Rozdział 19

1.5K 117 18
                                    

- Otwarte! - zawołałam.

Blanka ostrożnie weszła do domu. Biały szlak z chusteczek higienicznych zaprowadził ją do mojej sypialni. Im była bliżej, tym więcej było białych śladów. Mała kupka była w salonie, gdzie spędziłam chwilę, dzwoniąc do przyjaciółki. Szlak skręcał do łazienki, ale były to tylko nieliczne, białe kulki. Najwięcej chusteczek było u mnie w pokoju. Na podłodze leżały dwa puste, tekturowe pudełka, a trzecie było właśnie na moich kolanach.

- Ida, co się stało? Nic nie chciałaś mi powiedzieć przez telefon. - Przyjaciółka usiadła koło mnie i mocno przytuliła.

- On... Robert... - mówiłam, pociągając nosem. - On powiedział, żebym więcej do niego nie dzwoniła i, że to koniec - powiedziałam szybko i sięgnęłam po kolejny biały płatek. - Ale ja tak nie mogę. Nie mogę! Rozumiesz?! Kocham go! - krzyczałam i zalałam się łzami.

- A co się takiego stało? Nie wiem, o co chodzi. - Blanka wyjęła chusteczkę i wytarła moją łzy z policzka.

Opowiedziałam jej wszystko po kolei, opowieść trochę mnie uspokoiła, co było dziwne.

- Palant! - skomentowała przyjaciółka.

- Dominic powiedział tak samo. - Uśmiechnęłam się do niej przez łzy i poruszyłam sugestywnie brwiami.

Blanka zarumieniła się, ale szybko jej przeszło.

- Wiesz co? Uważam, że jeśli się tak zachował to nie był ciebie wart.

- Naprawdę?

- Naprawdę! I wiesz, mam pomysł. - Dziewczyna podniosła się z łóżka. - Jedziemy na wakacje!

Już otwierałam usta, żeby zaprotestować, ale Blanka była szybsza.

- Nie wymagasz się, kochana. Ty nie pracujesz, ja wezmę wolę i pojedziemy. Będzie super, mówię ci. Gwarantuje, że zapomnisz o Robercie.

- No dobrze... - Zgodziłam się niechętnie. - A gdzie jedziemy?

- Do Rzymu!

- Jezu, naprawdę?! Zawsze chciałam tam pojechać! Kocham cię, kocham cię! - Rzuciłam się na przyjaciółkę, przewracając nas obie na miękki materac.

***

- Masz wszystko? - rzuciłam od progu.

Przyjechałam po Blankę, bo od niej z domu jest bliżej na lotnisko. Dziewczyna mieszkała w małej, uroczej kawalerce.

- Tak jest. Jestem gotowa do drogi!

- W takim razie marsz do samochodu - powiedziałam i obie zaczęłyśmy się śmiać i przytuliłyśmy się na przywitanie.

- Wczoraj na kolację zrobiłam sobie makaron - oznajmiła Blanka, kiedy pakowałyśmy walizki do bagażnika. - Przyzwyczajam się do tamtejszych zwyczajów. - Puściła mi oczko i zapięła pasy.

Kiedy byłyśmy już na sali odlotów miałyśmy jeszcze półtorej godziny czasu wolnego. Poszłyśmy na kawę i kupiłyśmy sobie po gazecie, żeby nam się nie nudziło w czasie lotu. Głos z głośników przerwał nam naszą dyskusję na temat mojej nowej pracy.

- Pasażerów oczekujących na samolot do Rzymu prosimy o podejścia do bramki numer cztery. Dziękujemy i życzymy miłej podróży.

Udałyśmy się we właściwe miejsce i po dwudziestu minutach byłyśmy już w samolocie na naszych miejscach.

Deszczowa miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz