniłem. Nawet nie próbowałem porozmawiać w szkole...-wyżalałem się.

-Ohh... Nie martw się. Na prawdę nie jest mi smutno z tego powodu. Ważne, że w końcu się spotkaliśmy. Troszkę szkoda, że przy takich okolicznościach...

-Tak. A... Kto to?-zapytałem, bałem się, że to pytanie jest nachalne. Bo chyba jest.

-Jimmy? Aaa... Nie martw się, nic nie zrobi twojemu koledze. Chyba... Ostatnio ma słaby humor. Ma problemy. Trzeba mu pomóc, nie radzi sobie. Powracając do pytania. To mój chłopak.

Green Day: Te pierwsze razy.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz