w mediach piosenka dość ważna w tym rozdziale, włączcie ją, kiedy dotrzecie do napisu "włącz piosenkę z mediów" :)
A N D Y
Stałem na korytarzu, opierając się o futrynę drzwi do kuchni i obserwowałem (bardzo) wspaniały widok - stojącą w mojej koszulce i z ledwo trzymającym się na głowie kokiem Rae, która zapewne przygotowywała śniadanie. Brzmi trochę przerażająco, wiem, ale po prostu nie mogę wyjść z zachwytu, podziwu, jakkolwiek by to nazwać. Minęło półtora miesiąca, odkąd mogę nazywać ją swoją dziewczynę, a jeszcze nie przyzwyczaiłem się do tego cudownego stanu rzeczy. M o j a d z i e w c z y n a. Perfekcyjnie.
- Dzień dobry, kochanie. - powiedziałem, od tyłu łapiąc Raven za biodra i przyciągając ją do siebie, po czym lekko pocałowałem jej szyję, a następnie oparłem swoją brodę o jej blade ramię.
- Dzień dobry. - odpowiedziała, odwracając się do mnie i oparła się plecami o blat kuchenny. Następnie stanęła na palcach i złożyła na moich ustach krótki pocałunek. - Popsułeś moje plany. Możesz wrócić do łóżka i udawać, że nie wiesz o tym, że mam zamiar zrobić ci śniadanie?
- Mhm, wrócę do łóżka, ale pod warunkiem, że ty też. - ponownie złączyłem nasze usta. Boże, jakie ja mam szczęście! - Podskocz. - moja dziewczyna wykonała moje polecenie, a ja posadziłem ją na blacie. Stanąłem między jej nogami i przełożyłem swoje dłonie na talię brunetki, a ona objęła mój kark. Po raz kolejny ją pocałowałem i spędziliśmy piękne kilka minut, po prostu się całując. - Idealnie - wyszeptałem, odsuwając się o ledwie kilka milimetrów.
- Racja, idealnie - zaczęła, bawiąc się moimi włosami. - ale wracaj już do tego łóżka, robię dla ciebie śniadanie.
- Nie-e, bez ciebie nigdzie nie idę. - mruknąłem, składając na szyi Rave krótki pocałunek. Podniosłem ją z szafki kuchennej i planowałem zaprowadzić naszą dwójkę do mojej, naszej sypialni, jednak dziewczyna zdążyła chwycić szpatułkę.
- Odstaw mnie, idź do sypialni i pozwól mi dokończyć wreszcie to śniadanie. - zagroziła mi narzędziem. Spełniłem pierwsze z wymagań, podniosłem obie ręce do góry w geście kapitulacji i burknąłem "no dobra, już idę", po czym grzecznie wymaszerowałem z kuchni. - Zaraz tam do ciebie przyjdę! - krzyknęła za mną.
Kiedy znalazłem się u celu, skoczyłem na łóżko i przykryłem się kołdrą po same uszy. Z szafki nocnej chwyciłem jeszcze swój telefon i włączyłem aplikację Twittera. Chwilę przeglądałem oś czasu, odpisałem kilku fanom, aż w końcu w oczy rzuciły mi się trendy. Konkretniej - Randy, czyli "shipname" Raven i mój. Z zaciekawieniem w to kliknąłem, by poznać szczegóły i zobaczyłem głównie nasze zdjęcia z wczoraj, kiedy to wybraliśmy się na plażę wieczorem. Dużo osób, które początkowo nie lubiło naszej dwójki razem, przekonało się do nas, ale wciąż jest spora grupa ludzi, która uważa Raven za "nie nadającą się na moją dziewczynę, bo przecież to gwiazda popu, a ja jestem rockmanem", a mnie za "nieodpowiedniego dla niej, bo wyglądam tak groźnie, pewnie jestem satanistą i złamię jej serce". Ale nie zwracam na to uwagi, tak samo Rave. Czemu mielibyśmy się tym przejmować, skoro i ona jest szczęśliwa, i ja jestem szczęśliwy? Nawet nie umiem opisać tego, jak cudowne były dla nas te tygodnie, odkąd jesteśmy razem oraz tego, jak cholernie bardzo szczęśliwy jestem.
Przewijałem wpisy różnych osób, po części fanów Blackley, po części fanów mojego zespołu, a zdecydowana większość była pozytywna, jak na przykład: "omg, kocham ich razem kjdfkjdsh", czy też "randy to moje otp, aw" oraz "CHOLERA JASNA, WYOBRAŹCIE SOBIE, JAK GORĄCE BĘDĄ ICH DZIECI". Na to ostatnie mimowolnie parsknąłem śmiechem i aż podałem to dalej. Jeśli wdadzą się w swoją mamę, owszem, będą i to bardzo.
CZYTASZ
Faking it! [2016] | Andy Biersack
FanfictionRaven Blackley kilka miesięcy temu wygrała kolejną edycję amerykańskiego programu X-Factor. Teraz nagrywa swoją pierwszą płytę, a jak wiadomo - dla dobrej sprzedaży potrzeba promocji. Co może wypromować debiutantkę lepiej, niż sławny chłopak? Andy...