dwudziesty siódmy

348 24 10
                                    

Siedzieliśmy z chłopakami w ciszy jakby każdy z nich bał się odezwać. Calum grał na telefonie w jakąś głupią grę, przez którą cały czas się denerwował. Ashton czytał gazetę, co już naprawdę mnie zdziwiło, bo sięgnął po jakieś głupie wiadomości tylko po to żeby nie rozmawiać. Michael nadal siedział przygnębiony i chyba pisał piosenkę. Od czasu do czasu próbowałam zerknąć na jego kartkę, bo martwiłam się o niego. Nigdy nie był taki smutny, przynajmniej ja go takim nie widziałam. Zawsze pamiętałam go jako wesołego chłopaka, ale teraz chyba coś się zmieniło. Wydawało mi się jakby trochę schudł, a jego skóra zbladła. Bałam się, że ma jakieś problemy. Luke przeglądał śmieszne obrazki w internecie zwracając od czasu do czasu ekran telefonu w moją stronę. Za każdym razem spoglądałam na niego z pogardą i nie mogłam uwierzyć, że coś takiego go bawi. Jeśli nie rozbawiło to mnie, osoby która płacze ze śmiechu czytając czarny humor, to nikt by się z tego nie śmiał. Uwierzcie mi na słowo.
Nudziłam się jak mops i czekałam tylko, aż któryś z nich zaproponuje, że odwiezie mnie do domu, ale chyba musiałam się przypomnieć.

- Hej, a może... - zaczęłam, ale ktoś mi przerwał. Drzwi otworzyły się z hukiem, a w nich zobaczyłam drobną, ciemnowłosą dziewczynę. Oh, Rosalie.

- Boże Luke, nic ci nie jest - rzuciła się na blondyna, a ja się temu wszystkiemu przyglądałam. Zagotowało się we mnie kiedy chłopak objął ją w pasie. Nie byłam zazdrosna!

- Nie udawaj, że się martwiłaś - Michael odłożył zeszyt do swojej szafki nocnej zamykając ją na klucz. To musiało być coś bardzo prywatnego. Wyglądał jeszcze gorzej kiedy zobaczył ich razem. Musiałam dowiedzieć się co jest nie tak.

- Luke musimy wyjść na miasto i się razem pokazać, bo media szaleją - zignorowała go i nawet na niego nie spojrzała. - A ty co tutaj robisz? - zwróciłam się do mnie, a ja poprawiłam się we fotelu.

- Sky to nasza przyjaciółka - Michael nadal próbował zwrócić jej uwagę, ale ona nadal stała do niego tyłem. - I największa miłość Luke'a. Więc możesz się już stąd wynosić - najpierw zwróciła swój rozgniewany wzrok w moją stronę, a później odwróciła się w stronę Clifford'a. Myślała, że jestem dla niej zagrożeniem, ale teraz naprawdę byłam tylko przyjaciółką.

- Jakbyś nie zauważył mam gdzieś co masz do powiedzenia, więc siedź już cicho - warknęła, a Mike jak najszybciej się dało opuścił pokój. Szybko wstałam z miejsca, bo nie mogłam zostawiać go samego. Nie mogłam również pozwolić żeby uszło jej to na sucho.

- Wcale cię nie znam, a i tak wiem, że jesteś okropną suką - może w mojej głowie brzmiało to lepiej, ale ja nigdy nie byłam mistrzynią ciętych ripost. Cieszyłam się, bo od razu było widać, że się wkurzyła. W tym momencie byłam zła bardziej na chłopaków niż na nią, bo to co powiedziała nie spotkało się z żadną reakcją z ich strony. Wybiegłam za chłopakiem, bo chciałam być pewna, że nic głupiego nie strzeli mu do głowy. Poza tym wydawało mi się, że potrzebuję rozmowy, a znając Michael'a, to nigdy o nią nie poprosi. - Możesz tak nie pędzić? Przecież dobrze wiesz, że za tobą idę i moje nogi są krótkie.

- Mówiłem ci, że od tego nie zależy jak szybko chodzisz - jęknął, ale zatrzymał się żebym mogła go dogonić. Często mi to powtarzał, ale i tak to ja zawsze miałam rację.

- Zmęczyłam się - westchnełam i oparłam się o jego ramię. Zaśmiał się widząc jaka jestem czerwona. - To nie jest śmieszne Mike.

- Powinnaś zapisać się na siłownię - stwierdził, a ja zgromiłam go wzrokiem. Czy chciał mi przez to powiedzieć, że jestem gruba?

- Gdybyś nie zmrużył oka przez osiemnaście godzin też byś się zmęczył - prychnęłam. - Co się dzieje Mikey? - zapytałam kiedy mój oddech już się wyrównał.

- Oh, a więc o to chodzi. Myślałem, że się za mną stęskniłaś - uśmiechnął się, ale to w żaden sposób nie było szczere. - Jak tam przygotowania do ślubu, co? Nate nie wścieka się, że Luke cały czas za tobą łazi? - przygryzłam zdenerwowana wargę na jego wspomnienie o moim narzeczonym. Nie płakałam już, bo chyba nawet skończyły mi się łzy.

- Wiesz, to wszystko jest skomplikowane - odparłam. - Może pójdziemy gdzieś gdzie nikt nie będzie nam przeszkadzał?

- Pewnie - przytaknął i zaprowadził mnie do tylnego wyjaścia z hotelu. Usiedliśmy na nie wysokim murku, na który Michael i tak musiał pomóc mi wejść. Po drugiej stronie betonu znajdował się nie duży strumyk. - Co się dzieje?

- Nie wiem jak mam ci to powiedzieć, bo mi nie uwierzysz - prychnęłam. Spojrzał na mnie z pogardą jakbym uważała go za idiotę. - Nate przyleciał do mnie do Sydney i miał tam wypadek...

- O mój Boże, ale nic mu nie będzie, tak? - było widać, że się przejął. - Okej, po twojej minie wnioskuję, że jednak stało się coś złego. Przez myśl przeszło mi teraz to najgorsze, ale to przecież - zaciągnęłam usta w wąską linie i przytaknęłam na to co powiedział. - Hej Sky. To żart, prawda?

- Wyglądam jakbym żartowała? - spojrzałam na niego. Nadal żadna łza nawet nie pojawiła się w moim oku.

- Przykro mi - spuścił wzrok, a ja wzruszyłam ramionami.

- Ja sobie z tym jakoś powoli radzę, a ty zmieniasz temat - szturchnęłam go łokciem chcąc dać mu znać, że wszystko jest dobrze i możemy przejść do sedna. - O co chodzi z Rose? Straszna z niej świnia.

- Ta, może i świnia, ale okropnie ładna - westchnął, a ja otworzyłam szerzej oczy. - Czy to co powiedziałem w ogóle miało sens?

- Czekaj, muszę to przetworzyć - odparłam marszcząc brwi. Czyli Mike się w niej zakochał? Robi się coraz ciekawiej.

- To głupie Sky.

- Jakby się tak zastanowić, to faktycznie patrzyłeś na nich z zazdrością. Wiedziałam, że coś jest nie tak - powiedziałam uważnie mu się przyglądając. Był zmieszany. Zawsze tylko rozmawialiśmy o moich uczuciach, a tutaj nagle rolę się odwróciły.

- Patrzyłem tak jak ty patrzyłaś na Luke'a? - zapytał, a ja zrobiłam motorek ustami. Dobre sobie.

- Nie jestem zazdrosna - mój głos stał się nieco wyższy przez co chłopak się zaśmiał.

- Wiesz, my z chłopakami jesteśmy w stu procentach Luky - wyszczerzył się, a ja zmrużyłam na niego oczy.

- Nie rozpędzajmy się, dobrze? - przystopowałam go.

- Spoko, tylko mówię - zaśmialiśmy się razem kiedy użył tytułu jednej z ich piosenek.

- Ty lepiej odpuść sobie tą gwiazdeczke, bo nie mam zamiaru wspierać Rosel - odbąknęłam.

- Tak jest szefowo! - zasalutował, a ja się roześmiałam. Lubiłam to jak oboje poprawiliśmy sobie humor.

________________________________

Lolz, chyba dużo tu powtórzeń, ale może tylko mi się wydaje 🙄

Trochę długo to trwało, bo miałam dwie wersje tego rozdziały i nie mogłam się zdecydować... Ale już jest więc cieszmy się i radujmy!

Kocham Was 💖

Don't Come Back To Me | l.h ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz