Ruchliwe ulice Tokio aż wołały o chwilę upragnionego spokoju. Twoje milczenie wypełnione były głośnymi dźwiękami samochodów, krzyków, śpiewów, mimo głębokiej ciszy nocnej. Nie patrzyłaś ku górze, wiedząc, że nie będzie widać gwiazd. Światła migoczących bilbordów były zbyt jaskrawe, przysłaniając tym nocne niebo.
Stając na wysokim budynku nie miałaś wcale wrażenia swojej wielkości. Nie cieszyła cię twoja władza, nie szczyciłaś się ze swojej wyższości. Wręcz przeciwnie. Widząc tak tłumną przewagę ludzi nad sobą, czułaś się bezsilna. Nie mała, nie nic nie znacząca - po prostu bezsilna. Co mogłaś począć z tak wielką ilością otaczających cię osobowości?
Chłopak stojący obok ciebie zdawał się kompletnym przeciwieństwem. Uśmiechał się szyderczo, a wyglądał na bardzo dumnego z siebie. Wiatr roznosił jego włosy na wszystkie strony, ale nie poprawiał ich w żaden sposób. Patrzył z błyskiem w oku na "jego" miasto.
Czy bóg tego małego świata jest naprawdę nim?
Czy pomimo słabości i człowieczeństwa, które w nim tkwi, możesz uznawać go za kogoś lepszego?
Izaya nawet na ciebie nie patrzył. Nie wykonał żadnych ruchów, kiedy zeskoczyłaś z barierki. Nie wypowiedział ani słowa, gdy sięgnęłaś za płaszcz i wyjęłaś pistolet. Jego zimne oczy wciąż wpatrywały się w horyzont, bliższy niż ktoś mógłby powiedzieć.
Głowa pękała ci w szwach. Miałaś dość tej cichej wojny w Tokio, całego zamieszania, w którym musiałaś brać udział. Gdyby nie rozkazy z góry, w poważaniu miałabyś to wszystko. Teraz musiałaś jednak walczyć, a raczej obserwować przebieg bitew. Z takim pomocnikiem jak Izaya nie powinno być to nużące, czy też trudne, ale nie znalazłaś z nim wspólnego języka.
On pragnął chaosu, bałaganu, krwi i walki.
Ty chciałaś jedynie spokoju i życia w swojej szklanej bańce, która na dłuższą metę była najprzyjemniejszym miejscem na ziemi.
Los lubi robić różne psikusy, a ironia przyległa do niego aż za dobrze. Podczas gdy on planował, grał, obmyślał i knuł intrygi, aby jego życie stało się ciekawsze, twoje zmieniła tylko decyzja nieznajomej.
Od tego dnia minęły już kilka długich lat. Nie pamiętasz dokładnie, jak przebiegało twoje pierwsze spotkanie z nią. Nie kojarzysz, ile zajęło ci opanowanie wszystkich swoich nowych mocy. Dobrze wiesz za to, jak bardzo cieszyłaś się z przerwania rutyny, która dręczyła cię od dawna.
Czy żałujesz? Jeszcze nie.
Morrigan była celtycką boginią wojny. Walczyła kiedyś razem z swoimi towarzyszkami, a wspólnie tworzyły triadę bogiń wojny. Zginęły one dawno temu, a ona rozpoczęła na nową swoją historię. Wybierała spośród śmiertelniczek godne następczynie, obdarowując je boskimi umiejętnościami.
Gdzieś na świecie istniały trzy dziewczyny, które również uzyskały to błogosławieństwo. Jedna stała własnie na dachu wieżowca w Tokio i celowała pistoletem w informatora.
- Nie ładnie, Macha-chan~! - powiedział, nie odwracając głowy. Wiedziałaś, że nie opuści tak łatwo gardy. Ten człowiek zawsze ma się na baczności. Nawet tobie nigdy nie zaufa.
- Nie mów tak do mnie. Nie lubię tego imienia - syknęłaś, odblokowując spust.
Twój płaszcz podnosił się pod prądami wiatru. Pojedyncze kosmki włosów wchodziły ci do oczu, ale nie chciałaś trzymać broni tylko jedną ręką.
- (Twoje imię), nie zrozumiem nigdy twojej niechęci. Ile bym dał za taki tytuł! - jego głos wydawał się rozmarzony. Doceniłaś w głowie jego umiejętności aktorskie. Dobrze wiedział, że to bardziej przekleństwo niż dar.
CZYTASZ
One Shots
FanfictionZbieram zamówienia na one shoty *0* Głównie z takich anime jak: ~Haikyuu ~Kuroko no basket ~Noragami ~Kamisama Hajimemashita ~Durarara ~No game no life ~Kokoro Connect ~Ansatsu Kyoushitsu ~Ao no Exorcist Ale możecie prosić też o...