Rozdział 10

2K 150 11
                                    

Lekko zirytowana podeszłam do drzwi i otworzyłam je. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Na przeciwko mnie stał Robert.

- Co ty tutaj robisz? - zapytałam.

- Zapomniałem telefonu, a wiesz, że w dzisiejszych czasach bez telefonu to jak bez ręki.

- No dobra chodź . Zaprosiłam go dalej. - Pamiętasz, gdzie go zostawiłeś? - zapytałam, kiedy weszliśmy do salonu.

Zapomniałam o jednym drobnym szczególe... Blanka. Przyjaciółka wstała z kanapy i patrzyła na nas jak na jakieś nadprzyrodzone stworzenia.

Czy ona nigdy faceta nie widziała? Odpowiedź brzmi TAK. Od czasów liceum nie widziała u mnie faceta. Sprawa wyjaśniona...

- Ida, kto to jest? - zapytała niepewnie, co było u niej rzadkie, bo odkąd pamiętam była pewną siebie dziewczyną.

- Robert, mój... przyjaciel - odpowiedziałam, a mężczyzna wyciągną dłoń.

- Robert Smith miło mi. - Mówiąc to uśmiechnął się tak, że widziałam jak pod Blanką ugięły się kolana.

- Blanka Evans. - Znam Blankę od podstawówki, więc wiem, że uśmiech, który właśnie posłała Robertowi był jej specjalnym uśmiechem na facetów.

Jak ona to robi, że od roku jest singielką?

- Nie masz może brata bliźniaka? - zapytała moja przyjaciółka, a mi było tak głupio, że marzyłam tylko o tym, aby zapaść się pod ziemię.

- Blanka - syknęłam przez zęby.

- Nie, nie mam bliźniaka. - Robert zaczął się śmiać, a Blanka chyba właśnie zdała sobie sprawę z tego jaką głupotę powiedziała.

Brawo! Już się bałam, że będę musiała jej prawić kazania.

- Bliźniaka nie mam, ale za to mam brata, Dominica, który jest ode mnie o dwa lata młodszy - powiedział Robert i sięgną pod poduszkę, która leżała na kanapie i wyciągną swój telefon. - Telefon mam, więc nie będę wam dłużej przeszkadzać.

- Chodź odprowadzę cię do drzwi - zaproponowałam.

- Nie trzeba sam trafię. - Uśmiechnął się, znowu, i znikną w głębi korytarza.

- Pamiętasz, jak kiedyś w czwartej klasie podstawówki wylałyśmy na krzesło pani King sok z czarnej porzeczki i ona usiadła, a potem miała plamę na spodniach? - zapytała Blanka, kiedy usiadłam koło niej.

- Pamiętam, ale co to ma wspólnego z naszą rozmową? - Blanka jak zwykle zmieniała temat.

- Nauczycielka wezwała naszych rodziców i byłyśmy tak wystrasznone, że powiedziałyśmy wszystko.

- Tak było, pamiętam.

- To teraz tak, jak wtedy, masz mówić prawdę. Kim on jest? Skąd go znasz? Co u ciebie robił jego telefon? - Blanka wymieniała pytania na jednym wdechu.

- Czyli ta cała historia była tylko nawiązaniem do Roberta? - zaczęłam się śmiać. - Robert uratował mi życie po tym jak wybiegłam z firmy, gdy Wayves złożył mi tą okropną propozycję. Gdyby nie on, wpadłabym pod samochód. Wcześniej jeszcze chciał mi pomóc, jak płakałam w parku, ale ja na niego nakrzyczałam i dałam mu z liścia - zaczęłam opowiadać całą historię, a Blanka dziwnie na mnie patrzyła, a ja zawstydziłam się na samo wspomnienie tego, jak bardzo wprowadziłam obcego mężczyznę w moje życie prywatne. - Sam spędził noc na kanapie, a rano zrobił jajecznicę - skończyłam swój monolog, który przyjaciółka chciała mi przerwać kilka razy.

- Czekaj, czekaj, czekaj - zaczęła. - On przedstawił się jako Robert Smith, tak?

- No tak... Co w tym złego?

- Kobieto to jest TEN Robert Smith!

- O czym ty mówisz? - Naprawdę doprowadza mnie to już do szału. Zawsze muszę się o wszystko dopytywać, bo ona nigdy nic nie może powiedzieć od razu.

- Jego rodzice są jednymi z najbogatszych ludzi w Europie! Jego rodzina posiada firmę jubilerską i sieć luksusowych hoteli na całym kontynencie!

- Skąd ty to niby wiesz? - Nie wierzyłam w słowa przyjaciółki.

- Kiedy tylko wszedł do salonu i się przestawił czułam, że już go gdzieś widziałam. I chwilę po jego wyjściu przypomniałam sobie to wszystko. Kobieto on jest milionerem! Może nawet miliarderem!

- Niemożliwe. - Pokiwałam głową na boki.

- Sama zobacz. - Blanka sięgnęła po mój laptop. - Widzisz?

Przyjaciółka wpisała w Google "Robert Smith" i pojawiło się wiele zdjęć, na którym był Robert! Pod fotografiami były napisy:

"Syn państwa Smith, właścicieli najsłynniejszej jubilerskiej firmy w Londynie."

"Robert Smith znalazł kobietę swego życia?"

"Państwo Smith dzielą majątek między swoich synów! Dominic Smith (26 lat) dostaje firmę jubilerską, a Robert Smith (28 lat) sieć hoteli!"

- A nie mówiłam?!

- Ale jak to... - Nie mogłam nic więcej powiedzieć, czułam jak cała zrobiłam się czerwona, a głowa zaczęła mnie natychmiast boleć.

Nagle tak źle się poczułam, że musiałam się położyć, Blanka nie chcąc mi przeszkadzać, poszła do domu, a ja zasnęłam.

Obudziłam się późnym popołudniem i pierwsze, co zrobiłam to zadzwoniłam do przyjaciółki i opowiedziałam jej, jak wygląda mój plan. Dziewczyna oczywiście się zgodziła. Wiem, że może za bardzo wymyślnie to wszystko zorganizowałam, ale to naprawdę nie jest fajnie jak jakiś stary facet cię obmacuje. Ponieważ Blanka, jak zwykle służyła mi pomocą to pozostało mi jeszcze tylko jedno zadanie. Wstałam z łóżka i poszłam do kuchni. Na blacie leżała wizytówka Roberta. Przepisałam numer do telefonu i zadzwoniłam. Mężczyzna odebrał po czterech sygnałach.

- Robert Smith, słucham. - Usłyszałam głos po drugiej stronie.

- Cześć, to ja Ida...

- Cześć! Nie sądziłem, że tak szybko zadzwonisz. - Przerwał mi mężczyzna.

- Chciałam cię o coś zapytać. Czy jutro mógłbyś podjechać na parking pod biurowcem? Muszę zabrać rzeczy z pracy, w tym kilka segregatorów i sama tego nie zaniosę, a mój samochód pożyczyłam przyjaciółce.

- Nie ma problemu. O której mam czekać?

- Pasowałoby ci o dziesiątej? Nie zajmie to wiele czasu.

- Oczywiście.

- Dziękuję ci, że tak mi pomagasz. Gdyby nie ty już bym leżała w grobie.

- To dla mnie przyjemność. - Uśmiechnęłam się, bo jego słowa zabrzmiały trochę jak komplement.

- Do zobaczenia. - Pożegnałam się.

- Cześć.

Deszczowa miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz