18. Midorima x Akashi

3K 92 16
                                    

Pusta klasa wyglądała na jeszcze bardziej obszerną i opustoszałą, kiedy siedziały w niej tylko dwie osoby. Z otwartego okna wlatywały małe płatki wiśni, pchane lekkim wiatrem, charakterystycznym dla tej pory roku. Tylko wtedy czuć było w tych podmuchach powietrza świeżość, jakby cały świat budził się z długiego, ciężkiego snu. Słońce wyglądało czasem zza białych chmur, powodując chwilowy gorąc, który znikał tak szybko jak i ono samo.

Przy jednej z ławek, trochę z tyłu, po lewej, siedziało dwóch gimnazjalistów. Leżała przed nimi plansza do shogi, na której rozgrywała się jedna z ciekawszych rozgrywek tych dwojga. Czerwonowłosy chłopak uśmiechał się lekko, bardziej zadowolony z wyniku niż jego rywal. Mimo małej zaciętości tej gry, to on nadal dyktował warunki i wprowadzał swoją strategię. Zielonowłosy, będący na przegranej pozycji, skrzywił się lekko. Tak naprawdę to nie ma już szansy na wygraną. Poprawił swoje okulary, pocierając przy okazji czoło. Nie miał pomysłu na ruch.

- Może się już poddasz, Shintaro? - spytał jego przeciwnik. Patrzył na niego triumfalnie, chyba po raz pierwszy od dawna ciesząc się ze swojego sukcesu.

Nie była to pierwsza ani ostatnia ich gra. Wiele przerw oraz godzin wolnych spędzali w ten sposób. Wiedzieli w sobie godnych rywali, a grzechem byłoby nie wykorzystywać takich okazji. Pomimo, że czerwonowłosy zawsze wygrywał, raz za czas zdarzały się potyczki warte docenienia.

Dzisiaj Shintaro Midorima starał się bardziej niż zwykle. Spowodował to pewien zakład, którego przegrać w żadnym przypadku nie zamierzał. Szkoda, bo właśnie był na najlepszej drodze do tego. Sądził, że na początku wyszedł nawet na prowadzenie, ale okazało się to tylko podstępem jego rywala, Seijurou Akashiego. Teraz tylko przeklinał siebie w myślach, że zgodził się na tak głupie warunki.

Jednak w żadnym wypadku się nie podda.

- Nie zamierzam. Musisz się jeszcze trochę postarać, Akashi - odpowiedział stanowczo, ale dało się wyczuć w tym pewne zawahanie. Obydwoje doskonale wiedzieli, czym wywołane.

Minęło jeszcze parę chwil. Tych krótkich, kiedy Shintaro poprawiał okulary, kiedy płatek wiśni zatrzymał się na włosach Sei'a, kiedy oboje uśmiechnęli się równocześnie na widok swojej drużyny na dziedzińcu. Tych długich, gdy patrzyli na siebie nawzajem pod przykrywką obserwowania przeciwnika, gdy Midorima zaczynał się powoli zarumieniać, myśląc o skutkach przegranego zakładu, gdy w Akashim rosła satysfakcja i radość z wygranej, tak rzadko u niego spotykana.

- Wygrałem - oznajmił w końcu, już wszystkim znany fakt. Midorima skrzywił się tylko i obrócił głowę, aby różowe plamy na jego twarzy były jak najmniej widoczne. Tamten tylko pokręcił głową na te nieudolne próby.

Kapitan wstał i poprosił o to samo przyjaciela. Shintaro podniósł się niechętnie, ściskając w dłoni pionek do shogi jak ostatnią deskę ratunku. Jego zakłopotanie rozlało się po pokoju, tworząc między nimi bańkę, mały świat na ich wyłączność. Oczami błądził wszędzie, aby tylko nie spojrzeć na głęboką czerwień, która zdawała się przebijać przez wszystkie jego granice, wybijać w nim trwały ślad, blizny na duszy, przejrzeć na wylot jego myśli, intencje i pragnienia. Czasem za tę wszechwiedzącą czerwień nienawidził Akashiego całym swoim sercem.

- Niby jak mam to zrobić? - spytał zażenowany, poprawiając okulary. Wszystko, tylko aby nie patrzeć tej kanalii w oczy.

- Normalnie -westchnął Akashi. Zaczynał się niecierpliwić. - Ustami. Pochyl się i po prostu to zrób.

Schylił się trochę, sam nie wiedząc, co powinien zrobić. Zdał się na instynkt, przeczucie, ignorując wszelkie alarmy w głowie. Rzadko działał spontanicznie, ale tym razem było inaczej. Do ostatniej chwili myślał, że to wszystko się jednak nie wydarzy. Że wygra ten cholerny zakład. Że Akashi raz w życiu odpuści. Że jakiś meteor spadnie na szkołę.

One ShotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz