4.

413 19 1
                                    

Jutro wielki dzień! Tak! Już jutro zobaczę Magcon. Nie mogę uwierzyć, że te 2 tygodnie tak szybko minęły. Mam wrażenie, że ogłoszenie show było dopiero wczoraj. Byłam szczęśliwa jak nigdy i miałam wrażenie, że nikt nie może popsuć mi tych dni. Niczym się nie przejmowałam. Z uśmiechem wykonywałam wszystkie czynności, które rano przyprawiają mnie zwykle o chęć zostania w łóżku. Po ubraniu granatowej sukienki, która sięgała mi nieco przed kolno, zbiegłam po schodach do kuchni. Tam już czekała moja mama, nasze relacje zdecydowanie się poprawiły i bardzo się z tego cieszyłam. Na stole czekały na mnie dwie kanapki a obok nich szklanka z sokiem pomarańczowym. Podziękowałam jej, usiadłam do stołu i zaczęłam zajadać posiłek.

"Widzę, że cieszysz się z jutra" zaśmiała się mama.

"Tak i to bardzo" uśmeichnęłam się. "Mogłabym nie iść jutro do szkoły?" zapytałam niepewnie.

"Ale dlaczego? Nie widzę powodu, żebyś nie szła" popatrzyła na mnie z surową miną. Ja natomiast głośno westchnęłam, wolałabym jej nie złościć i nie wiedziałam czy warto zaczynać dyskusję.

"Ponieważ... Chciałabym być jak najbliżej sceny, a żeby tak się stało muszę tam być jak najwcześniej. Obiecuję, że to nadrobię, to tylko jeden dzień...Proszę?" zrobiłam słodkie oczka.

"Dobrze, niech starcę. To ja będę się tłumaczyć jak zadzwoni twoja wychowawcyni" westchnęła, ale nie była zła, raczej udawała surową, żeby stworzyć pozory. Zaśmiałam się.

Pobiegłam z powrotem do swojego pokoju, bo zapomniałam mojej torby z książkami. Odłączyłam mój telefon od łądowarki i ruszyłam w stronę drzwi wyjściowych. Założyłam białe trampki i informując mamę wyszłam z domu. Jak zwykle udałam się na przystanek, skąd zabrał mnie autobus i po chwili byłam juz przed budynkiem, gdzie się uczyłam. Przez te kilka dni ludzie przyzwyczaili się do tego, że chodzę w innych ubraniach niż dotychczas i przestało ich to dziwić. Sensację mięli tylko przez chwilę, z czego byłam zadowolona. Jedyną osobą, która nie przestała zwracać na mnie uwagi był Scott, który ma chyba poważne probemy z samym sobą. Nie ma dnia, gdzie by mi nie dogryzł, wylał coś na mnie albo po prostu popchnął, oczywiście "niechcący". To naprawdę męczące i nie rozumiem jak może mu się to nie znudzić, przecież to już dawno zrobiło się nudne.

"Cześć Izzy!" zawołał Dylan i do mnie podszedł.

"Cześć Dyl" uśmiechnęłam się. Przez te prawie dwa tygodnie zdążyliśmy się zakolegować, był naprawdę okej. Często bronił mnie przed Brownem, mimo że ten był jego kolegą. Nie raz opowiadał mi, że próbował przemówić temu idiocie do razsądku, ale do niego jak do małego dziecka. Nic do niego nie dociera.

"Ślicznie wyglądasz" powiedział drapiąc się po karku. Ja za to sie zarumieniłam, no bo nieczęsto słyszałam komplmenty, w zasadzie to prawie nigdy.

"Dziękuję" rozejrzałam się po szkole. To był niezręczny moment.

"Więc... Jaką lekcją zaczynasz?" zapytał. Zmienił temat, za co byłam mu bardzo wdzięczna.

"Biologia" westchnęłam ciężko i zaczęłam kierować się w stronę klasy, a chłopak za mną. Nie miałam dzisiaj ciężkiem torby, więc zdecydowałam, że nie będę zostawiać książek w szafce.

"Nie tak źle. Ja mam fizykę" popatrzył w niebo i złączając ręce jakby miał się zacząć modlić. Prawda Pan Thomson, był bardzo drażliwy i surowy, nie był ulubionym nauczycielem uczniów, śmiem powiedzieć, że był na samy dole takiej listy.

"Uuu...Wiesz co powoli zaczynam się cieszyć, że będę słuchać o chromosomach." zaśmiałam się.

"Cieszę się, że moim kosztem poprawiasz sobie humor." również się roześmiał. Zanim się obejrzałam byliśmy pod salą 200 gdzie odbywała się moja pierwsza lekcja.

"Dzięki za eskortę. Naprawdę doceniam" uśmiechnęłam się.

"Do usług" ukłonił się. "Hej!" zawołał, kiedy miałam już wchodzić do sali. Popatrzyłam na niego pytająco."Widzimy się na wfie?" zapytał.

"Niestety" westchnęłam, jeśli widzę się z Dylanem to znaczy, że ze Scottem również.

"Nic ci tym razem nie zrobi, przypilnuję go okej?" spojrzał na mnie zmartwiony a ja kiwnęłam głową i weszłam do sali, udając się na swoje miejsce.

"Dalej! Rozgrzewka! Dzisiaj gracie z chłopakami ze starszej klasy!" krzyknęłam moja nauczycielka, a ja miałam ochotę stamtąd wyjść. Rozniosły się jęki protestu ze strony moich koleżanek z klasy. Szybko podbiegłam do niej.

"Proszę pani czy to konieczne?" zapytałam z nadzieją w głosie.

"Tak, konieczne. Nie ma dzisiaj ich nauczyciela i mają ze mną zastępstwo, uwierz, że ja też nie skaczę ze szczęścia" powiedziała i odeszła do kantorka. Przewróciłam oczami i spojrzałam na salę, gdzie wszyscy się rozgrzewali przed grą w siatkówkę. Z miną jakbym szła na ścięcie powlokłam się do Dylana.

"Witaj znowu koleżanko" zaśmiał się z mojej miny.

"Taa, cokolwiek" zaczęłam mozolnie wykonywać ćwiczenia. "Jak myślisz uwierzy, że się nagle źle poczułam?" Spojrzałam na niego.

"Nie, ale nie masz się czego obawiać, będziemy razem w drużynie i będę odbijał za ciebie piłki"

"Doskonale wiesz, że to nie oto chodzi." Kochałam siatkówkę i to był zdecydowanie mój ulubiony sport. Z resztą niechwaląc się byłam całkiem dobra.

"Nie masz się czym przejmować" poklepał mnie po ramieniu.

"Już gołąbeczki? Czy mamy zaczekać?" pwoiedział z drwiną Scott. No i się zaczyna. Wylądowałam w drużynie z Dylanem, Chrisem, Brandonem i dwiema koleżenkami z mojej klasy. Brown był w przeciwnej drużynie i nie wiedziałam, czy mam się z tego cieszyć, czy może ubolewać.

Zaczęliśmy grać i od początku wiedziałam, że nie skończy się to źle, gdyż każda piłka odbita przez Scotta leciała w moją stronę, a niektóre naprawdę były bardzo mone i ledwo co zdołałam je odbić.

"Scott, daruj sobie" krzyknął Dylan, odbijając piłkę, która leciała prosto na mnie.

"Ja tylko gram" zaśmiał się chłopak i przybił koledze z drużyny 'piątkę'.

"Daj spokój nie ma sensu." powiedziałam i odeszłam na swoje miejce.

Serwował Chris i drużyna przeciwna miała szansę na atak, co oczywiście wykorzystali. Scott zaatakował z całej siły i piłka poleciała prosto na mnie. W ostatniej chwili zdołałam zasłonić się rękami, gdybym tego nie zrobiła pewnie mój nos nie przeżyłby tego. Jednak moja ręka również nie zniosła tego dobrze. Od razu zaczęłam ją rozmasowywać, ale nadal strasznie bolała.

"Pójdę z tobą do pielęgniarki." oznajmił Dylan i pomógł mi wstać, bo siła uderzenia była na tyle duża, że zdołała mnie przewrócić. Powiedzieliśmy nauczycielce, gdzie i po co idziemy i udaliśmy się do pokoju nr8 gdzie swój gabinet miała pielęgniarka.

Pani Steel założyła mi opatrunek, mówiąc, że nadgarstek może być zwichnięty i dała mi zimny okład. Dyl bardzo przejął się moim stanem i co chwile cicho przeklinał pod nosem. Udałam się do szatni, gdzie przebrałam się z powrotem w sukienkę i wróciłam na salę, gdzie moi znajomi nadal grali. Jedyne co mnie cieszyło to, to że już jutro spokam moje skarby. Od razu na tą myśl się uśmiechnęłam.

Cześć kochani! Mój laptop wrócił z naprawy! Mam nadzieję, że rozdział wam się podoba, zostawcie po sobie jakiś znak! 
~I

Hope ||Cameron Dallas||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz