Rozdział 17 Ślizgoni...

2.1K 157 16
                                    

**Oczami Jamesa**
Dwa kroki od nas... Co robić?! Szybko krzyknąłem do Syriusza:
-Łap Lily!-rzuciłem mu dosłownie moją dziewczynę i stanąłem naprzeciwko ślizgonów.
-Ale James...-niedokończył Łapa.
-Bjegnij! Opiekuj się nią!-krzyknąłem i wyjąłem różdżkę z pod szaty.
-A jak zginiesz?-zapytał rozpaczony Syriusz.
- To powiedz Lily, że zginąłem by ją chronić... I powiedz, że na zawsze ją będę kochać-powiedziałem i pogoniłem go ruchem ręki.
-Dobrze. Ale wiesz, że jak cię zabiją to ja i Lily też się zabijemy?-zapytał mój towarzsz z Lily na rękach.
-Nie pozwolę na to-szepnąłem pod nosem, po czym dodałem-Biegnij!
-Och, jakie to słodkie, nasz James chce chronić biskich... Crucio!-krzyknęła Bellatrix, a na moim ciele pojawiły się rany.
-Dziewczyn nie "biję"-powiedziałem-Więc Narcyza, odejdź-szepnąłem.
-A ja?!-zapytała Bellatrix.
-A ty? Ty to CHŁOPCZYCA-powiedziałem, okazało się że to był błąd.
-Avada Ka...!-nie dokończyła Bellatrix, bo Lucjusz jej przerwał.
-Zostawmy to Voldemortowi- powiedział kładąc swoją rękę na jej ramieniu.
-Racja. Teraz się pobawmy!-powiedziała szczęśliwa.
-Proszę! Zabijcie mnie! Mam dla kogo żyć, lecz nie boję się Czarnego Pana i śmierci z jego rąk!-krzyknąłem pewny siebie.
-Ach tak? To jak się nie boisz śmierci to "zatańcz" z nami!
-Chętnie!-zgodziłem się.
-Crucio!-krzyknął Malfoy, a na mojej koszuli pojawiły się plamy krwi.
-Drętwota!-krzyknąłem, nie chciałem zaczynać ostro.
-Crucio!- powiedział Malfoy. Nie mogłem wytrzymać. Upadłem na ziemię miałem tego dostć! Krew wylewała mi się strumieniami.
-No, James jakoś wytrzymałeś... Crucio!-krzyknęła Bellatrix.
-Bella! Przestań! McGonagall idzie!
-Zmywaku sie! Nara Potter!
Powoli obraz mi się rozmazywał. Traciłem przytomność... Pani profesor do mnie podeszła i usłyszałem:
-Panie Potter! Albusie! James nam się ty wykrwawia!-krzyknęła Minerwa, a dyrektor szybko przebiegł do mnie. Potem była już tylko ciemność...
**Oczami Lily**
Obudziłam się w Wspólnym Pokoju. Chyba zasnęłam na kanapie.
-Syriusz, co się dzieje?-zapytałam, gdy zobaczyłam i niego brak uśmiechu.
-James... On... On...-nie mógł się wysłowić.
-Wyduś to z siebie!-krzyknęłam ze złością w oczach.
-On leży na Skrzydle Szpitalnym-szepnął.
-Co się stało?!-zapytałam wstając z kanapy.
-On się poświęcił. Poświęcił swoje życie dla nas!-krzyknął z łzami w oczach.
- Jak to? Gdzie jest Remus i Peter?-zapytałam.
-Wyjechali pięć godzin temu do domów-powiedział smutnie.
-Mogę odwiedzić Jamesa?-zapytałam i łzy mi się znów wylały z oczu.
-Chyba tak-powiedział niepewnie.
-Chodźmy-powiedziłam stanowczo ocierając łzy.
-Jesteś na pewno gotowa?-zapytał.
-Tak. Na sto procent-powiedziałam wychodząc z Wspólnego Pokoju. Poszłam z Syriuszem do Skrzydła Szpitalnego. James leżał na siódmym łóżku od ściany. Był blady, usta miał sine, a oczy jakby wyblakłe. Ucieszł się na mój widok. Chciał się podnjeść, lecz nie mógł, to liczne obandażowane rany mu na to nie pozwalały.
-Lily...-szepnął.
-Cii... Jim, nie możesz się przemęczać-powiedziałam mu na ucho.
-Lily, to tylko kilka ran-powiedział machając na to ręką.-Jestem nieudacznikiem-powiedział spuszczając głowę.
-James. Przestań tak mówić. Chroniłeś mnie-powiedziałam głaszcząc go po policzku.
-No i?-zapytał.
- No i kocham cię-powiedziałam całując go w policzek.
-Dziękuję ci Lily-powiedział szeptem.
-Za co?-zapytałam.
-Za to, że jesteś-powiedział i pocałował mnie w usta.
******
Witajcie!
Za błędy PRZEPRASZAM.
Następny rozdziałek Chyba jutro. ;)
Pozdrawiam
Huncwotka_forever

Lily i James - od nienawiści do miłości ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz