dwudziesty pierwszy

384 26 12
                                    

To był moment. Po prostu jedna chwila w której wszystko się skończyło. Zastanawiałam się czy ja faktycznie przynoszę aż tak wielkiego pecha. Czy każdy kto mnie kiedykolwiek pokochał musiał cierpieć? Kiedy zobaczyłam jego bezwładne ciało od razy przypominał mi się mój ojciec. Wtuliłam się mocniej w ramię Dylana który ślepo wpatrywał się w szpitalne łóżko za taflą szkła. On również nie mógł uwierzyć. Nikt nie mógł uwierzyć. Nikt nigdy nie przypuszczał, że wydarzy się coś tak okropnego.

- Musisz usiąść Sky - odezwał się do mnie przerywając tym samym głuchą ciszę na korytarzu. Moja mama rozmawiała z lekarzem, a reszta mojej rodziny została w domu. - Chcesz wody? - zapytał prowadząc moje roztrzęsione ciało w stronę plastikowych białych krzeseł. Nie reagowałam na jego słowa. Czułam jakby ktoś mnie czymś ogłuszył i mimo, że byłam tu ciałem to dusza leżała teraz koło Nate'a. Nie płakałam i czułam się przez to jeszcze bardziej podle. Byłam zupełnie bez uczuć. Chciałam być na jego miejscu. Ja powinnam być na jego miejscu.

- Chce do niego wejść - powiedziałam z trudem przez gule która urosła w moim gardle. Odchrząknęłam chcąc pozbyć się chrypy ale w sumie teraz było mi wszystko jedno.

- Nie możesz Sky - nie potrafiłam znieść sprzeciwu więc wyrwałam się spod jego ramienia i pobiegłam w stronę drzwi. Przecież musiałam być teraz obok niego. Nie mogę go tak zostawić. Niestety nie udało mi się tam wejść, ponieważ Dylan złapał mnie w pasie jednocześnie unieruchamiając moje ręce. Przez chwilę mu się wyrywałam po czym już kompletnie opadłam z sił. Zaczęłam cicho płakać, a Dylan objął mnie przyciągając moje ciało bliżej swojego. Byłam mu wdzięczna za to co dla mnie robił mimo, że miałam ochotę odejść od niego jak najdalej się da. Zaprowadził mnie z powrotem pod ścianę i tym razem i stawiałam oporu. Stwierdziłam, że mój bunt nie pomoże Nate'owi.

- Wszystko w porządku? - mama wróciła z gabinetu lekarskiego z kamienną twarzą ale wymusiła uśmiech kiedy zobaczyła moją zapłakaną buzię.

- Co z nim? - zapytałam szybko wyczekując od niej odpowiedzi. Po jej zachowaniu było widać, że nie chce tego mówić ale nie miałam innego wyjścia. Wyciągnę to z niej choćby nie wiem co.

- Posłuchaj Sky - wzięła głęboki oddech i złapała moje dłonie myśląc zapewne, że to w jakikolwiek sposób złagodzi moją reakcje. - Nie wiem jak mam ci to powiedzieć.

- Po prostu to zrób mamo - powiedziałam prawie szeptem nie będąc pewna czy chce to usłyszeć.

- Nate'a trzyma przy życiu tylko maszyna. Jego już tam nie ma Sky - jej słowa były dla mnie ciosem. Czułam jak sytuacja mnie przerasta, a słowa mojej mamy odbijają się echem w mojej głowie. Odszedł.

- To nie prawda - zaczęłam kręcić przecząco głową, a ona jedynie mocno mnie objęła. Słyszałam jak próbuje powstrzymać szloch żeby mnie ochronić ale już nic nie mogła zrobić. To się stało - Powiedz, że to nie prawda mamo.

- Tak strasznie mi przykro kochanie - odsunęła się i otarła moją twarz z łez. - Musisz zadzwonić po kogoś z jego rodziny. Lekarze nie będą mogli go odłączyć jeśli nie będzie zgody.

- Jak mam im to powiedzieć? Znienawidzą mnie - jak wyjaśnić kochającej matce, że jej pierworodny syn nie żyje?

- Zastanowimy się nad tym później. Chodź - wstała ciągnąc mnie za rękę. Spojrzałam na nią pytająco, a ona uśmiechnęła się lekko. - Musisz się z nim pożegnać.

Doszłyśmy razem pod drzwi jego sali ale do środka weszłam tylko ja. Widziałam przez szybę jak mama znów zaczyna płakać po czym wraca do Dylana. Podeszłam do jego łóżka i usiadłam na niewysokim taborecie. Wyglądał tak spokojnie i gdyby nie rany na twarzy i klatce piersiowej pomyślałbym, że śpi. Chciałbym znów móc obudzić się przy jego boku ale przecież to już się nigdy nie wydarzy. Znów zaczęłam płakać i dosłownie dławiłam się łzami. To wszystko była moja wina, bo gdybym tu nie przyjechała on nie miałby tego cholernego wypadku. Jak mogłam do tego dopuścić. Przyglądałam się dokładnie jego twarzy czekając tylko, aż otworzy oczy, ale przecież to się nigdy nie stanie. - Tak bardzo cię przepraszam - sięgnęłam po jego dłoń i mocno ją ścisnęłam. Chciałam żeby mimo wszystko czuł moją obecność. - Dlaczego musiałeś mnie zostawić Nate? Jak mam powiedzieć twojej mamie, że już nigdy nie spędzicie wspólnie wigilii? Jak ona sobie teraz sama bez ciebie poradzi? Obiecuję ci, że będę jej pomagać na tyle ile będę w stanie. Chciałabym żebyś wybaczył mi wszystko co złego zrobiłam chociaż wiem, że to trudne - wzięłam głęboki oddech z zamiarem mówienia dalej. - Kochałam cię i pewnie umarłeś z myślą, że tak nie jest i nie było ale ja naprawdę cię kochałam. Tylko zrozumiałam to za późno. Przepraszam cię za twoje cierpienie, bo to tylko i wyłącznie moja wina - wstałam i położyłam rękę na jego policzku po woli go głaszcząc. Pochyliłam się nad jego twarzą i ostatni raz go pocałowałam. Zmoczyłam nieco jego skórę swoimi łzami ale nie przyjmowała się tym, bo w tym momencie był najważniejszy nasz ostatni pocałunek. Tak bardzo będzie mi go brakować. Ale on już odszedł.

__________________________________
Przepraszam, przepraszam, przepraszam.

Don't Come Back To Me | l.h ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz