Rozdział 1

5K 274 71
                                    

Leżałam sobie w moim ciepłym, mięciutkim łóżku, machając stopą w powietrzu. W końcu od dłuższego czasu byłam wyspana. Poranne słońce wpadło do pokoju przez szczeliny w roletach. Zadowolona wszystkie swoje myśli skupiałam na nodze. Uśmiechnięta zwróciła wzrok w stronę budzika i odczytałam godzinę. Kwadrans po dziewiątej. Miałam przed sobą jeszcze cały leniwy dzień. Tępym spojrzeniem ogarnęłam sypialnię i znowu wróciłam do stopy.

- Cholera! - Zerwałam się z łóżka. - Środa!

Szybko zarzuciłam na ramiona szlafrok i pobiegłam do kuchni. Włączyłam ekspres do kawy i udałam się do łazienki.
Od ponad godziny powinnam być w pracy, więc starając się używać jak najmniej kwiecistych epitetów, wzięłam prysznic.
Ubrana w zwykłe dżinsy i białą koszulę wybiegłam z domu. Bez kawy, bez śniadania, nie miałam czasu na takie szczegóły.
Usiadłam za kierownicą mojego czarnego Audi i wyjechałam z parkingu.

***

- Patrick już jest?! - krzyknęłam w stronę recepcjonistki, wychodząc z windy.

- Ida? Wszystko w porządku? - zapytała rudowłosa z wyraźną troską.

- Jest, czy go nie ma?!

- Jest - powiedziała i spuściła wzrok.

- Kurde! - jęknęłam i otworzyłam szklane drzwi.

Jak torpeda wpadłam do wspólnego gabinetu i popędziłam w stronę swojego biurka, które było na samym końcu pomieszczenia.
Czułam, jak moje koleżanki patrzą na mnie, ale nie witając się nawet z nimi, zajęłam się pracą.
Nie zdążyłam jeszcze zalogować się na swoją pocztę elektroniczną, gdy w całym pokoju rozległ się dzwonek mojego telefonu służbowego.

- Ida Lao, sekretarka prezesa "Your Week" Patricka Wayvesa. W czym mogę pomóc - wyrecytowałam formułę.

- Lao, do mnie! - Po drugiej stronie usłyszałam wściekły, męski głos.

- Już idę, szefie - odpowiedziałam i odłożyłam słuchawkę.

Wzięłam głęboki oddech i wstałam za biurka.

- Życzcie mi powodzenia - rzuciłam do dziewczyn i wyszłam.

***

Położyłam drżącą dłoń na klamce, a drugą ostrożnie zapukałam.

- Proszę!

Powoli weszłam do środka. Mężczyzna siedział przy dużym, ciemnym biurku i nawet na mnie nie patrząc, kazał usiąść.

- Co ty sobie myślisz?! Wydaje ci się, że masz prawo ot tak spóźniać się do pracy?! Jesteśmy poważnymi i dorosłymi ludźmi, a twoje zachowanie jest godne niejednego bachora. Pracujesz w ogromnej firmie, a wydaje ci się, że sama możesz ustać godziny pracy?

- Wiem, przepraszam. - Przyznałam ze skruchą.

- Ciągle słyszę tylko twoje przeprosiny, Lao! - wysyczał. - Mam po dziurki w nosie twojego zachowania. I gdyby nie to, że mamy teraz urwanie głowy z związku z końcem miesiąca, to wyrzuciłbym cię już teraz, ale nie mam czasu szukać kogoś na twoje miejsce.

- Rozumiem, szefie - powiedziałam i spojrzałam w jego niebieskie oczy.

Patrick Wayves był mężczyzną po pięćdziesiątce o krótkich, blond włosach i krzaczastych brwiach. W dodatku miał potężny mięsień piwny, potocznie zwany brzuchem.

- A teraz wracaj do siebie i nadgoń zaległości.

- Dobrze, do widzenia - powiedziałam, wstając.

- Ostanie raz, Lao, ostatni.

Deszczowa miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz