Rozdział 5

2.9K 179 10
                                    

Niedziela minęła mi spokojnie. Obudziło mnie chrapanie Blanki. Fakt, było dość ciche, ale ja podczas snu jestem bardzo wrażliwa na wszelkie dźwięki. Spojrzałam na zegarek było wpół do dziewiątej. Dość wcześnie jak na niedzielny poranek.

- Blanka. - Potrząsnęłam ramieniem przyjaciółki.

- Blanka obudź się. - Powtórzyłam czynność tylko z trochę większa siłą, aby osiągnąć większy skutek.

- Hmm.... - Dziewczyna powoli odwracała się na plecy. - Daj mi spać.

- Jest po ósmej. Nie możesz spać cały dzień.

- Nie ma w tym nic złego, a poza tym nie zabronisz mi. Od pięciu lat jestem dorosła i sama o sobie decyduję.

- No dobrze uparciuchu to ty śpij dalej, a ja idę naszykować śniadanie.

Wstałam z łóżka i udałam się do łazienki. Skorzystałam z toalety, umyłam twarz zimną wodą i rozczesałam włosy. Zadowolona poszłam do kuchni i zaczęłam wyjmować wszystkie potrzebne składniki na omlety, które zamierzam przyrządzić. Kiedy wszystko było już w gotowe rozgrzałam patelnie i wylałam na nią cześć jajek.

- O jednak nie śpisz? - zapytałam, bo w drzwiach stanęła Blanka.

- Nie mogłam zasnąć po tym, jak mnie obudziłaś.

- Nie udawaj "zwabił" cię zapach.

- Nieee.... w cale nie. - Dziewczyna zachowywała się jak małe dziecko, co nie do końca nauczyło się dobrze kłamać. - Nie patrz tak na mnie... Rozgryzłaś mnie.

- Ha, ja cię znam nie od dziś, wiem, że nigdy nie pogardzisz dobrym jedzeniem, a w szczególności moim. - Może nie byłam wybitnym szefem kuchni, ale gotowałam całkiem nieźle i umiałam wyczarować coś z niczego.

Po śniadaniu wybrałyśmy się do centrum handlowego na małe zakupy i kawę. Po drodze zatrzymałyśmy się pod domem Blanki, żeby mogła pójść się przebrać.

Do swojego mieszkania, wróciłam późnym popołudniem. Musiałam rozpakować wszystkie kupione rzeczy. Małe zakupy, wcale nie były takie małe.

***

Obudziłam się wcześnie rano, więc miałam jeszcze trochę czasu do wyjścia na ósmą do pracy. Wyspana poszłam do kuchni i zrobiłam sobie na śniadanie owsiankę.

Kiedy zjadłam, poszłam do łazienki, a później ubrana w lekką, letnią sukienkę w kwiaty poszłam do kuchni. Umyłam brudne talerze, które nazbierały się po posiłkach.
W zlewie miałam rozdrabniarkę do resztek, więc włączyłam ją i wrzuciłam resztki jedzenia.

Odwróciłam się od zlewu z zamiarem sięgnięcia po talerz, ale nagle usłyszałam niepokojący zgrzyt. Spojrzałam w stronę źródła dźwięku i się przeraziłam. Szafki, które wisiały nad zlewem, blaty i ściana były całe pokryte resztkami jedzenia. Szybko podeszłam do ściany i nacisnęłam przycisk wyłączający rozdrabniarkę, ale ona nie chciała się wyłączyć. Spróbowałam jeszcze raz. Dalej nie otrzymałam zamierzonych skutków. Pobiegłam do salonu, wzięłam swój telefon i wybrałam numer do hydraulika.

- Halo, proszę pana z tej strony Ida Lao. Czy mógłby pan przyjechać? - Mężczyzna odebrał po trzech sygnałach.

- A co się stało?

- Rozdrabniarka mi się zepsuła, nie chcę się wyłączyć. Mam pół kuchni brudnej.

- Aha w takim razie ja już do pani jadę, będę za dwadzieścia minut.

- Wspaniale, czekam na pana, ale proszę się pośpieszyć - powiedziałam i się rozłączyłam.

Zanim odłożyłam telefon na stół, spojrzałam na zegarek była siódma trzydzieści. Postanowiłam jeszcze raz spróbować wyłączyć rozdrabniarkę, ale dalej hałasowała, tak samo jak wcześniej, co sprawiało, że głowa zaczynała mnie już boleć. Skoro nie mogłam nic zrobić siadłam w salonie i włączyłam telewizor, bo nic innego mi nie pozostało. Hydraulik spóźniał się już pięć minut. Jeszcze bardzo nie panikowałam, ale mały stres ogarnął mój organizm. Zadzwoniłam do Belli, żeby usprawiedliwić ewentualne spóźnienie.

- Hej Balla, mam prośbę. - Opowiedziałam jej o rozdrabniarce. - Czy jeśli nie przyjdę na czas spróbujesz usprawiedliwić mnie u szefa?

- Ależ oczywiście. Myślę, że daruje ci to spóźnienie.

- Też tak myślę. - Udałam pewną siebie, chociaż tak naprawdę wiedziałam, że jeśli teraz nie przyjdę na czas to nie mam już ani jednej szansy na poprawę.

- Muszę kończyć mam dużo pracy. - Z rozmyślań wyrwał mnie głos przyjaciółki.

- Och tak. Przepraszam. Do zobaczenia.

- Całuję. - Bella rozłączyła się.

Było po ósmej jak w końcu usłyszałam dźwięk domofonu. Poderwałam się z kanapy i pobiegłam do przedpokoju.

***

- Ida... - Blanka była w złym humorze. - Szef cię woła.

- Wiem zdaję sobie z tego sprawę. - Nie wdawałam się w dalszą rozmowę, tylko poszłam na chwilę do naszego pokoju.

Gdy otworzyłam drzwi koło mnie stała już Bella i przepraszała mnie. Tłumaczyła, że była u Patricka, ale on był wściekły i nie chciał jej słuchać.

- Bella, to nie twoja wina, ale nie martw się wszystko będzie dobrze. - Podeszłam do swojego biurka i zostawiłam tam swoją torebkę.

Spojrzałam jeszcze szybko przez okno, niebo naszło ciemnymi chmurami, tak samo jak i mój nastrój. Wyszłam z pokoju, a Blanka posłała mi jeszcze pokrzepiający uśmiech i ruszyłam w doskonale znanym kierunku. Weszłam po schodach na piętro, gdzie mieścił się tylko gabinet pana Wayvesa. Miałam wrażenie, że mam deja vu. Znowu stałam przed szklanymi drzwiami, znowu wzięłam głęboki oddech i znowu niepewnie zapukałam.

- Wejdź. - Usłyszałam głos szefa, ton jego głosu nie wróżył nic dobrego.

- Dzień dobry panie prezesie... Wzywał mnie... - Nie dał mi dokończyć.

- Usiądź. - Wskazał fotel przed biurkiem, a na przeciwko siebie. - Wykorzystałaś wszystkie szansę które ci dałem. Wierzyłem w ciebie. Sądziłem, że mnie nie zawiedziesz, ale jednak myliłem się co do ciebie. Miałem nadzieję, że weźmiesz sobie moje słowa do serca - mówił spokojnie, co jeszcze bardziej mnie stresowało. O wiele bardziej wolałabym, żeby krzyczał. Spokojny Wayves to coś nowego.

- Ale szefie...

- Nie ma żadnego "ale". - Patrick wstał i podszedł do okna. Nie patrzyłam za nim, wolałam dalej tępo wpatrywać się w ścianę. - Powinienem cię teraz zwolnić... - Teraz jego głos dobiegał za moich pleców. - Ale mam propozycję.

- Panie prezesie, ja naprawdę lubię tu pracować, a dzisiejsze spóźnienie nie było moją winą.

- Wiem. Dlatego proponuję ci układ, bo nie chcę cię zwalniać. Jesteś dobrą pracownicą, nie licząc tych spóźnień oczywiście.

- Co miała bym zrobić?

- Nic trudnego. - Czułam jak Patrick nachyla się w moją stronę. - Trzy razy w tygodniu miałabyś zostawać dłużej w pracy.

- Nadgodziny?

- Nie do końca. Przychodziłabyś do mnie do gabinetu.

- Ale...

- Ciii. Nie martw się nic ci nie zrobię. - Był coraz bliżej mojego ucha. - Wiem, że dla pracy zrobisz dużo, więc przychodziłabyś do mnie na godzinkę czy dwie. Zajęła byś się mną, a ja tobą. - Jego ton głosu ociekał spokojem i słodkością.

- NIE! - Poderwałam się szybko z miejsca. - Nie będę świadczyła żadnych usług seksualnych. Nie jestem żadną tanią szmatą!

- Ida, proszę cię usiądź.

- Nie. Nie mam zamiaru siadać. Do widzenia, panu. Jutro przyjdę po swoje rzeczy i podpiszę rezygnację. - Podeszłam w stronę drzwi i już miałam nacisnąć klamkę, kiedy szef złapał mnie za nadgarstek.

- Ida, poczekaj - wysyczał przez zęby.

- Puść mnie! - wrzasnęłam i wyszłam z gabinetu trzaskając drzwiami.

Zbiegłam ze schodów, na tyle szybko, ile pozwalały mi szpiki i minęłam recepcje. Widziałam, że Blanka chciała o coś zapytać, ale jej nie słuchałam. Wpadłam do pokoju jak torpeda. Wzięłam torebkę z krzesła i wybiegłam. Dziewczyny podniosły na mnie wzrok i natychmiast wybiegły za mną na korytarz, wołając żebym poczekała, ale ja nie chciałam ich słuchać.

Deszczowa miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz