8.

373 19 3
                                    

Wróciłam do domu przygaszona, z jednej strony byłam szczęśliwa a z drugiej smutna. Na dodatek głowa nie przestawała mnie boleć, miałam wrażenie, że za moment mi wybuchnie i zostaną po niej tylko małe kawałeczki. Mama nie ułatwiała mi tego wszystkiego ciągle o coś pytając, rozumiałam, że była ciekawa jak potoczyło się spotkanie, ale widziała, że nie jestem w najlepszym humorze. Miałam tysiąc myśli na minutę, ciągle zastanawiało mnie, dlaczego tak postąpiłam. Cameron Dallas mój ideał chłopaka, nie tylko z wyglądu, martwił się o mnie i nawet wybiegł z tej pieprzonej areny, dla mnie. Może po prostu stwierdziłam, że będzie fajnie tak uciec, zabawić się w kopciuszka, zgubić coś... Cholercia, ja nic nie zgubiłam. No i tutaj bajka się kończy a zaczyna smutna rzeczywistość, ale w sumie może nie taka smutna, w końcu mamy weekend. Skończę pewnie tak jak zwykle, ciesząc się towarzystwem braci Salvatore. Musiałoby się stać coś naprawdę wielkiego, żeby tak się nie stało.

Następnego dnia...

"Izzy, ktoś do ciebie!" obudził mnie krzyk mamy, przetarłam oczy i spojrzałam na zegarek 11.07. No tak znowu zasiedziałam się przed komputerem i musiałam odespać.

Usłyszałam kroki na schodach, jeszcze nie w pełni kontaktowałam ze światem, ale było coraz lepiej. Drzwi się otworzyły, nie wierzę w to co widzę... Dylan? Co ten idiota tutaj robi, czemu wcześniej nie zadzwonił i czemu ja do cholery tak długo spałam. Tyle pytań tak mało odpowiedzi... Jęknęłam z niezadowoleniem i opadłam na poduszkę.

"Ciebie też miło widzieć, co u mnie? Świetnie, dzięki że pytasz." powiedział ironicznie i usiadł na moim łóżku.

"Czego chcesz?" zapytałam i popatrzyłam na niego.

"Idziemy na imprezę." zaklaskał w ręce.

"Człowieku jest przed 12 nie sądzę, żeby ktoś od rana balował." westchnęłam zrezygnowana. Chłopak zrobił facepalma i złożył ręce jak do modlitwy.

"Blondynka, na imprezę idziemy wieczorem, a teraz na zakupy." dźgnął mnie w nogę i zaczął się szczerzyć jak mysz do sera.

"Scott będzie?" popatrzyłam na niego pytająco. Chłopak podrapał się po głowie nic nie mówiąc. "No to już wiesz jaka jest moja odpowiedź na to wszystko." oznajmiłam.

"Hej, będziesz ze mną co się może stać?" przez głowę przeleciały mi obrazy, gdzie kończę na dnie basenu, lub zamknięta w jakimś pokoju.

"Wiesz..."

Na nic były moje błagania, proszenie, a nawet płacz. Była 20, a ja byłam już w sukience którą kupiliśmy na zakupach, na które oczywiście chłopak mnie wyciągnął. Nie dał się zastraszyć i nie podziałały na niego nawet moje kocie oczy. Był uparty jak nigdy. Stanęłam przed szafą i wyciągnęłam czarne conversy.

"Chyba sobie żartujesz..." usłyszałam za sobą głos chłopaka.

"Ej, wystarczy, że tam idę tak? Nie zmusisz mnie do butów na obcasie"

20.15 byliśmy na miejscu, zgadnijcie w jakich butach byłam! Tak w czarnych obcasach. Dylan w domu zabrał mi moje trampki. po czym wsadził je pod wodę, mówiąc, że przecież nie pójdę w mokrych butach i zagroził, że zrobi tak z każdą inną parą, którą wezmę do rąk. Nie wiem co w niego wstąpiło, ale zdecydowanie zaczynał działać mi na nerwy i jeśli nie przestanie się tak zachowywać to się dzisiaj pokłócimy.

Wyszłam z auta chłopaka i specjalnie trzasnęłam drzwiami. Mimo tego chłopak to zignorował i pociągnął mnie za sobą do środka domu, w którym odbywała się impreza. Było zadziwiająco mało ludzi i na razie wszyscy byli trzeźwi, siedzieli, rozmawiali, śmiali się.

"Dyl, to nie jest jakaś typowa impreza... Gdzieś ty mnie przyprowadził..." popatrzyłam na chłopaka z szokiem a on zaczął się uśmiechać.

"Domówka mojego dobrego kumpla, ma wpaść kilka chłopaków, którzy są tu przejazdem, powinno być naprawdę fajnie." przekonywał mnie chłopak, kiwnęłam tylko głową i ruszyłam naprzód, jednak szybko odbiłam się od czyjegoś ciała. Kiedy podniosłam wzrok od razu przewróciłam oczami.

"A ty jak zwykle nie umiesz chodzić." zaśmiał się Brown."Wiesz co, dzisiaj dam ci spokój." stwierdził Scott.

Popatrzyłam na niego i nawet pozwoliłam sobie dotknąć jego czoła, myślałam, że ma gorączkę i majaczy. Ten popatrzył na mnie jak na idiotkę, czyli jak zwykle i odszedł patrząc na Dylana. Razem z chłopakiem udaliśmy się do kuchni, wzięłam kubeczek i nalałam do niego soku, nie chciałam pić i nie zamierzałam tego robić.

"Hej Dylan!" usłyszałam głos jakiegoś chłopaka, a chwilę później obok nas pojawić się blondyn z niebieskimi oczami. Chłopaki przywitali się i wzrok chłopaka spoczął na mnie.

"Dean, poznaj Isabelle, Izzy to Dean. To właśnie jego dom." powiedział Dyl.

"Miło mi cię poznać." podałam mu rękę i uśmiechnęłam się.

"I vice versa. Dylan bardzo dużo o tobie mówił." spojrzałam na Dylana, który przewracał oczami.

"Dean, gdzie ci twoi koledzy?" chłopak chciał zmienić temat.

"Zaraz powinni być, lubią wielkie wejścia." zaśmiał się chłopak i poklepał kolegę po ramieniu.

Postanowiliśmy przenieść się do salonu. Usiedliśmy na kanapach. Po chwili rozległ się hałas a do domu weszło kilku chłopaków, jednak ich głosy były łudzące podobne do chłopaków z Magconu, proszę powiedzcie, że się mylę. Szybko wstałam i zaczęłam kierować się do łazienki, nie chciałam ich spotkać, jeśli to oni. Po chwili zobaczyłam charakterystyczną bandamkę i czuprynę Cama, o mój boże. Co oni robią, myślałam, że od razu po show wrócili do swoich domów. Jednak byłam w błędzie. Zamknęłam się w pomieszczeniu i wyciągnęłam z torebki telefon.

Do: Dylan

"Źle się czuję, wrócę do domu, ale ty sobie nie przeszkadzaj i zostań ;)"

Wysłałam wiadomość i spojrzałam w lustro. Miałam rumieńce na twarzy i przestraszone oczy, niespokojnie oddychałam, podskoczyłam kiedy usłyszałam przychodzącą wiadomość.

Od: Dylan

"Izzy. co się stało? Coś nie tak? Odwiozę cię, nie chcę, żebyś sama włóczyła się po ciemku, chłopaki bardzo chcieliby cię poznać."

Spojrzałam na wiadomość, byłam spanikowana, nie chciałam tam iść. Jeszcze kilka dni temu za taką możliwość oddałabym naprawdę wiele, ale teraz? Nie mam najmniejszej ochoty, patrzeć na Cama, Aarona i pozostałych. Wezmą mnie za wariatkę, może nawet uznają, że ich śledzę czy coś.Wyszłam z łazienki i pomału zaczęłam kierować się w stronę drzwi. Kiedy mijałam salon spojrzałam na kanapę i w tym samym momencie spotkałam się ze wzrokiem Camerona. Chłopak otworzył szeroko oczy, jakby nie wierząc, że to ja. Kod czerwony Izzy, kod czerwony. Zobaczyłam jak chłopak się podnosi. Zaczęłam szybko iść, prawie biec do wyjścia, przeklęte obcasy, przeklęty Dylan, Cameron i przeklęta impreza, Starałam się biec, chciałam nawet ściągnąć buty, ale po prostu bałam się, że wbije mi się coś w nogę. Usłyszałam za sobą bieg, a po chwili poczułam ręce wokół mojej talii.

"Tym razem mi nie uciekniesz." usłyszałam głos obok mojego ucha.

Pieprzona perfekcja Dallas.

Czas stanął, wszystko się zatrzymało. Czasami kiedy jesteśmy w towarzystwie właściwej osoby, nie zdajemy sobie sprawy z jego upływania. Czas upływa nieubłaganie. Nie możemy powtórzyć żadnej sekundy, żadna sekunda nie powtórzy się jeszcze raz. Życie to nie książka, gdzie autor może stworzyć wehikuł czasu czy magiczny zegar, który może przenosić nas w przyszłość lub w przeszłość. Musimy zdać sobie sprawę jak ważne są w naszym życiu nawet najmniejsze momenty. Dotyk czyjejś dłoni, chwilowe spotkanie spojrzeń z drugą osobą, bo za kilka chwil tej osoby może już nie być. Wtedy zostają nam właśnie wspomnienia, momenty, które nie wydawały się ważne, ale teraz są bezcenne.

___________________

Hej kochani! Jak mijają wam wakacje i przede wszystkim dajcie znać jak wam się podoba to opowiadanie, przyjmę krytykę spokojnie ;)

~I

Hope ||Cameron Dallas||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz